Kolejne wydanie oznacza następną porcję artykułów, wśród których nie mogło przecież zabraknąć „Poznaj pisarza"! W dzisiejszym numerze przedstawię Wam niedawno odnalezione przeze mnie opowiadanie pod tytułem „Najpiękniejszy Uśmiech" autorstwa Zapauka.
LGBTQ to temat, który jest mi niesamowicie bliski i często lubię się w nim zaczytywać. Na Wattpadzie można odnaleźć naprawdę wiele opowiadań pasujących do niego: większość z nich jest też napisana poprawnie, a bohaterowie wykreowani są w taki sposób, że łatwo jest ich polubić. Fabuły trzymają się kupy, stworzony zostaje ciąg przyczynowo-skutkowy, a jednocześnie można odnaleźć wiele momentów, które zaskoczą niejednego czytelnika. Czy wyżej wspomniana praca się do nich zalicza? I do kogo w końcu należy ten „Najpiękniejszy Uśmiech"?
Głównym bohaterem tej opowieści jest mieszkający w New Haven Matthew, który od trzech lat dorabia w magazynie. Przez osiem godzin dziennie porządkuje i przenosi pudła w centrum, żeby następnie kolejne siedem spędzić na pracy w siłowni. Próbuje w ten sposób odłożyć na opłacenie college'u, bo chociaż jego rodzice są dosyć zamożni, konflikty nie pozwalają mu prosić ich o pomoc finansową. Usiłuje więc poradzić sobie sam, pracując w dwóch miejscach i stawiając obie posady na piedestale swojego życia. Niebezpieczna rutyna trwa u niego do momentu, gdy zaczyna podupadać na zdrowiu, jednak nawet to nie powstrzymuje go przed dalszym, wręcz chorobliwym dążeniem do celu. Nie ma bowiem nic, co byłoby w stanie na niego wpłynąć, gdy każdy następny dzień przybliża go do zebrania upragnionej sumy. Jest pracoholikiem, widać tę cechę w większości rozdziałów, ale zmienia się to, gdy na jego drodze staje pewien wyjątkowy nastolatek. I to właśnie dzięki Nathanowi u Matta ujawnia się cecha opiekuńczości, bo z każdym spotkaniem podświadomie pragnie zrobić dla niego więcej, chociaż nie zamieniają ze sobą nawet słowa.
Matt to taki typ cwaniaczka i ta postawa przedstawiona zostaje już w pierwszym rozdziale, gdzie bez bicia przyznaje się, że udzielał ciekawskim klientom spontanicznych oraz niekiedy wyssanych z palca rad. Mnie osobiście dziwi, że to w ogóle przeszło, ale w końcu mówimy o opowiadaniu, gdzie autor może przemycić kilka rzeczy, które w prawdziwym życiu prędzej czy później wyszłyby na jaw jako naprawdę niefortunne potknięcia. Matthew można zdefiniować jako obserwatora, bo zauważa wiele detali, takich jak na przykład dokładny czas biegania przykuwającego jego wzrok chłopaka oraz co dzień zmieniające położenie plamy po farbach na ciele Nathana. Przez zaangażowanie w pracę Matt nie ma przyjaciół, przez co jedyną relacją, w jaką się angażuje, jest ta z czarnowłosym artystą, konsumująca go coraz bardziej z każdą chwilą.
Nathan Curtem to chłopak, którego Matthew już od dłuższego czasu obserwuje podczas zmiany. Swoją obecnością sprawia, że ten często popełnia drobne błędy w pracy, co — według mnie — jest dosyć słabe ze względu na fakt, że przecież jakiś czas już w tym siedzi. Z własnego doświadczenia wiem, że po okresie kilku miesięcy pewne rzeczy po prostu trzeba mieć wpojone, nie mówiąc już o latach codziennej rutyny. Klienci jeszcze mogliby przymknąc na to oko, ale u współpracowników i szefa jest to mało możliwe.
Wróćmy jednak do Nathana i przyjrzyjmy się bliżej tej postaci: chłopak jest małomówny, skryty, cichy i posiada wielką cierpliwość. Nie wyznaje zdrobnień, zwracając się do wszystkich pełnymi imionami, co według Matta jest oznaką dojrzałości. Jego artystyczna dusza skrywa przed nowym znajomym wiele tajemnic, wśród których znajduje się fakt prześladowania niemal na każdym kroku oraz homoseksualizm. Łatwo zauważyć, że jest dość lekkomyślny i poniekąd szalony, ponieważ bez większego zamyślenia wyszedł z inicjatywą wejścia na dach.
Krótka opowieść, jaką stanowi „Najpiękniejszy Uśmiech", napisana została w sposób przyzwoity pod względem gramatycznym. Lekkie pióro autorki sprawia, że czytanie jest prawdziwą przyjemnością, ale niestety historia ta posiada kilka minusów. Jednym z nich jest niezdrowa wręcz zabawa stereotypami (syn szefa, który nienawidzi głównego bohatera i na każdym kroku wręcz go prześladuje przez zazdrość o swoje urojenia względem jego relacji z ojcem), chociaż całe szczęście w ciągu ostatnich rozdziałów następuje zmiana. Ponadto łatwo zauważyć gloryfikację mobbingu w pracy i wręcz olewcze podejście do tematu przez głowę siłowni. Tu może wina leży właśnie po stronie pracodawcy, jednak inni zauważali, co miało miejsce. Kompletnie bez sensu jest to, że reszta pracowników akceptuje tak karygodne zachowania. W szczególności mając na uwadze fakt, iż siłownia ta jest jednym z najpopularniejszych miejsc tego typu w mieście. Mogli sobie więc pozwolić na utratę kilku klientów na rzecz utrzymania poziomu pod względem zadowolenia oraz psychicznego komfortu innych. Jedną z ostatnich rzeczy, które boleśnie rzuciły mi się w oczy, jest zbyt szybkie tempo akcji. Wspomniałam to również autorce w komentarzu pod zakończeniem, bo ta historia naprawdę dałaby się pociągnąć na wiele sposobów albo zwyczajnie bardziej rozpisać, aby to przyśpieszenie nie było aż tak odczuwalne. No i tu dochodzimy do ostatniej wady, czyli pewnej afery, która ostatecznie zostawiła u mnie niesmak. Wątek brata Nathana, odebranego przez Matta jako kochanka, oraz olewcze podejście głównego bohatera do wyjaśnień, okazały się według mnie totalnym strzałem w kolano. Jasne: znam wiele osób chorobliwie wręcz zazdrosnych, sama do takich należę, ale mimo wszystko, jeśli ktoś próbuje mi coś wyjaśnić, to słucham, a nie uciekam, zakorzeniając w głowie błędne wyobrażenia. Zabawa w kotka i myszkę trwała do ostatnich części, ale całość kończy się szczęśliwie.