Krzywdząca sytuacja rodzinna odbijała się na Jamesie w najgorszy możliwy sposób. Chłopak miał tendencje do zamykania się w sobie przez traumatyczne wydarzenia. Przez długi czas musiał pracować nad swoim zaufaniem do ludzi i zrzucaniem skorupy. Przechodził przez to już kilka razy, rzecz jasna przez Lily, która nie rozumiała jego motywacji oraz intencji. Odrzucała go w najgorszy możliwy sposób, gdyż go skreślała i szufladkowała. Tym razem załamanie Pottera wyglądało zupełnie inaczej niż poprzednio; siedział zamknięty w swoim pokoju i malował. Nie czytał listów, które piętrzyły się na biurku, wypalał zabójcze ilości papierosów oraz jadł tyle co kot napłakał.
Miał na sobie ukochane okrągłe okulary, spodnie od piżamy i flanelową koszulę. Pomiędzy zębami trzymał pędzel, w palcach lewej ręki zakrętkę od farb, a prawą ustawiał sztalugę. Siedział na zniszczonym taborecie na strychu, gdzie do woli mógł brudzić oraz szaleć ze swoją weną twórczą. Tym razem jego obraz przedstawiał ciemny, tajemniczy las. Po środku widoczna była malutka polanka, a na niej kontur wilka wyjącego do księżyca. Gdzieś w oddali majaczył się postawny jeleń ze szczurem na głowie. Po drugiej stronie ogromny, czarny pies z przeszywającymi, żółtymi oczami. Jego wizję artystyczną dopełniał cień postaci czarownicy ze spiczastym kapeluszem oraz miotłą w ręku. Uśmiechnął się sam do siebie na widok swojej pracy. Otarł wierzchem dłoni swędzący nos i odstawił na bok paletę z farbami. Zimny wiatr wpadł przez okno, w zawrotnym tempie ochładzając pomieszczenie. Wtedy też James podjął decyzje o opuszczeniu poddasza, zanim spadająca temperatura mogłaby spowodować wychłodzenie i przeziębienie. Nałożył na bose stopy kapcie, kierując się w stronę podniszczonych drzwi pokrytych kurzem. Zeskakiwał ze schodków energicznym krokiem, podśpiewując pod nosem jedną z piosenek The Ramones. Uwielbiał zanurzać się w artystycznym świecie, czuł się wtedy lekki. Tak, jakby mógł zrobić wszystko na co tylko ma ochotę. Poczucie wolności wypełniało jego umysł i zapominał o wszystkim. Zabójcza miłość do Lily Evans przechodziła na drugi plan, bo na pierwszym znajdował się on i jego chwilowy egocentryzm. Radości spędzania czasu z samym sobą nie przerywał zimny prysznic ani słowa matki, nakazujące mu zejście na ziemię. W głowie tworzył własny świat, bez cierpienia i przemocy. Nie trwało to jednak długo, powracał do stanu wegetacji oraz samonienawiści.
- Czy mógłbyś mi dziś towarzyszyć? - zapytała Euphemia znad czytanego listu. Na jej nosie były okulary, a czoło marszczyło się z każdym słowem, które było przed jej oczami. - Potrzebuję wsparcia, synku.
- Jasne. - odparł przeciągając przez głowę czystą koszulkę. Chwilę wcześniej skorzystał z prysznica, by zmyć z siebie resztki przypływu fantazji. Farba znajdowała się nawet w jego włosach. W tamtej chwili woda ściekała z nich na jego spokojną twarz.
- Proszę cię, bądź gotowy za pół godziny. - uśmiechnęła się delikatnie, odsyłając syna do jego pokoju. Potter usiadł przy swoim biurku i przejrzał pobieżnie listy, które do niego przyszły. Aż siedem z nich było od Syriusza. Je od razu zrzucił na kupkę, która piętrzyła się od pięciu tygodni między regałem a łóżkiem. Jeden z nich był od Evans, nim cisnął z nudów o ścianę. Cztery pochodziły z ręki Lupina, otworzył jeden z nich, ale kiedy zobaczył słowo "Łapa", zgniótł pergamin i uśmiechnął się ironicznie do siebie. Desperacko pragnęli kontaktu z nim, produkując beznadziejne listy z prośbami o wybaczenie Blackowi. Ostatnie dwa wysłała Dorcas, uznawał je za jedyne warte uwagi, bo tylko ona wspierała go na tyle, by mógł przeczytać wiadomość.
Potter z uwagą czytał zapisane przez nią słowa, odkrywając w nich wielkie emocje, które nią targały. Ręka, która pisała ten list, trzęsła się. Widział również plamy spowodowane łzami. Gdzieniegdzie rozmazał się tusz, utrudniając mu rozszyfrowanie myśli przyjaciółki. Meadowes pisała mu o obawach dręczących ją od dłuższego czasu. Wspominała o Evans, Syriuszu oraz Marlenie. Opowiadała o niedawnym spotkaniu z Lunatykiem, który potraktował ją ozięble. Bała się o relacje z przyjaciółmi, czuła, że grunt rozpada się pod jej nogami. Miała koszmary senne, nieustannie drżała oraz nie rozmawiała z nikim twarzą w twarz. Bardzo szybko powróciła do problemów z żywieniem, wiedział o tym tylko James, starający się jej pomóc na odległość. Dorcas już za kilka dni miała przyjechać do niego, by razem uporać się z problemami. Planowali długą przejażdżkę konno, wspólny plener malarski oraz całonocne rozmowy.
Pół godziny później James Potter znajdował się w znienawidzonym salonie rodziny Black. Ubrany był w elegancką koszulę oraz spodnie w kant, starając się godnie reprezentować rodzinę. Usiadł przy wielkim, dębowym stole tuż obok swojej matki. Czekał na przedstawicieli innych rodzin, lecz doczekał się jedynie Malfoyów oraz Blacków. Z zaciekawieniem przyglądał się Syriuszowi, który trzęsącymi się dłońmi przystawiał do ust papierosa. Potter jedynie kiwnął w jego stronę głową, nie rozpoczynając żadnej rozmowy.
- Z chęcią dowiem się dlaczego nie ma tutaj reszty. - powiedziała Euphemia z przymrużonymi oczami. - Umowa była zupełnie inna, spodziewałam się tutaj co najmniej dwóch przedstawicieli Crabbe'ów, Nott'ów oraz Rosier'ów.
- Plan uległ zmianie, musimy zacieśnić nasze szeregi, Euphemio. - zaczęła szorstko Walburga, z niemałą pogardą stawiając na stole tacę z herbatą. - Nasze ostatnie spotkanie zostało zrelacjonowane do opinii publicznej.
- Uszczuplasz nasze grono, aby dowiedzieć się kto otrzymał tysiące galeonów za sprzedanie twoich brudnych sekretów? - zaryczała ze śmiechu Druella, w akompaniamencie rozbawienia Abraxasa Malfoya. James przewrócił oczami na widok członków swojej "rodziny", której bez wątpienia się wstydził. Syriusz siedział nie daleko niego, skrzywiony z bólu. Potter widział na jego policzku zasinienie sugerujące, że nie dawno wdał się w bójkę.
- Celem dzisiejszego spotkania było ustalenie postępowania wobec śmierci Marie Avery. Nie masz prawa zwoływać tak wąskiego grona przedstawicieli, by decydowali za całą dwudziestkę ósemkę. - zaprotestowała Potter, podnosząc się z miejsca.
- Wychodząc z tego zebrania, droga Euphemio, tracisz prawo głosu. - Orion ostudził jej zapał swoim spokojnym głosem. Blondwłosa Walburga Black rozpoczęła swoje maniackie przemówienie dotyczące niesprawiedliwości. Niesamowicie bawiło to Druellę, która u boku swojej córki zalewała się łzami.
- Nasze głosowanie będzie polegało na podjęciu decyzji dotyczącej rozpowszechniania informacji. Wy zadecydujecie czy podamy Prorokowi wszystko na tacy czy zachowany to dla siebie.
- Moim zdaniem głosowanie nie ma sensu. - Syriusz zabrał głos, mimo piorunujących spojrzeń rodziców. James pokiwał głową z uznaniem. - Wbijecie sobie sami nóż w plecy, podając im te informacje. Trzeba to zamieść pod dywan tak jak wszystkie inne dramaty szlachty.
CZYTASZ
odium | Jily
FanfictionJeśli Lily Evans mogłaby wymienić jedną, jedyną osobę, którą wykreśliłaby ze swojej historii, bez wątpienia byłby to James Potter. Chłopak już od pierwszego spotkania powodował u Rudowłosej ogromne podirytowanie. I nawet jego urocza twarz, orzechowe...