Z mroku cz.2

41 6 0
                                    

#2

Kierownik sklepu wyleciał na ulice w wielkim popłochu. Zajęło mu chwilę zanim wyrównał oddech, bowiem nie należał do szczupłych ludzi. Z resztą. Czego można spodziewać się po właścicielu największego lokalu ze słodyczami w okolicy...

-Szybciej Sergio!! - Darł się w niebo głosy mój młodszy brat Silvio z reklamówką wypchaną po brzegi słodkimi krówkami z zakładu „Carmelo & Café".

Wtem usłyszeliśmy syrenę policyjną! Adrenalina uderzyła jak fala tsunami. Miałem wrażenie, że biegniemy z jakąś niewyobrażalną prędkością. Do czasu, gdy z zza rogu wyłonił się warczący policyjny motor.

-Drabina! - Wykrzyczał Silvio, gdy zauważył spróchniały przedmiot prowadzący na dach jednego z zabytkowych budynków.

Nie mieliśmy innego wyjścia. Sergio przebierając swoimi małymi nogami wdrapał się na szczyt w kilka sekund. Za nim wgramolił się Silvio, a później ja. Niestety policjant zauważył naszą kryjówkę. W między czasie wezwał jeszcze ze trzech koleżków do pomocy. Biegliśmy po dachach ile sił w nogach. Nawet tłuściutki Silvio ze strachu zapieprzał, jakby ze strachu uruchomił się w nim silnik odrzutowy. Zeskoczyliśmy z dachu i pobiegliśmy w stronę plaży wiedząc, że policjanci nie wjadą na piasek. Było już koło dwudziestej. Wybrzeże było opustoszałe. Schowaliśmy się więc w zamkniętej wypożyczalni parasoli. Rozłożyliśmy kilka z nich i wtuleni w ziemię, dygocąc ze strachu poczekaliśmy aż ucichną syreny zamontowane na policyjnych skuterach.

-Do mnie bachory! - ryknął Severo gdy próbowaliśmy wejść do domu przez okno.

Na nic zdały się prośby i tłumaczenie. Ojciec oczywiście nie uwierzył, że byliśmy w kościele. Mieliśmy w końcu torbę pełną słodkości na które nasza rodzina nie miała pieniędzy. Nie sposób było się domyślić, że krówki zostały przez nas ukradzione. Ojciec wpadł w furię. Nie był to bowiem ten sam pogodny człowiek, którego Agatha poznała w Indiach. Każdy z nas wrócił do pokoju bez kolacji i z wielkim czerwonym pasem na udzie. Wszystkiemu przyglądała się nasza siostra Sara, która chichrała się wystawiając co chwilę głowę zza drzwi. Byliśmy wściekli. Nie dość, że dostaliśmy po dupie, to jeszcze nasz łup został skonfiskowany przez mamę. Gdyby tego było mało mieliśmy udać się następnego dnia do „Carmelo & Café" i oddać właścicielowi za wyrządzone szkody z nawiązką. Oczywiście z własnych pieniędzy, których mieliśmy tyle, ile nasi rodzice mieli klientów w swojej firmie - prawie wcale...

#3

Mówi się, że dzieciństwo to najszczęśliwszy okres życia. Nasze nie było złe. Byliśmy kochającą rodziną. Wiadomo, że nerwy puszczały, gdy brakowało pieniędzy. Nasz ojciec miał wielkie marzenia. Chciał dla nas jak najlepiej. Może dlatego był taki stanowczy i twardy. Bał się, że popełnimy jego błędy. Stąd te dość drastyczne metody wychowawcze. Nie dziwię mu się. Wpadł w niebezpieczne towarzystwo, musiał opuścić Madryt, a do tego interes jego życia, jakim było biuro projektowe, nie przynosił zadowalających zysków. I kiedy życie sypało mu się na głowę pojawił się kolejny problem.

- Ktoś puuuka! - krzyknął Sergio.

Wszyscy się zdziwili, ponieważ odwiedziny w naszym domu było rzadkością. Poddenerwowany Severo wyszedł z gabinetu i poszedł otworzyć drzwi. To, co zobaczył po zerknięciu przez wizjer przewyższyło jego najgorsze oczekiwania. Już bardziej spodziewałby się wizyty świętego Mikołaja, niż...

- Witaj Severo - Powiedział wysoki, szczupły mężczyzna odziany w ubogi garnitur. Brat mojego ojca. Wujek Felipe...

- Czego tu szukasz? - warknął Severo udając, że nie jest zaskoczony tą nagłą wizytą.

- Tak witasz swoją rodzinę? - odpowiedział Felipe drwiącym głosem.

- Pan jest zapewne bratem mojego męża. Zapraszam do środka. - w ostatniej chwili wycedziła Agatha, gdyż atmosfera zrobiła się naprawdę gęsta.

Wujek przywitał się z nami jak ze starymi znajomymi. Tak naprawdę widzieliśmy go pierwszy raz w życiu. Słyszałem tylko, że między nim, a tatą nie układało się w młodości. Poszło, jak zwykle, o pieniądze. Odkąd wyprowadzili się z domu nie zamienili ze sobą ani słowa. Emocje aż wylewały się z naszego domu. Siedzieliśmy, jak na szpilkach. Co jakiś czas padały puste stwierdzenia typu "Co słychać?", czy "Jak leci w szkole?". Ojciec zamknął się w gabinecie. Do wyjścia zachęciło go dopiero wołanie mamy na kolację. Przy stole atmosfera była bardzo napięta. W końcu pojawiła się pierwsza iskra. Między ojcem, a wujkiem doszło do ostrej wymiany zdań. Wygarnęli sobie wszystkie trudne sprawy, jakie zaistniały między nimi od czasów dzieciństwa. Gdy argumenty się skończyły zaczęli się wyzywać. Kiedy padło pierwsze przekleństwo Agatha nie wytrzymała.

- Tu są dzieci! - wrzasnęła - Wynoście się z domu! Wrócicie dopiero, gdy zapanuje spokój. Nie obchodzi mnie czy wyjdziecie z tej sytuacji żywi, czy martwi. Ale pozarzynajcie się na dworze, bo nie mam zamiaru po was sprzątać. - powiedziała stanowczo.

Ojciec i wuj z gorzkimi minami odeszli od stołu.

#4

Severo i Felipe maszerowali w ciszy jakieś pięć minut. Gdy doszli do końca nadmorskiego deptaku wujek zdecydował, że należy wyjaśnić bratu przyczynę tego nagłego przyjazdu.

- Nie będę ukrywał, że nie przyleciałem tu z drugiego końca kraju tylko w odwiedziny - zaczął.

- Daruj sobie. Mów czego ode mnie chcesz. - wymamrotał Severo.

Felipe opowiedział ojcu ze szczegółami dlaczego tak naprawdę przybył do naszego miasteczka. Maszerowali razem chyba przez godzinę. Do domu sprowadziła ich dopiero noc. Wujek miał plan, który chciał zrealizować przy współpracy ze swoim bratem. W czasie swojej niełatwej młodości miał styczność, podobnie jak tata, z narkotykami...

- Dokładnie chodzi o kokainę -zakończył swój monolog Felipe

Tatę zamurowało. Wujek zaoferował mu spółkę. Mieli zajmować się przemytem towaru drogą wodną. Plan był prosty. Felipe dostarcza narkotyk przez ocean. Severo z racji tego, że mieszkał nad wodą był odpowiedzialny za rozładunek towaru i za przygotowanie go do dalszego transportu. Ojciec miał złe wspomnienia z narkotykami. Przez nie musiał opuścić Madryt i stracił wielu znajomych. Był jednak w sytuacji bez wyjścia. Sara miała niedługo iść na studia, a nam nie wystarczało nawet na jedzenie. Po kilku dniach namysłu zgodził się. I tak powstał pierwszy kartel narkotykowy w tej części Hiszpanii. Początki były ciężkie, ale gdy Severo opanował do perfekcji swój plan działania wszystko zaczęło się układać. Zyski były dość duże. Nawet po podziale z bratem mógł pozwolić sobie na małe przyjemności. Zabierał nas na wakacje, zorganizował wesele dla siebie i Agathy, kupował nowe ubrania i sprzęty. Był jednak pechowcem. W pewną pochmurną noc miał odebrać załadunek. Gdy zajechał do portu jego oczom ukazało się dwóch policjantów. Natychmiast zawrócił i ruszył z piskiem opon w stronę bramy wyjściowej. Niestety, mężczyźni patrolujący nabrzeże zauważyli go. Rozpoczął się pościg. Okazało się, że gliny już od dawna miały na oku firmę ojca i wuja. Severo pędził tak szybko, jak się dało. Przy tej prędkości nie zdołał zauważyć dość głębokiej dziury w asfalcie. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. W aucie pękła opona. Pojazd przekręcił się dookoła i wylądował ze straszliwym trzaskiem na wielkim, starym drzewie.

Nigdy nie pogodziliśmy się ze śmiercią taty. Nasz świat runął w ciągu kilku sekund. Nasza matka była zrozpaczona. Straciliśmy ojca, męża i jedyne źródło utrzymania. Mało brakowało a wylądowalibyśmy na ulicy. Uratowały nas oszczędności i wsparcie finansowe wujka Felipe, który po pogrzebie rozpłynął się w powietrzu. Wyjechał nagle i bez uprzedzenia. Był załamany, a winę za śmierć brata wziął na siebie. Urwał kontakt ze wszystkimi bliskimi i zaszył się wraz z żoną Lolitą na północy Hiszpanii. Przez tragedię nasza rodzina zmobilizowała się do pracy i dzięki tamu mogliśmy jakoś związać koniec z końcem. Ale nie na długo.

Przez CiemnośćWhere stories live. Discover now