Zwyczajny dzień... chyba

34 2 0
                                    

- Harriet! Wstawaj! Ile można Cię budzić!? - krzyknęła z kuchni mama.

- Tak, tak... Już wstaję... - ale pomimo tych słów nie wstawała. Na początku przyzwyczajała oczy do światła rannego, letniego słońca wpadającego przez wzorzyste zasłony do dużego pokoju. Całe pomieszczenie wypełniały najróżniejsze przybory do rysowania. Stały w nim 3 sztalugi, a na każdej można było zauważyć wstępne szkice. Niegdyś pudrowo różowe ściany, teraz obklejone były ogromną ilością prac. Po szarej podłodze wyłożonej panelami, białych, drewnianych meblach i w kątach pokoju leżała mieszanka zgniecionych kartek i połamanych ołówków. Harriet definitywnie lubiła sztukę, choć nie zawsze miała do niej cierpliwość...

Gdy udało jej się wydostać spod ogromnej, ciepłej pierzyny postawiła stopy na zimnej podłodze. Następnie powolnym krokiem udała się do łazienki, w której jak najwolniej wykonywała wszystkie poranne czynności. Staranne mycie zębów, dokładne rozczesywanie włosów i kilkuminutowe stanie przed szafą, pomimo tego, że dokładnie wiedziała co dzisiaj założy. To dlaczego tak się ociągała? Cóż, powód był prosty:

- Harriet! Złaź mi, ale to już, na dół! Chcesz się znowu spóźnić w poniedziałek do szkoły!? - krzyknęła już nieźle zdenerwowana mama. Ale tak. Dzisiaj był PONIEDZIAŁEK. A Harriet jak każda uczennica liceum uwielbiała poniedziałki.

- No przecież się śpieszę! - oczywiście, że się nie spieszyła. W ogóle jej nie zależało, aby iść do tego betonowego piekła. Zwłaszcza, że na pierwszą lekcję został zapowiedziany sprawdzian z matematyki. Wolała zostać w domu ze swoimi kochanymi szkicami niż nudzić się w szkole. Jednak, słysząc stanowczość w głosie swojej rodzicielki, uznała, że nie będzie jej drażnić, a szczególnie tego dnia, ponieważ rodzice mieli rocznicę ślubu i z tej okazji chcieli wieczorem wyjść na spektakl do teatru, a później na kolację do ulubionej restauracji mamy.

Droga do szkoły minęła dziewczynie niesłychanie wolno. Kierowca musiał zatrzymywać się co chwilę, aby pomóc strażakom usunąć gałęzie z drogi, jako że pozostałości wczorajszej burzy wciąż na niej zalegały. W końcu dojechała do szkoły, a z powodu dwudziestominutowego spóźnienia części klasy, nauczyciel postanowił przełożyć test na inny termin. Zajęcia wychowania fizycznego również zostały odwołane, ponieważ salę gimnastyczną wypełniała woda po nawałnicy. Krótko mówiąc: dzień zapowiadał się fantastycznie.

***

Po powrocie do domu Harriet zastała w nim istny chaos. Mama poganiała tatę, tata poganiał mamę. Perfumy o zapachu róż były wyraźnie wyczuwalne, a w salonie leżał ogromny stos krawatów.

- Harriet! Na gazie gotuje się obiad dla ciebie. Idź i sobie nałóż. - powiedziała mama nawet nie wychylając głowy z łazienki. Faktycznie. Na piecu stał obiad, a raczej to, co z niego pozostało. Przez intensywny, kwiatowy zapach nie zwróciła uwagi na smród przypalanego mięsa i ziemniaków. W garnku i na patelni widniało już tylko kilka czarnych grudek. Tak... Dzisiaj na obiad będzie kebab.

Wieczorem, gdy rodziców nie było w domu, nastolatka zamówiła porządną porcję fast foodów i włączyła swój ulubiony serial na laptopie. Czyli idealne połączenie na udany wieczór.

Puk! Puk! Puk!

Harriet spojrzała na zegarek, wskazywał 21.30. ,,Kto normalny przychodzi o tej godzinie?'' - pomyślała.

Puk! Puk! Puk!

,,Może chwilę poczekam i sobie odpuści?''

PUK! PUK! PUK!

,,Nie ma co, muszę otworzyć, bo mi spokoju nie dadzą.''

Ostrożnie podeszła do drzwi, lekko je uchylając:

- Oo! Dan, co Cię tu... - nie zdążyła dokończyć.

- Uciekamy! - powiedział stanowczo.

- Ale co się stało? - zdziwiła się.

- W drodze ci wytłumaczę. Spakuj to, co najważniejsze: ubrania; pieniądze; jakąś broń, najlepiej mały nóż; jedzenie i picie. Już! - bardzo się przestraszyła, ale zrobiła to, co jej kazał. Dan był jej najlepszym przyjacielem, właściwie to jedynym. Nikt jej nigdy nie lubił, mówili, że jest inna i omijali ją szerokim łukiem. Natomiast Dan? On od razu chciał się z nią zaprzyjaźnić. Znali się od gimnazjum. Oczywiście wiedziała, że bywał nieobliczalny, lecz ta sytuacja naprawdę ją przestraszyła. Napisała jeszcze liścik dla rodziców, by się nie martwili i wyszła, nie wiedząc, że prawdopodobnie już tu nie wróci.

---

Betowała Kamejla

Czudobry!
Z okazji Wielkanocy wstawiam 2 rozdział. Tym razem napisałam go nieco dłuższego, ponieważ kilka  osób sakażyło  się na małą ilość słów. 😄

644 słów

NaznaczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz