JOEY I MIKE

6 3 0
                                    

Była już późna noc, gdy Mike wreszcie zaparkował na podjeździe własnego domu. Od czasu zamordowania Sonniego Ricco, bywał w domu tylko nocami i wczesnym rankiem. Zgodnie z kodeksem mafii, atak na jednego członka rodziny, był atakiem na całą rodzinę. Dopóki będzie żył Vincenzo Simeone, dopóty wojny między rodzinami nie będzie. Jego dni były jednak policzone, a czas jaki mu pozostał był liczony już raczej w tygodniach niż miesiącach. FBI doskonale wiedziało iż po jego śmierci mafijnym światem wstrząśnie wojna na wielką skalę. Dlatego sprawa rozwiązania zagadki zabójstwa Sonniego Ricco, stała się sprawą priorytetową dla całej agencji. W FBI liczono iż dojście do prawdy zminimalizuje efekty wojny, jaka miała się wkrótce rozegrać. Mike i Joey, oraz pozostający w miasteczku położonym niedaleko miejsca zbrodni , John Ross, próbujący wraz z miejscowymi stróżami prawa ustalić tożsamość dziewczyny, która najprawdopodobniej była świadkiem zbrodni, pracowali więc całymi dniami i nocami, niestety jednakże, efekty ich śledztwa były dosłownie żadne.

To wszystko powodowało iż Mike w domu bywał jedynie gościem. Wszedł do domu. Było zupełnie ciemno, jedynie w kuchni paliło się delikatne, słabe światełko. Kiedy podszedł tam, potykając się po drodze o kota, zobaczył iż na stole leży przygotowana dla niego, zupełnie zimna już kolacja, zaś obok talerza spoczywała mała karteczka zapisana pięknym pismem. „Wszystkiego najlepszego z okazji dnia Taty - Kelly". Westchnął. Spojrzał w bok. Kot siedział zupełnie milczący i wpatrywał się w niego spokojnym wzrokiem. Dobre i to - pomyślał Mike wpatrując się w kota - Chociaż Ty nie śpisz Romeo i mnie witasz - przykucnął by podrapać kota za uchem.

- Julia też nie śpi - usłyszał nagle w odpowiedzi i ujrzał w drzwiach swoją żonę, Annę. Stała tam z rozpuszczonymi, kasztanowymi włosami, w niebieskim szlafroku z założonymi rękoma i spoglądała smutnym wzrokiem na niego. W jej orzechowych, pięknych oczach widać było żal i pretensje - Mike... - zaczęła spokojnie - ...tak się nie da... - pokręciła głową. Jej głos nie wyrażał gniewu, ani złości. Raczej rozczarowanie, zobojętnienie i smutek.

- Wiem - odparł cicho Mike.

- Więc...- rzekła szeptem - dlaczego...? Dlaczego... tak jest?

- Nie wiem...- spuścił wzrok - tak chyba po prostu wyszło. Tak po prostu musi być.

- Mike... Twoje dzieci... One Cię nie znają. A potrzebują Cię... - położyła dłoń na ustach i łzy popłynęły z jej oczu. Mike nie odparł nic. Patrzył tylko bez ruchu w stół. Otarła oczy - Nie ważne... - wstała od stołu i wyszła.

Spojrzał za nią i patrzył jak znika w oddali, na ciemnych schodach. Sięgnął do lodówki. Wsród słabego światła, ukazał się jego najlepszy obecnie, przyjaciel. Alkohol. Piwo syknęło, a kapsel od butelki spadł na blat. Mike pociągnął łyk. Patrzył niewidzącym wzrokiem w ciemny pokój. Romeo wskoczył na jego kolana i położył się, wyciągając grzbiet i łapki. Stary glina podrapał go po brzuchu. Kot mruczał z zadowoleniem, całkiem nieświadomy stanu w jakim znajduje się jego przyjaciel. Białe futerko kotki, z brązowymi plamkami w czarne paski, wyglądało olśniewająco pięknie, tak jakby była małym tygryskiem. Romeo, podobnie jak jego koleżanka, teraz śpiąca na górze z dziećmi, Abelard, była kotem syberyjskim. A raczej kotką, pomimo imienia. Mike drapał ją po brzuchu i za uchem, a ona prężyła się z zadowoleniem przymykając oczy. Patrzył na nią, ale nie widział. Jego umysł błądził bowiem zupełnie gdzie indziej. Pociągnął kolejny łyk z butelki i spojrzał w okno. Na zewnątrz panowała kompletna ciemność, ale nawet w tej ciemności Mike potrafił dostrzec, iż jakaś dziwacznie ubrana postać chowa się za drzewem stojącym przed domem. Przepaska na oku, krótko przystrzyżone włosy i twarz wyglądającą jakby na poszarpaną ranami. Znał ją, wiedział to, widział już gdzieś tę twarz, ale gdzie? Nagle postać puściła się pędem, wybiegając zza drzewa i trzymając się za bok, który krwawił. Mike zrzucił kota z nóg i wybiegł na zewnątrz z pistoletem w dłoni. Podniósł go przed siebie i nerwowo rozejrzał się, ciężko oddychając. Pot wystąpił mu na czoło. O dziwo, podwórko wokół domu było puste, a przecież postać ta nie mogła tak po prostu, rozpłynąć się we mgle. Przed domem nie było nie było nikogo, coś dziwnego jednakże wisiało w powietrzu. Zdziwiony i przerażony cofnął się. Dysząc, zaryglował drzwi i ciężko oparł się o nie, ocierając pot z czoła i przymykając oczy. Powoli jego myśli uspokajały się, a umysł trzeźwiał. Odwrócił się, odłożył broń do szuflady stojącej niedaleko szafki i powoli ruszył ku górze, na schody. Wszedłszy na piętro, zajrzał do pokoju dzieci. Spały. Spojrzał na nie i pomyślał, iż dawno już utracił jakąkolwiek więź z nimi i z żoną. Często zastanawiał się jak naprawić te relację, ale nigdy nie podejmował żadnych działań, które miałyby je odbudować. Często myślał także czy nie lepiej byłoby odejść, pozwolić swojej rodzinie budować życie na nowo, ale już bez niego. Zamknął drzwi. Chciał jeszcze iść po kolejne piwo do lodówki, ale uczuł że jest kompletnie wyczerpany. Położył się obok żony w sypialni, w butach, kompletnie ubrany, i twardo zasnął.

Zdrajca.Where stories live. Discover now