12. I że cię nie opuszczę

8 2 0
                                    

- No to pora zacząć przedstawienie.

Chwytam mojego ojca za ramię. Na twarzy widnieje sztuczny uśmiech. Wolnym krokiem zmierzamy w stronę ołtarza. Słyszę tylko parę szeptów z ławek, jaką to mam piękną suknię. Dochodzimy do ołtarza, przy którym stoi ksiądź, Lucas i wszystkie nasze drużby. Muszę powiedzieć, że mama bardzo się postarała. Długie jasno - różowe suknie są po prostu idealne. Staję obok Lucasa i nie wiem, co mam zrobić. Musimy dobrze to rozegrać. Odwracam wzrok w kierunku mojego prawie męża. On w tej samej chwili patrzy się na mnie. Chyba też dokładnie nie wie, co ma robić. Czuję dotyk na mojej ręce. Załączam nasze ręce. Już widzę ten wzrok triumfu u rodziców. Nawet się nie spostrzegłam, a minęła już połowa mszy.

- Dobrze, teraz założycie przysięgę. Podajcie sobie ręce. - podaję rękę Lucasowi, a ksiądz owija nasze dłonie jakąś płachtą. - Mirvano powtarzaj za mną. Ja Mirvana Elisabeth Thompson biorę ciebie Lucasie Theo Olsson za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. - powtarzam za nim dokładnie wszystkie słowa. - Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy Święci. Amen.

Nie wiem czy to n jakaś magia, ale po wypowiedzeniu całej formułki poczułam się jakoś inaczej. Nie mogłam uwierzyć w słowa, które mówię. Czułam się oszołomiona. Nie mogłam się skupić na słowach Lucasa, które do mnie wypowiadał.
Na końcu usłyszałam tylko:

- Załóżcie sobie obrączki.

Wzięłam piękną złotą obrączkę z datą naszego ślubu i założyłam ją na palec mojego męża. Lucas wziął drugą i nałożył na mój palec. Była piękna, ale jednocześnie oznaczała koniec mojej wolności.

- Jesteście mężem i żoną. Teraz możecie się pocałować.

Popatrzyłam niepewnie na mojego męża. On nawet nie raczył mi spojrzeć w oczy, tylko szybko złożył całusa na moich ustach. Jest dupkiem, ale ma nieziemskie usta. Takie miękkie.
Boże o czym ty myślisz.

Chwyciłam się jego ramienia i wyszliśmy z kościoła. Przed kościołem czekała na nas cała rzesza ludzi, którzy rzucali w nas ryżem i groszami. Podniosłam parę groszówek z ziemi i dałam do torebki, jak to mówią na szczęście.

Na podjeździe czekała już na nas biała limuzyna. Wsiadłam do auta, co było nie lada wyzwaniem, bo moja kiecka jest bardzo obszerna i długa.
Całą drogę przebyliśmy w ciszy. Ani razu się do mnie nie odezwał.

Gdy podjechaliśmy pod salę imprez, Lucas wyszedł z auta i zaczął naszą grę. Otworzył mi drzwi i pomógł mi wyjść. Jest to aż nie możliwie, że człowiek umie tak dobrze kłamać. Jednak wiem, że ja też muszę grać w tą samą grę, co on. Wchodzimy razem na salę, gdzie słyszymy już oklaski i gwizdy. Jak to bywa na weselach, goście zaczęli nam śpiewać "sto lat".
Stoję teraz na środku sali z praktycznie zupełnie obcym facetem i nie wiem, co mam zrobić. Nagle cały tłum zaczął krzyczeć "gorzko".
Miękkie usta Lucasa, przez parę sekund wylądowały na moim policzku. Jednak wiem, że dla gości to nie koniec. Zaczęli jeszcze głośniej krzyczeć "gorzko".
Raz kozie śmierć.
Odwróciłam się w stronę Lucasa i delikatnie się przesunęłam w jego stronę. Nasze twarze zaczęły się zbliżać. Nasze usta zetknęły się ze sobą, a ja poczułam się jak w niebie.
Powolnie ruszyliśmy swoimi ustami, układając przy tym nasz wspólny taniec. W końcu oderwaliśmy się od siebie. Mój wzrok utkwił w twarzy Lucasa, lecz on ani razu się na mnie nie spojrzał. Było mi bardzo smutno z tego powodu. Odwróciłam twarz i dopiłam do końca mojego szampana.

Jesteśmy już po obiedzie. Nie wiem jak to wygląda ze strony gości, ale to chyba dziwne, że młoda para w ogóle ze sobą nie rozmawia.

- Teraz zapraszamy młodą parę na pierwszy taniec. - o niee. Moja zguba. Ja nie potrafię tańczyć. Poszłam na środek. Lucas położył swoją dłoń na moim biodrze i zaczęliśmy się poruszać w rytm piosenki Ed'a Sheerana "Perfect".

- Jesteś fatalną tancerką. - wyszeptał mi na ucho.

- Aż tak to widać?

- Tak. Dostaniesz parę lekcji ode mnie.

Co jak co, ale on miał talent do tańca. Poruszał się tak zgrabnie. Tylko pozazdrościć. Ja pod tym względem jestem beztalenciem.

W końcu piosenka się skończyła, a ja mogłam odetchnąć. Wyszłam na balkon, z którego był piękny widok.
Stała tam Katharina razem z Oliverem. Muszę go poznać. Jeszcze nigdy z nim nie rozmawiałam.

- Hej, jestem Mirvana. - podaję mu dłoń, co z entuzjazmem odwzajmnia. Już go lubię. Widać, że nie jest żadnym gburem.

- Cześć, jestem Oliver. Miło cię poznać. Kath dużo mi o tobie mówiła.

- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy - zaśmiałam się, ukazują szereg moich ładnych i bialutkich zębów. Mega mi się one podobają.

- Oczywiście.

- Miri musimy pogadać. - odezwała się w końcu Kath.

- Ok.

- To ja może pójdę już na salę.

- Okej, później do ciebie dołączę.

- Dobra, jak relacje między wami?

- Niezbyt. Za dużo ze sobą nie rozmawiamy.

-Ale wiesz, że w końcu będziecie musieli na poważnie pogadać?

- No wiem. Ale narazie nie ma się co przejmować przyszłością. Chodź pójdziemy coś zatańczyć.

Jest już około północy. Wypiłam trochę, ale normalnie kontaktuję i nic mi się nie dzieje.

- Córeczko, idźcie już do swojego pokoju i spędźcie jakoś miło ten czas. - powiedziała i poruszyła sugestywnie brwiami. Nawet wolę nie wiedzieć, co wyobraża sobie moja matka. Skierowałam się do pokoju numer 28, który był zarezerwowany specjalnie dla nas. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam piękny pokój, w kolorach szarości, czerwieni i bieli. Przy ścianie stało duże łóżko, a na przeciwko wisiał duży telewizor. Pokierowałam się w stronę łazienki, która była dołączona do tego pokoju. Stała tam ogromna wanna. Zobaczywszy tą cudowną wannę, postanowiłam wziąć długi prysznic. Lucas, przecież i tak prędko nie przyjdzie. A nawet jeśli, to o czym mam z nim rozmawiać?

Nalałam wannę do pełna. Rozebrałam się i weszłam do wody. Dobrze, że wzięłam sobie jakieś ciuchy na przebranie, bo inaczej nie miałabym w czym spać.

Siedzę już tutaj około 20 minut, gdy nagle drzwi się otwierają. Z głośnym piskiem, zaczynam się zakrywać rękami. Mimo że jest piana to mam wrażenie, że dalej wszytko widać.

- Co ty robisz debilu?

- Było się trzeba zamknąć. Ja tylko oglądałem nasz pokój.

- Może raczyłbyś ruszyć swoją dupę i stąd wyjść? - popatrzył się na mnie ostatni raz, a później wyszedł trzaskając drzwiami. Zapowiadają się ciężkie lata.

Po ubraniu się, wychodzę z łazienki i widzę Lucasa leżącego na łóżku.
Kładę się na swojej połowie łóżka.
Czuję, że materac ugina się pod czyimś ciężarem.

- Zagrajmy w pytania. - to co powiedział, trochę mnie zszokowało.

- No dobra. To ty zaczynaj.

- Okeeej. To twój ulubiony kolor?

- Takie trochę banalne pytanie, ale ok. Turkusowy. Teraz ja. Jak wyobrażasz sobie nasze wspólne życie?

- Myślę, że jeśli nie będzie cały czas upierdliwa, to może się jakoś dogadamy.

- Kto tu jest upierdliwy - zamruczałam pod nosem. - Dobra dawaj pytanie.

- Byłaś kiedyś z kimś w związku?

- Tak, ale to dla mnie trudny temat.
A ty?

- Raz było coś poważnego, ale się skończyło, a reszta to były przelotne romanse. Nikt nie był warty mojej dłuższej uwagi. Zawsze było mi strasznie przykro, gdy komuś bardziej zależało na mojej kasie niż na mnie. - po jego wypowiedzi, zrobiło mi się strasznie smutno, bo ja też jestem z nim dla jego pieniędzy. Nastała cisza. Nie wiem, co mam powiedzieć. Chyba najlepszym rozwiązaniem będzie pójście spać.

- Jestem zmęczona. Dobranoc.

- Dobranoc.

Never Say NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz