#13 Monster Among Man

56 9 61
                                    

Ciepły, suchy, popołudniowy wiatr owiewa mu twarz, gdy przechadza się samotnie po zatłoczonym parku (a/n czy park może być zatłoczony?). Co chwilę na kogoś wpada czy szturcha, co natychmiast sprawia, iż zaczyna żałować, że dawne lata jego świetności przeminęły. Kiedyś to było miejsce, gdzie mógł odpocząć od natrętnych spojrzeń i wywierającej presję obecności zbyt wielu osób. Teraz cały czas ma wrażenie, że ktoś za nim podąża. Że coś się do niego przyczepiło, wgryzło tak mocno, że nie jest w stanie się tego pozbyć. Ale za każdym razem, gdy nagle zaczyna się rozglądać, jest sam. Na tyle na ile można być samemu w miejscu pełnym innych ludzi.

Ale dalej czuje za sobą tę niepokojącą obecność. Nie ma pojęcia co to, ale z niepokoju ciarki przebiegają mu po ciele, przez co Luke wzdryga się.

I nagle do niego dociera.

To jego demony. Jego pieprzone demony, które chcą sprawić, że pójdzie jeszcze głębiej pod wodę (tak jakby nie był już na samym dnie). Chcą wyprowadzić go z równowagi i doprowadzić do stanu, w którym on będzie miał związane ręce, a one z rozbawieniem będą przypatrywać się z boku, jak wykonując za nie ich robotę, wyświadcza im przysługę.

(demons hide behind my back and i can see them, one, two, three, four/ leading, me to their dirty work)

Och, one uwielbiają go zwodzić. Kochają obserwować, kiedy miota się tak nieporadnie. To dla nich czysta przyjemność. Karmią się jego zagubieniem, jego niepewnością, jego głuchymi upadkami. I zawsze z nim są. Gdzieś z tyłu głowy, wgryzione w kręgosłup, zakotwiczone głęboko w sercu w taki sposób, że nie może się ich pozbyć.

Ale przeświadczenie, że to one nie pozwalają mu ruszyć dalej jest nieprawdziwe. To nie one wywołują tę niekończącą się tęsknotę i poczucie pustki. One po prostu przypominają. Resztę zsyła na siebie on sam.

I chciałby, by to było kłamstwem, ale to właśnie on jest dla niej nieodpowiedni. Przez to, jak egoistyczny był i jest. Nie wmówi sobie, że to one nim manipulowały. Nie będzie powtarzał, że to one wywołały w nim ignorancję i obojętność. To byłoby już doprawdy absurdalne. Przyszedł czas na to, by stawić czoło prawdzie.

Niezależnie od tego, jak trudna by one była.

(the stupid truth, is i'm so bad for you)

Kroczą tuż obok siebie, ramię przy ramieniu, serce przy sercu, uśmiech przy uśmiechu. Luke zaciska mocniej palce na dłoni brunetki i spogląda na nią z wdzięcznością.

To kolejny zwykły, niczym nie wyróżniający się dzień, ale on nie potrafi nie dostrzec jego zwyczajnej wspaniałości. Tego, że może mieć ją przy sobie, że ona chce przy nim być i nie ma zamiaru go opuścić (co samo w sobie jest dziwne).

Po prostu to, że ktoś chce być najzwyczajniej w świecie dla niego wydaje mu się w jakiś sposób nie w porządku. Ma wrażenie, że kompletnie na to nie zasługuje. Dostał od życia wspaniałą rodzinę, niesamowitych przyjaciół, absolutnie zaskakujący sukces, a jakby tego było mało, pojawiła się jeszcze ona. Tak jakby była jedyną brakującą rzeczą, zagubionym elementem układanki, który niespodziewanie się odnalazł.

To wydaje mu się tak bardzo w porządku, ale jednocześnie nie.

Przecież nie zrobił nic, by na to zasłużyć.

Ale jest wdzięczny, że zostało mu dane docenić to, czego jest posiadaczem.

- To dobre życie- mamrocze, spoglądając na Arzayle'ę kątem oka.

Brunetka uśmiecha się delikatnie.

- Znowu filozofujesz?- chichocze cicho, patrząc na chłopaka z rozbawieniem. Luke nie odpowiada, tylko odrobinę zawstydzony.- O czym myślisz?- nie ustępuje dociekliwie dziewczyna.

youngblood / luke hemmings ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz