Część 6

226 16 0
                                    

Perspektywa Colby'ego

Staliśmy za drzwiami od łazienki w razie jakby się coś stało. Nasze przeczucie niestety się sprawdziło. Krótko po wyjściu na korytarz usłyszeliśmy głośny huk. Przestraszyliśmy, więc od razu z impetem otworzyliśmy drzwi. Na podłodze leżała nieprzytomna Wendy. Matt szybko wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko.

- Ku**a! Ona nie oddycha! – stwierdził gdy dziewczyna bezpiecznie leżała na pościeli. Przecież to nie możliwe, nie mogła tak po prostu przestać oddychać. To był zdecydowanie jeden z najgorszych momentów w moim życiu. To ja powinienem być teraz na jej miejscu.

Corey oraz Sam stali przed łóżkiem i nie wiedzieli jak mają się zachować byli oszołomieni cała tą sytuacją. Corey'owi po raz drugi tego dnia oczy zaszły łzami. Sam tępo wpatrywał się w nieprzytomną brunetkę. Matt klęczał po jej prawej stronie, a ja po lewej. Próbowałem potrząsać jej ramionami w nadziei, że może się obudzi.

- Wendy nie rób mi tego! Zostań z nami! Proszę... – po tych słowach poczułem jak mi również do oczu napływają łzy. Jednak szybko je otarłem. Chwyciłem jej palce i mocno ścisnąłem. Chwilę później zbliżyłem moją twarz do jej dłoni i przyłożyłem ją do swojego policzka, po którym spływała samotna łza, która jakimś cudem zdołała wyślizgnąć się z pod powieki.

- Sam dzwoń po pogotowie! Szybko! – krzyknął przerażony Matt, który jako jedyny zachował zimną krew – Na co czekasz?! Dzwoń! –powtórzył nerwowo.

- Już! – Sam również zaczął płakać – Cholera! Gdzie jest mój telefon!? – przetrząsał nerwowo kieszenie, a następnie plecak.

- Weź mój! – odkrzyknął do niego Matt.

- To się nie dzieje... – szlochał Corey. – Po co my to robiliśmy?! – krzyknął – Trzeba było mnie posłuchać i wyjść kiedy mieliśmy okazję.

- Tak to prawda, ale musisz nam to wypominać akurat teraz? – zacząłem się z nim sprzeczać, ale chłopak szybko odpuścił i nic więcej nie mówił.

Gdy Sam wybierał numer na pogotowie usłyszeliśmy krzyk. Na 80% należał do kobiety i dobiegał z okolicy stołu. Wyraźnie dało się usłyszeć „nie!". Początkowo Corey i Sam odskoczyli na bok, a ja oderwałem swój policzek od zimnej dłoni Wendy. Następnie wszyscy zamarliśmy w bezruchu. Nie docierało do nas co się przed chwilą stało. Staraliśmy się wsłuchiwać w głuchą cisze, na wypadek gdyby głos znowu się odezwał. Kiedy spojrzałem na nieprzytomną brunetkę, zauważyłem łzę, która płynęła powoli po jej policzku.

- Ej chłopaki... czy widzicie to samo co ja? – popatrzyli się na mnie ze zdziwieniem. Ja wskazałem na policzek dziewczyny. Corey wytrzeszczył zapłakane oczy jeszcze bardziej, zaczął nerwowo chodzić po pokoju, klnąc przy tym pod nosem. Wendy nadal nie oddychała, co w dalszym stawało się coraz bardziej niepokojące.

-O ku**a!- krzyknął, i wskazał swoje ramię, na którym była krwawa rana zrobiona jakimś ostrym narzędziem, którego nawet nie było w pobliżu. Co ja gadam, w ogóle nie było w tym pokoju nic ostrego.

Corey poszedł po chusteczkę, żeby zatamować krwawienie. Rana niby nie była poważna, ale cały czas lała się z niej krew.

Kiedy jako tako się uspokoiliśmy, znowu ktoś krzyknął. I znowu był to ten sam głos, tyle że tym razem nie było to nic konkretnego. Po prostu głośny, niekończący się wrzask. Spojrzałem na Sama, a on na mnie. Zapadła głucha cisza. Nagle, jakby nigdy nic, Wendy powstała do pozycji siedzącej i zaczęła raptownie oddychać.

- Boże ty żyjesz!!! – krzyknąłem i czym prędzej ją objąłem. Po chwili Matt do mnie dołączył i razem obejmowaliśmy dziewczynę. Wendy jednak nic nie mówiła. Nie ruszała się. Siedziała jak słup soli.

- Hej... co się stało? – Sam podszedł do łóżka i kucnął przed nią. Jednak ponownie nic nie odpowiedziała. To było naprawdę dziwne i trochę straszne.

Potrząsnąłem nią lekko. Zaczęła mrugać oczami i zmarszczyła brwi. Wyglądała jakby obudziła się z głębokiego transu.

Pokój 116Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz