— Malcu, jak mogłaś mi to zrobić? Bałem się. — Ashton od razu po wejściu na salę podszedł do łóżka dziewczynki i siadając na krześle zaczął swój monolog. Robił wiele dziwnych min, co pozytywnie działało na Anabel. Jej kąciki ust nieznacznie się unosiły ku górze, a potem znów wracały do normy.
— Pan lekarz powiedział, że to boży cud... Ashton, kto to Bóg? — Jasne oczka Anabel wpatrywały się w zdezorientowaną twarz Ashtona. Chłopak przez dłuższy czas zastanawiał się, co odpowiedzieć. Bał się, że źle ułoży zdanie, albo Anabel go nie zrozumie.
— To człowiek, który sprawia, że ludzie zdrowieją.
— Ale ja nie wyzdrowieję. — Spuściła główkę w dół, patrząc na swoje malutkie paluszki. — Czy to znaczy, że on mnie nie lubi? — W jednej chwili oczy Anabel zasłoniły się łzami, a jej usta zaczęły drgać.
— Każdego lubi, ale jeszcze bardziej kocha. — Chłopak zaczął się uśmiechać z nadzieją, że Anabel zrobi to samo, ale tak się niestety nie działo.
— To czemu on nie chce, żebym była zdrowa? — Kolejne trudne pytanie, na które Ashton znów bał się odpowiedzieć, ale nim zauważył, jego słowa same wydostały się z ust.
— Tak bardzo cię kocha, że chce, żebyś była już tylko jego. — W tym momencie oczy Irwina również się zaszkliły.
Przez dłuższy czas Anabel milczała, więc Ashton również nie zamierzał się odzywać. Patrzył się na maszynę, która wystukiwała akcję serca dziewczynki. Momentami linie podskakiwały do góry lub spadały w dół, a potem znów wracały do normy. Ashton zastanawiał się nad czym jego towarzyszka myślała, ale nie chciał jej zmuszać do rozmowy. Wiedział, że sama się odezwie, gdy uzna to za właściwe.
W tym samym czasie przyjaciele Ashtona byli w drodze do ich wspólnego domu, a rodzice Anabel siedzieli zasmuceni w pokoju lekarza prowadzącego sprawę Anabel. Leigh mocno ściskała dłoń męża, wyczekując na najgorsze wieści w jej życiu. Mimo, że nie pierwszy raz miała usłyszeć, ile Anabel zostało jeszcze czasu, wciąż tak samo się denerwowała. Ed natomiast, jak zwykle zachowywał powagę, jednak jego serce również było skruszone. Myśl, że jego córka już niedługo może odejść, nie dawała mu możliwości, by normalnie funkcjonować.
— Niech doktor w końcu coś powie. — Matka Anabel nie należała do cierpliwych i wyrozumiałych. Sekundy milczenia w pokoju doktora Smitha nieubłażalnie jej się dłużyły, a dzień, który miała spędzić z córką, jest dniem, który spędza bez niej.
— Uważam, że możemy wciąż stosować chemię, ale to już nie zatrzyma postępu choroby. Jak państwo wiecie, dwa dni temu Anabel została poddana kolejnym badaniom. Rak się rozprzestrzenił do narządów sercowych, ale Anabel jest na tyle silna, że jeszcze nie pozwoliła mu wejść do środka. Jestem jednak pewny, że za dwa lub trzy tygodnie...
— Nie! — Krzyk Leigh przerwał monolog lekarza. Kobieta zaczęła płakać bardziej niż chwilę temu. Ed z całych sił próbował się ją uspokoić, ale jego starania z góry zostały skazane na porażkę.
— Czy powinniśmy jej o tym powiedzieć?
— Oczywiście mają państwo do tego prawo, ale ja radzę zaczekać. Anabel jest mądrą dziewczynką, nie trzeba jej tego mówić, żeby wiedziała, że to się stanie. Bez tej wiedzy będzie się lepiej czuła.
Matka Anabel gwałtownie wstała i wybiegła z gabinetu, by pobiec wprost do sali, w której leży jej córka. Biegnąc przez kilka korytarzy wciąż nieznośnie płakała. Kilka pielęgniarek starało się ją zatrzymać, ale była w transie, z którego tak łatwo nie wyjdzie. Stanęła w momencie, w którym była na wprost szyby dzielącej ją od małego łóżka zajętego przez chorą dziewczynkę. Leigh ujrzała córkę przepełnioną uśmiechem i radością. Nie wierzyła, że po zatrzymaniu akcji serca jest to w ogóle możliwe, by w tak szybkim czasie odzyskać energię. W tej samej chwili została objęta przez swojego męża. Stali razem przed szybą, przyglądając się, jak chłopakowi udaje się rozbawić ich córkę. Przyglądali się temu, czego nigdy nie udało im się osiągnąć.
Głośny śmiech Anabel rozległ się po całym korytarzu, gdy drzwi pokoju zostały otworzone. Mimo tego Ashton nie zaprzestał swoich działań, a Anabel nie zamierzała skończyć się śmiać. Czuła się teraz dobrze.
Ed podszedł do chłopaka, kładąc rękę na jego ramieniu, starał się mu podziękować za to, co właśnie zrobił, ale efekt był zupełnie inny. Ashton całkowicie się speszył i przepraszał za swoje zachowanie. Żegnając się z Anabel zamierzał wrócić do pokoju, który pielęgniarki mu przydzieliły, ale zatrzymał go cichy głos dziewczynki.
— Ashton... Ashton wrócisz jutro? — Matka Anabel spojrzała się na chłopaka, lekko kiwnęła głową, dając mu pozwolenie na to, by przyszedł, jeśli chce. Przez dłuższą chwilę Ash zastanawiał się nad konsekwencjami i tym, czy aby na pewno chce to robić. Spojrzał prosto w oczy dziewczynki i wtedy zrozumiał, że nie może postąpić inaczej.
— Przyjdę. — Ostatni raz dzisiejszego dnia obdarował ją szerokim uśmiechem, a potem odwrócił się i wyszedł.
Zostawił pustkę, niezręczną ciszę i smutek.