Po długiej rozmowie zarzuciłam marynarkę na ramię i jeszcze raz podziękowałam najlepszej opiekunce, na jaką mogłam trafić. Przez moment wróciłam do dobrej i zabawnej przeszłości, kiedy przesiadywałam godzinami w domu Maddy i rozmawiałam z nią o wszystkim i o niczym. Jednak kiedy wyszłam z pokoju Zoe i wyjrzałam przez okno pociągu, przypomniała mi się szara rzeczywistość. Szansa, że to właśnie ja wrócę do domu jest bardzo niska, nawet nie próbuję się oszukiwać, że jest odwrotnie.
A może śmierć nie jest tak straszna, jak ją opisują? Może to będzie tylko chwila, zamknę oczy i znajdę się w Werk, miejsce do którego trafia każdy kapitolińczyk, w którym Głodowe Igrzyska są co miesiąc, imprezy co noc, woda do oczyszczania jest podawana w beczkach, a jedzenia jeszcze więcej niż zazwyczaj! Tylko... mama opowiadała mi o tym, kiedy zginął dziadek Vibius, a miałam wtedy sześć lat, więc mogłam uwierzyć w taką bujdę. Teraz Werk wydaje się zbyt idealne, żeby było prawdziwe. Rebelianci są jak zwierzęta w klatkach, gdy za często ich wypuszczasz, zaczynają się do tego przyzwyczajać, aż w końcu w ogóle nie będą chciały wrócić za kratki i nawet będą w stanie skrzywdzić swojego właściciela. Werk nie ma prawa bytu, nie przez conocne zabawy, gdyby nie rebelianci, byłyby one rzeczywistością, w końcu woda do oczyszczania była produkowana masowo, a na brak jedzenia nigdy nie narzekaliśmy, oczywiście zanim pojawili się buntownicy i postanowili wszcząć powstanie. Problemem są tutaj ludzie, którzy mieliby uczestniczyć w comiesięcznych Igrzyskach Głodowych. W pewnym momencie by nie wytrzymali i się sprzeciwili, nawet w raju.
Po wejściu do pokoju rzuciłam marynarkę na łóżko i spojrzałam na nieduże urządzenie wiszące tuż obok drzwi. Gdyby nie Zoe, to możliwe, że nie zwróciłabym nawet na niego uwagi, przez kolor podobny do ściany. Podłożyłam pod niego rękę, na której odrazu pojawił się harmonogram dnia, którego tym razem będę musiała przestrzegać.
10:30 śniadanie
10:45 czas refleksji
12:00 szkolenie bojowe
14:00 obiad
14:20 szkolenie bojowe
20:00 czas refleksji
21:00 kolacja
21:10 dodatkowe szkolenie bojowe lub senNie wiem kto to wymyślił, ale ten ktoś musi mieć coś z głową. Tylko trzy posiłki dziennie?! Co z drugim śniadaniem, lunchem, deserem i smakołykami przed snem?! Jeśli to jest normalna dieta rebeliantów, to naprawdę tracą wiele z życia. Chociaż jakby się nad tym zastanowić, to rebelianci nie przepadają za wodą do oczyszczania, więc nie wiem czy nawet ja byłabym w stanie tyle zjeść. Przystosowanie się do tego może nie być wcale takie trudne, gdy nie będę miała możliwości napicia się, dla dłuższego jedzenia.
Niepokoi mnie również to, że "czas refleksji", który mam pewnie rozumieć jako po prostu "czas wolny" jest tylko dwa razy na dzień. Mam nadzieję, że harmonogram w takim układzie będzie jednorazowy, bo aktualnie nie mam nawet czasu na porządne umalowanie się, a skoro już o tym mowa... Czy ktoś mi powie gdzie tu są kosmetyki? Chciałam delikatnie poprawić puder i brwi, a nigdzie nie napotkałam się na kosmetyki, nawet w łazience. Później będę musiała zapytać o to Zoe.
Za pięć minut miało rozpocząć się śniadanie, na które nie miałam ochoty się spóźniać, więc pośpiesznym krokiem wzięłam swoją marynarkę, w razie czego, gdyby zrobiło mi się zimno i wybiegłam ze swojego przedziału, żeby następnie udać się do wagonu w którym miał odbyć się posiłek.
Jadalnia jednak nie była tak daleko jak to zapamiętałam i byłam jedną z pierwszych osób, które się tam znalazły. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja wiecznie się na wszystko śpieszę, ze strachu przed spóźnieniem. Stół miał dwadzieścia cztery miejsca, czyli nasi opiekunowie i reszta najprawdopodobniej spożywa śniadanie w innym wagonie, albo o innej porze.
CZYTASZ
Pierwsze Jedwabne Igrzyska
Fanfiction"Od czasu, gdy Mroczne Dni skończyły się zwycięstwem Kapitolu, Kapitolińczycy od zawsze cieszyli się jedwabnym życiem, gdy nasze dzieci co roku szły na pewną śmierć, ku uciesze mieszkańców tego przesiąkniętego chemią miasta. Sprawiedliwość dosięgnęł...