⚡Jason Grace⚡

301 19 7
                                    

(T/i) - twoje imię.

Szkoła, cóż, kto wie co się wydarzy danego dnia. Jeszcze jak w szkole jesteś ty. Istna moc destrukcji, która władasz do szału doprowadziła już nie jednego dyrektora placówek szkolnych. Ósma klasa, a więc z tym się wiąże ósma szkoła z każdej cię wyrzucano, za...? Tak, właściwie to za co? Zadawałaś sobie to pytanie w kółko. Tylko raz zasypałaś szkołę lawina Zwierząt? A może to były potwory, kto wie? Od dłuższego czasu zastanawiałaś się czy z Tobą wszystko okej? Widziałaś stworzenia przypominające potwory, a gdy mówiłaś rówieśnikom i krzyczałaś:

- Co To jest...? - z przerażeniem i wskazywałaś na coś ręka, a ludzie tylko krzywo na Ciebie patrzyli i tłumaczyli ci co się dzieje naprawdę. Nie mogłaś im wierzyć skoro te potwory próbowały ci niejednokrotnie zabić.

Od dłuższego czasu nic ci nie zaatakowało, aż czułaś się z tym dziwnie. Nauczyłaś się uciekać przed potworami i w miarę wychodzić z tego cało. Nie licząc kilku ran, które były nieuniknione podczas walki. Zawsze walczyłaś sztyletem, który dostałaś od swojego ojca? Przynajmniej jak go spotkałaś to za niego się przedstawiał, a matka? Nie wierzyła w nic co mówisz. Wysyłała cię do psychologów i psychiatrów, mówiąc że jest z tobą bardzo źle i wymagasz leczenia, bo niejednokrotnie uciekałaś z domu i nie wracałaś nawet na tydzień. Czasami nawet dłużej. Na myśl o tym dopadło cię wspomnienie.

Stałaś sobie w lesie było cicho i ponuro, była zima, zimny wiatr powodował lekkie zaczerwienienie na twoich policzkach, ale nie zwracałaś na to uwagi. Stałaś patrząc się w pustkę, gdy nagle ktoś za Tobą się odezwał.

- (T/i), córko? - odwróciłaś się i zobaczyłaś nigdy wcześnie nie widzianego mężczyznę o bladej cerze. Ubrany był w czarny lekko podarty płaszcz do kostek.

- Yyy... Tak? - zdziwiłaś się. Nigdy nie widziałaś tego mężczyzny, więc wolałaś grać w jego grę. By na tym nie ucierpieć. - Tak, jestem (T/i).

- Atakowały cię już potwory? - spytał łagodnie, chodź na takiego nie wyglądał.

- Tak. - odpowiedziałaś bez emocji. - A co? Kogoś obchodzi moje życie?

- Masz. - podszedł do ciebie i wręczył ci sztylet w pochwie. - Przyda ci się.

Wspomnienie przerwał krzyk ludzi biegnących korytarzem. Większość to osoby z twojej klasy, nie miałaś ochoty ich bronić, bo tylko z Ciebie drwili, że wyglądasz jak straszydło, albo duch, a czasami że jesteś psychopatką. Fakt cały czas chodziłaś przygarbiona w ciemnym makijażu i  nosiłaś się na czarno, a do paska przy spodniach przeczepiałaś sztylet na którego ludzie nie zwracali uwagi. Do tego miałaś strasznie czarny charakter śmierć cię nie ruszała, wnet cię śmieszyła. Mimo wszystko nie mogłaś zostawić ludzi w potrzebie, to nie byłby honorowy czyn. Cóż wyciągnęłaś sztylet z pochwy i pobiegłaś w przeciwną stronę od tej w która uciekali ludzie. Twoim oczom ukazał się potwór, który wyglądał jak ten z tych greckich mitów, jak pamięć się nie zawodziła zwał się Minotaurem. Na jego widok ci sparaliżowało i jednak postanowiłaś uciekać wraz z tłumem.  Szybko wybiegłaś ze szkoły i uciekałaś pełnym sprintem w stronę lasu mając nadzieję że potwór zostawi ludzi w spokoju i pobiegnie za tobą. Udało się, potwór pobiegł za tobą, ale co dalej?

- (T/i) dasz radę to nie pierwszy raz... - pocieszałaś siebie na głos, gdy nagle pod twoimi stopami zabrakło gruntu i wpadłaś do dziury. Wykrzyczałaś kilka przekleństw po grecku i ujrzałaś łeb potwora nad dziurą. - Cóż, to chyba koniec. - pociekła ci łza po policzku. Nagle potwór zmienił się w pył, a do dziury wskoczył wysoki blondyn o niebieskich oczach i chwycił cię w pół i wzbił się w powietrze. Chwilę później znajdowaliście się już z 20 metrów nad ziemią.

- A więc panienka do...? - przerwałaś mu. 

- Odstaw mnie na ziemie!!! - zaczęłaś bić chłopaka pięścią w klatkę piersiową nie wiedziałaś kim był, co chciał z tobą zrobić. - Puść mnie!!! Błagam!!! - jednej rzeczy na świecie bałaś się najbardziej, wysokości. - Wolę już umrzeć niż... -  łzy spłynęły ci po policzkach. Ze strachu przypadkiem przecięłaś chłopaka sztyletem na ręce. - Puszczaj mnie! - zaczęłaś się tak szarpać, że chłopak nie dał rady cię dłużej trzymać i chcąc nie chcąc zaczęłaś spadać ku ziemi.

- Nie!!! - krzyknął chłopak na cały głos. Już byłaś bliska spotkania się z ziemią, gdy chłopak znalazł się pod tobą i spadłaś na niego, a on szybko uniósł się w górę, by was obojgu nie zamienić w dwie czerwone kałuże. Na skutek silnego poderwania się nad ziemie wasze usta się złączyły, ale szybko się odsunęłaś.

- Na ziemię błagam... - powiedziałaś łamiącym się głosem, nie miałaś siły krzyczeć.

- Spokojnie już cię odstawię. - sztylet wysunął ci się z ręki i poszybował ku Ziemi. 

- Mój sztylet... - chłopak opuścił cię na ziemie, a ty od razu odbiegłaś od niego z 5 metrów i usiadłaś na ziemi. Podszedł do ciebie i usiadł obok, a ty zaczęłaś płakać. 

- Obiecuję, już tak nie robić... - powiedział łagodnie.

- Nic nie rozumiesz. - odpowiedziałaś łagodnie. - Moja matka twierdzi, że jestem obłąkaną nastolatką z omamami. Ojciec, którego raz w życiu widziałam podarował mi sztylet, który mi właśnie wypadł i powiedział że nie będę mieć łatwego życia. Potwory to podobno ma być nic... - zaczęłaś strasznie płakać, a chłopak nie wahał się i cię przytulił.

- Jesteś półbogiem, to u nas normalne, nie zdziwiło cię że umiem latać? - spojrzałaś w jego błękitne oczy.

- Jestem czym? Półbogiem? - wzdrygnęłaś się, nic nie rozumiałaś jaki półbóg?

- Półkrwi... pół człowiekiem, pół bogiem. - powiedział cicho. - Daj sobie pomóc, masz lęk wysokości prawda? - pokiwałaś głową.

- Bez sztyletu nigdzie się nie ruszam. - mruknęłaś, ten sztylet był dla ciebie wszystkim co dostałaś od ojca, był bardzo ważny. 

- Dobrze, w takim razie ja go poszukam, a ty tu zostań, dobrze? - kiwnęłaś głową, a chłopak poszedł szukać twojej zguby.

Wrócił po 15 minutach trzymając w ręku twój sztylet. Podał ci rękę abyś wstała, wsunął sztylet do pochwy, którą miałaś przyczepioną do pasa. 

- A teraz dasz sobie pomóc? - uśmiechnął się sympatycznie. 

- Chyba tak. 

- A więc zaciśnij powieki i nie otwieraj, dopóki nie staniemy na ziemi, dobrze? Przysięgam na Styks, nie puszczę cię.

- Tak. - zamknęłaś oczy i poczułaś jak chłopak cię obejmuję i twoje stopy odrywają się od ziemi.

- Tak, poza tym jestem Jason. - przytuliłaś chłopaka najmocniej jak umiałaś, bałaś się panicznie, że spadniesz.

- (T/i) - mruknęłaś mu do ucha.

1/10  historii z Jasonem

Ave Herosi 

~Alex⚡

⚔ Twoja Historia. Olimpijscy Herosi ⚔[Zawiszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz