Obudziłam się dość wcześnie. Słońce wpadało przez okno czuć było wilgoć na zewnątrz.
Wydawało się ,że jestem sama. Niestety tak nie było. Na skraju łóżka siedział chłopak. Miał ciemno brązowe włosy i .... nie to nie możliwe żółte wręcz aż nenowo żółte ... oczy.
Jednak gdy tylko mnie zauważył zniknął dosłownie rozpłyną się w powietrzu. Siedziałam na łóżku wpatrując się ciągle w tamto miejsce , w głowie szumiało mi od natłaczajacych się myśli.
To jest głupie przecież to nie możliwe. Karciłam się w myślach. Ubrałam się w to co było pod ręką i związałam moje czarne włosy w kucyk.
Wychodząc z pokoju na śniadanie, spojrzałam jeszcze raz w tamto miejsce i wyszłam. Już w korytarzu słychać było głośne rozmowy w jadalni. Ewidentnie coś się działo.
Gdy weszłam do pomieszczenia zauważyłam tłum który okrąrzał coś a raczej kogoś.
Kilka osób leżało na podłodze wokół nich była plama krwi. Oczy momentalnie wypełniły mi łzy. Po chwili każda kolejna spływała mi po rozgrzanych policzkach. Znałam te osoby tylko z widzenia ale jednak, widok czyjejś śmierci nie należy do najprzyjemniejszych.
Poczułam ciągnięcie w tył. To był Elliot. Odrazu się do niego przytuliłam płacząc w jego bluzę a on gładził moje plecy. Po chwili tłum się rozszedł a ja się uspokojiłam. Resztę dnia spędziłam tak jak zwykle. Co chwilę jednak przewijał mi się przez myśli żółto oki chłopak z rana.
M*M