Droga Lily!
Zapewne wszyscy plotkują na temat mnie i mojej rodziny. Straciliśmy właśnie wsparcie najbliższych, niemalże nas wydziedziczyli. Samo w sobie nie jest to aż tak tragiczne. Wiesz, za dwa lata nie zaręczą mnie na siłę z kimś pokroju Morelle Parkinson albo Anastasii Rosier.
Gorszy jest stan Di. Wiesz, martwię się o nią. Może nie mieliśmy najlepszych relacji, ale to wciąż moja siostra. Tak czy inaczej, jesteś jedyną osobą, o której myślę tyle samo co o niej.
Za dwa tygodnie przyjeżdża do mnie Remus, w towarzystwie Marleny.Piszesz się na to? Liczę na szybką odpowiedź.
James.
Lily zmarszczyła brwi, czytając po raz piąty to co napisał chłopak. Nie miała pojęcia co powinna mu odpowiedzieć. Wypadek Diany i śmierć Marie Avery był ogromnym ciosem w stronę Ślizgonów. To, co wydarzyło się z siostrą Potter'a odbiło się szerokim echem w Świecie Czarodziejów. Niemalże co tydzień Prorok Codzienny pisał na temat stanu poszkodowanej, przeprowadzając wyczerpujące wywiady z jej rodzicami.
- Czy to list od chłopaka? - zapytała matka, pochylając się nad Lily. Rudowłosa pokiwała powoli głową, obserwując rodzicielkę, która z uwagą czytała list. - Powinnaś wybrać się na spotkanie z nimi, Lily. Powinnaś wspierać przyjaciół. - powiedziała po dłuższej chwili rozmyślania, podając córce talerz ze świeżą jajecznicą.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - naciągnęła sweter na ramiona i zabrała się do jedzenia. Elizabeth zmierzyła ją troskliwym spojrzeniem, stawiając na stole dzbanek z gorącą herbatą.
- Ten chłopiec naprawdę cię lubi, Lily. Myślisz, że pisałby ci o swojej siostrze gdyby tak nie było?
- Mamooo! - krzyk Petunii rozniósł się po domu, a po chwili sama blondynka zbiegła po schodach. Trzymała w dłoniach jeansową kurtkę. - Wychodzę z Tanią, Morganem i Vernonem. Jedziemy nad wodę, wrócę jutro. - uśmiechnęła się czarująco w stronę pani Evans i ucałowała jej polik. Babcia siedząca w fotelu wywróciła ostentacyjnie oczami, szykując się do pouczenia wnuczki oraz córki.
- Petunio, powinnaś szanować wakacje, to jedyny czas, który możesz spędzić z siostrą.
- Tak jakbym chciała to robić. - mruknęła zgryźliwie i chwyciła jabłko w dłonie. - Zabieram winyle. - zwróciła się do siostry, lecz nie zaszczyciła jej nawet krótkim spojrzeniem. Wpakowała kilka płyt do materiałowej torby, założyła okulary przeciwsłoneczne i równo z wybiciem godziny dziesiątej, opuściła rodzinny dom.
Lily dłubała jeszcze przez chwilę w resztkach jajecznicy, obserwując przy tym czujnie babcię, która marszczyła nos.
- Może zaprosisz swoich przyjaciół na grilla? - zaproponowała, wstając ze swojego miejsca. Odłożyła druty i włóczkę na bok, podchodząc powoli do wnuczki. Usiadła na krześle na przeciw niej.
- To nie jest dobry pomysł, babciu. Czarodzieje i mugole się nie dogadają.
- My dogadujemy się świetnie. - odpowiedziała nie ustępując. - Elizabeth bardzo chce ich poznać.
- To prawda. - odezwała się kobieta, skubiąc widelczykiem kawałek ciasta, które miała na talerzyku. - Ciotka Loreline przyniosła mi wczoraj świetne ciasto. Chcesz spróbować?
Kolejny dzień spędzony w Świętym Mungu był dla Jamesa wyczerpujący. Jego cierpliwość ponownie została wystawiona na ogromną próbę. Za każdym razem, gdy pojawiał się w Londynie, otoczony był przez dziennikarzy i fotografów chcących dowiedzieć się prawdy o wydarzeniach z czerwca 1976. Sprawa jego siostry pomimo upływu czasu wciąż była bolesna i tajemnicza, a śpiączka dziewczyny wciąż była ogromną zagadką.
Tym razem spędzał wolną chwilę w parku nieopodal szpitala, aby oczyścić swoje myśli. Z kieszeni wyjął paczkę papierosów, odpalił jednego z nich i zaciągnął się, czując ogromną ulgę. Jego głowę na przemian zajmowała Diana i Lily, okazjonalnie pojawiał się także Syriusz, którego tak bardzo obwiniał za to co się stało. Ich przyjaźń została doszczętnie zniszczona. Mógł powiedzieć tylko jedną rzecz. Żałował. Tak cholernie żałował tego co się stało.
Nie spodziewał się tego, że spotka Dorcas w Londynie. Dziewczyna miała spędzać swoje najlepsze wakacje u kuzynki z Francji, dlatego też z ogromnym zdziwieniem przyjął fakt, iż Meadowes przysiadła się do niego.
- Cześć James. - powiedziała cicho, a Potter otarł łzy zbierające się w jego kącikach. - Widziałam się właśnie z Syriuszem.
- Nie obchodzi mnie to. - mruknął biorąc kolejny raz dym w płuca. - Za tydzień czeka mnie pierwsza rozprawa, możesz mu przekazać, żeby się pojawił. - dodał po chwili, spoglądając na blondynkę. Dziewczyna westchnęła i splotła dłonie. James znał ją już wiele lat i doskonale wiedział jak bardzo stresuje ją ta rozmowa.
- To przecież nie jego wina...
- To ustali Wizengamot. - uśmiechnął się ironicznie, przypominając sobie bladą twarz Diany. James nigdy nie był w stanie obwinić swojego najlepszego przyjaciela za nic. Lecz kiedy po raz pierwszy zobaczył swoją siostrę w stanie śpiączki, zmienił swoje postanowienia diametralnie. Syriusz Black praktycznie dla niego nie istniał. Nie była to jedyna rzecz, o którą tak bardzo się obwiniał. Żałował tego, że jego siostra i najlepszy przyjaciel się poznali. Żałował, że nie był dobrym bratem i nie ochronił Diany. Żałował, że to przez niego jego siostra stała się Śmierciożercą.
- Dlaczego tak bardzo jej bronisz, co? Dlaczego nie chcesz wysłuchać tego co Syriusz ma do powiedzenia? - zapytała z wyrzutem, wciąż wykręcając boleśnie swoje palce. Już od dawna nie czuła nic do Łapy, lecz była jedyną osobą, która chciała z nim rozmawiać. I jedyną, z którą on chciał mieć kontakt. - Nawet nie wiesz co tam się stało.
- Myślodsiewnia i wyciąganie wspomnień. - rzucił z przekąsem, zaciągając się po raz ostatni.- Wiesz, Łapa złożył mi pewną obietnicę. I jej nie dotrzymał.
- Winisz go o to, że przespał się z nią pomimo wszystko? I nie potrafisz zrozumieć tego, że on ją kocha, prawda? - kolejne pytania irytowały go niemiłosiernie. Westchnął i spojrzał na Dorcas po raz ostatni. Przydeptał papierosa, wstając z ławki.
- Po prostu mu to przekaż, Dor.
CZYTASZ
odium | Jily
FanfictionJeśli Lily Evans mogłaby wymienić jedną, jedyną osobę, którą wykreśliłaby ze swojej historii, bez wątpienia byłby to James Potter. Chłopak już od pierwszego spotkania powodował u Rudowłosej ogromne podirytowanie. I nawet jego urocza twarz, orzechowe...