your scandalousness

188 19 11
                                    


Strzelił, bo i dlaczego miałby pozwolić temu śmieciowi powiedzieć choćby jeszcze jedno słowo więcej. Zamiast tego usłyszał satysfakcjonujący krzyk bólu, który rozniósł się echem po magazynie i wywoływał na jego twarzy nikły uśmiech. Obniżył pistolet i stukając obcasami lakierek po wykładanej panelami powierzchni przeszedł w kierunku mężczyzny leżącego na ziemi, sprawdzającego, jak źle wyglądała jego rana, której krew rozchodziła się po posadzce pod nim.

- Warto było? – zapytał się Jimin, przystając nad zranionym, nie omieszkawszy przy tym spoglądać na niego z odrobiną udawanej łaskawości jak i szczerej kpiny. – Nie uważam. Mogłeś to rozsądniej załatwić.

- Zamknij r... - zaczął mężczyzna, lecz urwał na przeciągły jęk, gdy blondyn nadepnął butem na ranę w nodze mężczyzny, próbując szybko ukrócić jego chęci w wypowiadaniu czegokolwiek więcej.

- Najlepiej dla ciebie byłoby, jakbyś w końcu zamilkł – stwierdził chłodno. – Nie marnuj mojego czasu – dodał, po czym zerknął za siebie, na kilka towarzyszących mu osób, oraz grupę, która przejmowała towar i przenosiła go do samochodów transportowych, mających już za kilka godzin, po uprzednich testach oraz odpowiednim zaetykietowaniu skrzyń z bronią, miały być w drodze na zachód, do jednego z ich klientów.

Nie przewidywano żadnych zmian planów.

- Mark, pozwolisz? – zapytał tylko, łącząc spojrzenie z chłopakiem. Ostatnio mocniej na nim polegał i coraz chętniej zabierał na wszelakie akcje. Chciał powolnie pokazywać młodemu, że mógł sobie pozwalać na coraz więcej i zyskiwał u niego coraz to wyższe uznanie.

Ten skinął tylko głową i zbliżył się do szefa, zostawiając resztę, która zajmowała się rachunkowością na masce jednego z czarnych camaro, jakimi tutaj przyjechali. Nie znali bowiem ostatnio słowa „skromność", od kiedy Park podwyższył im odrobinę dochody.

Ale na to akurat nie narzekała żadna ze stron.

- Byłbyś tak miły i pokazał panu, gdzie jest wyjście? – dopowiedział po chwili, kiedy Mark stanął już obok niego. – Myślę, że mogło mu wypaść z głowy.

- Jasne. Zaprowadzę go – odpowiedział Mark z lekkim uśmiechem, który owiany był niezwykłą niewinnością, niemalże nieadekwatną do zaistniałej sytuacji, była to jednak jedynie iluzja przykrywająca dobitną świadomość chłopaka o tym, co właściwie miał zrobić.

- Dziękuję. Odeślij go z pozdrowieniami ode mnie – powiedział jeszcze Jimin, nim zostawił mężczyznę w rękach Marka. Sam udał się do pozostawionego za sobą zespołu, który był w trakcie pakowania wszystkiego, co jednak nie zajmowało im aż tak wiele czasu i wyglądało na to, że niedługo powinni kończyć.

- Jak wam idzie? – znajomy chłód głosu blondyna dotarł do zebranych przy samochodzie osób, które momentalnie skupiły całą swoją uwagę na Jiminie. – Dużo wam zostało?

- Niewiele. Może jeszcze z dwadzieścia minut pracy i będziemy się zwijać – odpowiedział Jackson, rzucając przelotne spojrzenie na przenoszących skrzynie. – A coś nie tak?

- Skąd, po prostu chciałem wiedzieć, czy się wyrobicie, ale wygląda na to, że i owszem – stwierdził blondyn z wyraźnym zadowoleniem. – W takim razie zostawię was tutaj na trochę. Dopilnujcie, żeby wszystko poszło gładko aż do końca. I odezwijcie się, jak transporty będą w drodze. Ja muszę jeszcze jechać do firmy – powiedział, spotykając się ze skinieniami głowami, mówiącymi mu, że do wszystkich dotarło to, czego od nich oczekiwał. – Oh i zapomnijcie tu wyczyścić. Ta krew tam nie wygląda zbyt bezkarnie – dodał jeszcze, nim przeszedł przez halę, a potem korytarzem do wyjścia. Na zewnątrz pachniało strefą przemysłową, co nie za bardzo wpisywało się w jego gusta. Wolał zdecydowanie woń miasta, aczkolwiek ta również nie zdawała się idealna. Po pokonaniu kawałka parkingu wsiadł do swojego Lamborghini Aventador, które kupił w roku dwutysięcznym siedemnastym. Co prawda nie był to najnowszy jej model, ale miał do niego pewnego rodzaju sentyment.

unhook II jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz