Moja mama pozwoliła. Tato ma nad nią kontrolę, chociaż do tej pory nie do końca się z tym zgadza. W psychologii ta władza nazywa się ładnie współuzależnieniem i to nie tak, że tylko ona jest współuzależniona. Ja również. Termin współuzależnienie odnosi się do rodziny alkoholika. Tylko w grę wchodzą jeszcze inne inne rzeczy. Przede wszystkim jest od niego uzależniona finansowo. Nawet jeśli teraz próbuje trochę pracować zarobi przez osiem godzin tyle, co tato w godzinę. Niestety mało opłacalny "biznes", ale wiadomo zawsze to jakaś mała niezależność mimo wszystko. Mamy natomiast wspólny czynnik uzależnienia - miłość. Oczywiście to dwa zupełnie inne rodzaje miłości. To zadziwiające, ale wychodzi na to, że moja miłość do rodzica jest słabsza od miłości żony do męża. Gdyby to ode mnie zależało moi rodzice nie byliby już razem. Wielokrotnie powtarzałam mamie, żeby w końcu się od niego uwolniła. Niestety, nie jest to takie proste pod wieloma względami. Jak już wspomniałam uzależnienie finansowe, które swoją drogą według mojej mamy jest najważniejszym powodem, ale wiem, że to nie prawda. Wiadomo, żyłoby nam się trochę gorzej, ale dałybyśmy radę, ja i tak dostawałabym alimenty. Jest jeszcze kwestia wspólnego mieszkania. Nie oszukujmy się tato nie dałby się tak łatwo "wyrzucić", ale to też jest sprawa do rozwiązania. Więc o co tak naprawdę chodzi? Jedno słowo - miłość. Może trochę chora i całkowicie nie logiczna, ale za to jaka mocna! Po prostu godna podziwu. Tyle bólu ile on jej sprawił przez te lata... Nie chodzi tu przecież tylko o alkohol, bo przecież nie zawsze taki był. Właśnie. Podobno kiedyś taki nie był i nic nie zapowiadało, że stanie się taki jak jego ojciec. Z psychologicznego punktu widzenia dało się to odgadnąć, ale przecież zakochany człowiek nie myśli o ryzyku. Wierzy, że on jest inny, lepszy.
Tymczasem historia zatacza koło. Najważniejszą "rzeczą" stał się alkohol. Nic innego nie ma znaczenia.
Mama nadal żyje nadzieją. W końcu się ogarnie. Nie. Tak już zostanie. On już się nie zmieni. Bo po prostu nie chce. Nic się nie zmieni, chyba że ty coś zmienisz. Problem w tym, że mama już nie ma nadzieji i woli walki. Powtarza sobie, że się z tym pogodziła. Ale wszyscy dobrze wiemy, że to niemożliwe. Cały czas przeżywa to wszystko, za każdym razem coraz bardziej, za każdym razem słabnie. A mi powtarza tylko, że mam się uczyć, wyprowadzić i uwolnić. Bo ona jest już za stara, swoje już przeżyła, nie musi walczyć. Wytrzymała tyle, to wytrzyma jeszcze.
Nie zmusimy nikogo do walki. Chociaż za każdym razem, kraje mi się serce widząc ją w takim stanie. Nic nie mogę zrobić. Jedyne co mogę zrobić, to walczyć o siebie.*
*
*
Wiem, że ten rodział jest krótki i na pewno nie zawarłam w nim wszystkiego co chciałam. Nie potrafię już pisać. Chcę to zakończyć. Jeszcze jeden rozdział. Pora zakończyć ten etap.
CZYTASZ
Córka Alkoholika
SpiritualMam tylko 17 lat a przeszłam już zdecydowanie za dużo. Jedyne o czym marzę to po prostu normalne, spokojne życie. Nie jest to opowiadanie tylko spis moich własnych doświadczeń. Dlatego nie zdzwię się jeśli któryś rozdział będzie dla was nudny lub bę...