Rozdział 9

18 1 0
                                    

Mężczyzna siedzący w fotelu po paru godzinach siedzenia i rozmyślania powstał. Pomału kierując się w stronę garderoby, wziął skrzynkę razem ze sercem. Położył ją delikatnie na kredensie, a sam zaczął się ubierać. W czarnych spodniach i płaszczu tego samego koloru wyglądał jeszcze starzej niż kiedykolwiek. Wkładając ciemny kapelusz na siwe włosy, podniósł to, co miał i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Mijał ostatni dzień wakacji, chociaż one nic nie znaczyły dla niego. Przecież nie pracował teraz, a każdy poranek miał wolny; wszystkie były takie same. Jednak ten dzień, jeden dzień zmienił swoje znaczenie... Kierował się teraz do pobliskiej kwiaciarni. Każdy znał go dobrze i wiedzieli, po co tu przyszedł. Pani, która tam pracowała bez rozmów, podała mężczyźnie pęk kwiatów, zawiniętych w papier. Zapłacił, po czym szedł dalej. Pomimo że była piękna pogoda, nic go nie cieszyło. Szedł głównym deptakiem, aż skręcił w uliczkę i znalazł się przed pewnym budynkiem. Powoli wszedł po schodach i uśmiechnął się do rejestratorki. Znał ją tak dobrze, jak ona jego. Przecież przychodził tu już od trzech miesięcy, codziennie. Maszerował długim oraz szerokim korytarzem, patrząc na numery sal. Dotarł do pokoju 450 i zapukał. Chociaż wiedział, że to nic nie da. Był to swego rodzaju rytuał. Po chwili wszedł i po cichu usiadł na krześle, przy łóżku. Przez pewien czas spoglądał na siwe, wręcz białe włosy leżące swobodnie na poduszce. Przez tyle miesięcy urosły i zasłaniały policzki. Mężczyzna odgarnął je powoli i poczuł zimną twarz, a także policzki nie miały różowego koloru. Najważniejsze jednak były powieki, czekał, kiedy się otworzą i pokażą błękit nieba. Przypomniał sobie o kwiatach i bez pośpiechu wstał, wziął wazon, wyrzucił zwiędnięte rośliny i nalał czystej wody. Postawił go na stoliku obok śpiącej i wsadził tam ostatnie już żonkile. Wiedział, że już minął na nie okres, ale zawsze ktoś dbał, aby choć parę sztuk miał. Te były już ostatnie. Pokój wypełnił się pięknym zapachem wiosny i trawy, a także wspomnień. Stary człowiek usiadł znów obok pani i siedział. Wyciągnął z torby pudełko. Otworzył je pomału, że nawet nie zaskrzypiało. Wyjął ze stamtąd drewniane serce należące do niego, jak i do kobiety wciąż śpiącej już od paru miesięcy. Był to nieszczęśliwy wypadek. Po prostu przechodziła przez pasy i nie usłyszała nadjeżdżającego samochodu. Kiedy wyszedł z zakrętu, zaczął trąbić, ale ona nie usłyszała, nie mogła.... Mężczyzna podniósł wyżej to, co trzymał w ręce i złapał kobietę za rękę. Po chwili objął także drugą rękę i wsadził między jej dłonie, a jego - serce.

- Aniu...- zaczął powoli - Wiem, że tego nie słyszysz, ale także wiem, że to czujesz.

Sala była pusta, a jego głos brzmiał cudownie. Nachylił się nad jej uchem i wciąż mówił.

- Pamiętasz morze i fale. Ich dźwięk mnie uspokajał. A żonkila. Tego jedynego w twoim ogródku. Wciąż wierzę i mam nadzieję, że się obudzisz z tego ciężkiego snu. Może i ja ci się śnię.

Jeszcze mocniej objął ją za ręce i powiedział tak samo, jak trzydzieści lat temu: Kocham Cię....

I wtedy wydarzyło się coś niesamowitego. Mężczyzna poczuł, że zimne ręce zaczęły mocniej dociskać jego, a powieki otwarły się powoli i patrzyły tak samo, jak kiedyś.

- Wiem, że mnie kochasz Wojtek.....- zaczęła machać Ania przed sobą dłońmi, kiedy uwolniła je z uścisku Wojciecha - Pamiętam wszystko i te żonkile także.....

Nie każdy dzień jest taki samOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz