𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐭𝐰𝐨 | memories

60 7 9
                                    

𝐌𝐄𝐌𝐎𝐑𝐈𝐄𝐒
chapter two

Weszłam do domu, składając przy okazji parasol. Był mokry od deszczu, ale nie chciało mi się go suszyć i po prostu zostawiłam go na wycieraczce. Wyjęłam włosy spod płaszcza i rozpięłam go. Cała dygotałam z zimna i marzyłam o ciepłej herbacie. O niczym innym. Ostatnimi czasy pogoda była naprawdę okropna i nikomu nie chciało się wystawiać swojego nosa poza ściany pokoju. Niestety nie byłam tym szczęśliwcem, który może sobie zrobić wolne od zajęć na uczelni, czy w szkole, bo już dawno skończyłam swoją edukację i musiałam pracować, aby mieć się z czego utrzymać. 

Podniosłam przy okazji kilka listów z podłogi, mając nadzieje, że to będzie coś ważnego, a nie tylko głupie ulotki, czy rachunki. Oczywiście te ważne koperty, które miały na sobie logo z banku, czy innej firmy odłożyłam na bok, aby spokojnie przejrzeć je kiedy indziej. Była w tym wszystkim jednak koperta, która szczególnie mnie zastanowiła. Poza tym charakter tego pisma wydawał mi się znajomy. I nie pomyliłam się, bo list był od Louisa. Gdy dotarło to do mnie, zatrzymałam się wpół kroku, tuż przed kuchnią i pokręciłam głową. Nie, to nie mogło być od niego. Prosiłam, aby dał mi spokój i nie odzywał się do mnie.

Do tej pory jakoś sobie radziłam. Dni mijały mi w sposób mechaniczny, chociaż i tak nie zwracałam na to uwagi. Wstawałam, jadłam coś na śniadanie, ubierałam się i szłam do pracy. Wracałam, jadłam obiad i potem próbowałam jakoś zabić czas do wieczora. Szłam po zakupy do sklepu nieopodal, układałam puzzle, czy robiłam cokolwiek innego, co nie wiązało się z leżeniem w łóżku i wypłakiwaniem sobie oczu. Nie ukrywałam, że było mi ciężko, bo dni bez Louisa tak właśnie się prezentowały, ale nie chciałam pomocy. Uparłam się, że poradzę sobie sama. W końcu to wszystko minie. Nie wiedziałam kiedy i czy aby na pewno stanie się, tak jak sobie to wymyśliłam, ale łudziłam się, że jednak tak będzie. 

Rozerwałam kopertę, po czym rozłożyłam kartkę i zaczęłam czytać. To jednak był list od Louisa. Pisał w nim o tym, że za mną tęskni i że żałuje, że nie został ze mną w kraju. Później było trochę tłumaczeń i innych takich, przez które tylko przeleciałam wzrokiem. Na tę część nie miałam ochoty i wolałam się dodatkowo nie dobijać. Z jednej strony miałam ochotę rzucić tylko wymowne a nie mówiłam, ale z drugiej wiedziałam doskonale, że czułabym się jeszcze gorzej, gdybym naprawdę uparła się w tym, że ma ze mną zostać.  

Później pisał o dniu, w którym się padało. O ironio, wtedy też padało. Pokręciłam głową i odrzuciłam list na stół. Nie mogłam. Nie miałam na to siły. Otarłam palcami kąciki oczu, aby się do końca nie rozmazać i pokręciłam głową. Nie. Musiałam być silna, a on zrobił to specjalnie, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaka byłam i jak łatwo można było mnie doprowadzić do płaczu. Westchnęłam ciężko i odwróciłam się do kuchenki, aby nastawić wodę na herbatę. Później otworzyłam wiszącą szafkę, aby wyjąć z niej jakiś kubek i przez nieuwagę go rozbiłam.

— Kurwa! — warknęłam, widząc jak porcelana w oka mgnieniu zamieniła się w kupkę rozbitych kawałeczków. Nie był to w prawdzie jakiś szczególny kubek,  bo był cały biały z błękitnym wnętrzem, ale był duży i mieściło się w nim dużo herbaty. Pokręciłam znowu głową i odwróciłam się na pięcie. Poszłam po miotłę, aby to wszystko zmieść i nie narobić większego bałaganu. Po pięciu minutach kubek był już w worku na śmieci, a ja wrzuciłam torebkę z herbatą do następnego, którego już nie rozbiłam. Woda w tym czasie zaważała, więc zalałam napój wodą i odczekałam wyznaczony czas, aby wszystko dobrze się zaparzyło. Nie byłam jakąś wybitną koneserką herbaty, a moje podniebienie nie szukało nie wiadomo jakich smaków, ale przejmowałam powoli nawyki Red - mojej przyjaciółki. A ona dopiero była zakręcona na tym punkcie. Książki, herbata i psy. Te trzy słowa opisywały ją do tego stopnia, że nie trzeba było silić się na nic innego. 

Zabrałam herbatę i udałam się do salonu. Po drodze zgarnęłam jeszcze list, choć przed tym zawahałam się trochę. Nadal nie byłam do końca pewna, czy chce wracać do przeszłości, na sam początek naszej znajomości. Owszem, to były cudowne dni i pamiętałam je bardzo dobrze, ale wiedziałam, że powrót będzie bardziej niż bolesny. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziałam, czy nic mu się nie stało i czy jest cały i zdrowy. Nadal obsesyjnie się o niego bałam, choć nic już nas nie łączyło. A może tak właśnie sobie wmówiłam? Uczucia nie znikają z dnia na dzień, choć czasem bardzo by się tego chciało. Cóż, ja sama już nie wiedziałam, czego chciałam. Miałam jeden wielki mętlik w głowie, odkąd tylko powiedziałam mu, że to koniec. Potem było coraz gorzej. Do tego wszystkiego doszedł ten list. Czułam się potwornie. A wspomnienia, które przyszły razem z tym skrawkiem papieru tylko to wszystko pogłębiały. 

///

matko, ale odzwyczaiłam się od pisania w pierwszej osobie

letters • tomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz