Rozdział 5

48 0 0
                                    

Mój przyjemny sen przerwał budzik, oznajmiający, że jest już godzina siódma. Przetarłam oczy, ale bez zbędnego przedłużania czasu, udałam się do łazienki. Stres tak rozszedł się po moim ciele, że chyba zniosłabym jajko, gdybym poleżała w łóżku jeszcze te kilka minut w łóżku.

Chciałam otworzyć już drzwi, gdy nagle otworzyły się z impetem. W progu stanęła moja rodzicielka, a na mój widok podskoczyła przerażona, chwytając się za brzuch.

- Oh Miley, to ty! - kobieta odetchnęła z ulgą. Spojrzałam na nią nieco jak na idiotkę, ale w mroku korytarza zapewne nawet tego nie dostrzegła.

- Wszystko w porządku, mamo? - zapytałam, nie szczędząc sobie ciekawości.

- Tak, wszystko w porządku... - mruknęła cicho, gdy nagle z kuchni rozbrzmiał odgłos czajnika. - och muszę już iść.

Wybiegła niczym poparzona, unikając moje wzroku. Takim zachowaniem, stwierdziłam, że coś przede mną ukrywa. Wzruszyłam jedynie ramionami, odganiając od siebie niepotrzebne myśli. Teraz to nie był czas i miejsce na zabawę w Sherlocka. Nie czekając dłużej, weszłam do pomieszczenia i wykonałam poranną toaletę. Następnie włożyłam białą koszulę, a do tego dopasowaną spódnicę w kratę.

Szybko opuściłam dom, zapominając o całej porannej sytuacji.

***

- Dzień dobry panie Collins. - przywitałam się, niepewnie wchodząc do środka. Mężczyzna skinął mi jedynie głową, posyłając mi delikatnie uśmiech.

- Dziekuję, że przyszła pani te dziesięć minut wcześniej. - odparł, po chwili jego przyjemny głos, zmienił się na poważniejszy, typowo zarezerwowany dla pracowników. - A więc przejdźmy do konkretów.

Zawsze jesteś taki konkretny, huh?

Dziesięć minut spędziłam na słuchaniu uważnie tego, jak powinnam wykonywać swoją pracę i jakie panują zasady w firmie. Gdy skończył swój monolog, po prostu podziękowałam i skierowałam się w stronę drzwi, wygładzając przy okazji swoją spódnicę.

I naprawdę nie wiedziałam czy mi się to wydawało, czy naprawdę wychodząc, czułam palący wzrok mężczyzny na swojej osobie.

***

Pracowało mi się przyjemnie, choć praca sekretarki wcale nie jest taka łatwa, jak się wydaję. Kilka razy podawałam innym pracownikom, gdzie znajduję się dana osoba, odbierałam telefony i przekazywałam informację poszczególnym osobom.

Gdy miałam pierwszy raz drobną chwilę dla siebie, na ladzie zadzwonił malutki mikrofonik, a w nim odezwał się głos szefa.

- Pani Towson, proszę mi przygotować małą latte za pięć minut.

- Oczywiście, panie Collins. - oznajmiłam, wciskając czerwony guziczek.

Wyszłam ze swojego stanowiska, kierując się w stronę małej kuchni. Będąc w pomieszczeniu wyciągnęłam z szafki filkżankę, mały talerzyk, małą łyżeczkę i express do latte. Po pięciu minutach kawa była gotowa i ładnie ozdoniona, nie czekając ani minuty dłużej, ruszyłam w stronę gabinetu szefa.

Zapukałam i weszłam do środka. Pan Collins uśmiechnął się do mnie nieznacznie, gdy położyłam filiżankę na jego biurku.

- Coś jeszcze, Panie Collins? - zapytałam uprzejmie.

Mężczyzna spojrzał na mnie hipnotyzującym wzrokiem, przez co moje nogi odmówiły posłuszeństwa.

- Właściwie to tak. - odrzekł, spoglądając na swoje palce, które kreśliły niewidzialne kółeczka na plikach papieru. Gdy wypowiadał następne słowa, jego wzrok przeszedł na moją osobę. Spoglądał na mnie...inaczej, niż zwykle. - Zgodzi się Pani zaprosić dzisiaj na kawę?

Rozchyliłam lekko usta, niespodziewając się takiego pytania. Otrząsnęłam się z transu, gdy zorientowałam się, że długo milczę.

- Z miłą chęcią dam się zaprosić na kawę. - odpowiedziałam, zagryzając wargę.

Collins uśmiechnął się szeroko, wzrokiem szybko zerkając na swój grafik.
- Pasowałaby ci godzina osiemnasta? Mniej więcej jestem od tej godziny wolny.

- Bez problemu. - bez zastanowienia odpowiedziałam, posyłając szatynowi najpiękniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać. - Do zobaczenia, panie Collins.

Wyszłam z gabinetu jak najszybciej, ponieważ cholernie nie chciałam, aby mężczyzna zobaczył moje palące policzki.

Przez resztę godzin, zastanawiałam się, czy mam to traktować jako randkę czy zwykły przyjacielski wypad.

***

M. Collins pov.

Gdy pierwszy raz w słuchawce telefonu rozbrzmiał jej delikatny i aksamitny głos, przeszedł mnie dreszcz. Umówiłem ją wtedy jak najszybciej na rozmowę, niekoniecznie dlatego, że potrzebujemy w trybie nagłym nowej sekretarki. Mieliśmy ich wystarczająco w różnych odzdziałach, więc poradzilibyśmy sobie na krótszą metę. Umówiłem ją na rozmowę tak szybko, ponieważ chciałem ją natychmiast poznać. Gdy pierwszy raz weszła do mojego biura, starałem się pohamować ten natarczywy wzrok na jej osobę. Była tak cholernie piękna, że moje serce zabiło szybciej. I naprawdę drugi raz w życiu coś takiego odczuwam. Starałem się traktować konkretnie, nie owijając w bawełnę - tak, jak traktuję innych. Jednak byłem dla niej bardzo miły, co mnie samego zdziwiło. Zazwyczaj dla pracowników bywam oschły i nieprzyjemny. Dzisiaj zaprosiłem ją na kawę, nie mogłem przepuścić takiej okazji.

Jeżeli chodzi o mój stosunek do kobiet, to nie chodzę z każdą do łóżka, jak to niektórzy mają w zwyczaju. Faktycznie, kilka razy wdawałem się w dłuższe romanse, ale nie znaczyło to dla mnie nic. Jeżeli rzeczywiście bylo to coś więcej, niż pociąg fizyczny, to albo była to mężatka, która traktowała mnie jako odskocznie, albo kobieta, która nie czuła nic więcej.

Aktualnie skonczyłem z romansami i szukam kogoś na stałe.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 16, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wciąż walcz [w trakcie] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz