4

46 4 0
                                    

Napięcie zwiększyło się niebezpiecznie, gdy Syriusz wypowiadał kolejne słowa, zupełnie ignorując karcące spojrzenia dorosłych. Bądź co bądź, sam był już dorosły na tyle, by odpowiadać za swoje wypowiedzi. 

- Ten cholerny szczeniak powinien przestać wygłaszać swoje mądrości! - oburzył się Malfoy, wypychając łokciem Lucjusza, który z pasją patrzył na Narcyzę. Panna Black ignorowała go. Miała wysoko uniesiony podbródek, a oczy skupione na wybranym przez siebie fresku zdobiącym sufit. - Orion najwidoczniej poniósł porażkę w wychowaniu syna. 

- Twoje porażki i brak jakiejkolwiek mądrości, drogi Abraxasie, raczej powinien zostać potraktowany jako argument do wykluczenia cię z rady. - powiedziała Walburga, głaszcząc Syriusza czule po włosach. James parsknął śmiechem. Od dawna nie widział jego matki tak opiekuńczej i czułej, jak w tamtej chwili. Przywołał w pamięci wszystkie chwile, gdy Pani Black rzucała w syna talerzami za miłość do mugoli i bycie Gryfonem. Tak wiele razy ratował go z opresji. 

- Jeśli ktoś powinien być wykluczony, to rodzina, która nie potrafi powstrzymać syna od bycia zdrajcą krwi. - wtrącił się Lucjusz, swoim lodowatym wzrokiem patrząc a to na Jamesa, a to na Syriusza. Żaden inny członek rodziny nie zaaprobował jego stwierdzenia. Z możliwie jak największą pogardą Orion Black zmierzył go wzrokiem, sugerując wyjście. Mimo szacunku do Malfoyów za czystość krwi, uważał ich za zidiociały ród. Zupełnie tak samo jak Potterowie, żywił  do nich stosunki służbowe. 

James przymrużył oczy, nonszalancko opierając się o jeden z wyższych kwietników. Jego łokieć nieznacznie przesunął doniczkę, co nie umknęło uwadze Syriusza, który niemalże od razu zeskanował go spojrzeniem, unosząc grubą brew do góry. Potter posłał mu uśmieszek. Jeden z tych, które serwował najbardziej znienawidzonym osobom w Hogwarcie. Taki sam, jakim obdarzał Snape'a, gdy widział go rozmawiającego z Lily. 

Rozmowa dorosłych wciąż toczyła się własnym tempem, lecz co chwilę przerywana była przez mądrości Lucjusza pragnącego znaleźć się w ich łaskach. Brunet z niekrytym znudzeniem przyglądał się swojemu niemalże rówieśnikowi, rozmyślając nad tym jak wielką nienawiścią darzył jego poglądy oraz styl życia. Lucjusz Malfoy nie osiągnął nic własną pracą, a James gardził tym najbardziej w świecie. Być może przez fakt, iż on sam na niektóre przywileje musiał ciężko zapracować w oczach rodziców. Właśnie dlatego wracał do domu tak odmieniony. Spokojny, opanowany, oczytany i zainteresowany sztuką James był tym o co tak bardzo walczyła jego matka. Uwielbiała kształtować go na podobieństwo Diany, która była jej dumą i ideałem. 

- Moja córka nie poniesie żadnych konsekwencji prawnych dzięki zeznaniom Syriusza. - powiedziała Euphemia, z czułością obejmując chłopaka. Potter wywrócił oczami na wylewność swojej matki, lecz nie chciał nawet w to ingerować. Ona po prostu kochała Blacka całym sercem i traktowała go jak własnego syna. - Na koniec tego prześmiesznego zebrania, chciałabym podziękować Orionowi oraz Walburdze za pozwolenie Syriuszowi na taki krok. Nasza wdzięczność sięgać będzie o wiele głębiej, zacieśniając nasze relacje.

James prychnął, słuchając dalszych słów swojej matki oraz czułych pożegnań po ustaleniu planu działania. Opuścił miejsce spotkania z pogardą wymalowaną na twarzy. Gdyby ktoś pokusił się o stworzenie jego psychologicznego profilu, byłby jedną z bardziej zagadkowych osób. Potrafił być otwarty i jawnie wygłaszać swoje plany, aby następnie ukrywać wszystko to co się wokół niego dzieje. Kłamał w żywe oczy wrogom, a później stawał się ostoją szczerości dla przyjaciół. Zdarzało mu się bywać konfidentem, lecz nigdy nie wydawał swoich bliskich na rzeź. Dlatego też ku jego okropnej złości na Syriusza, pozwolił mu na uratowanie reputacji i przyszłości siostry. 

Powrót do domu zmęczył go niemiłosiernie, głównie przez matkę, która niebywale wiele mówiła na temat cudowności młodego Blacka. James doskonale wiedział o tym jak bardzo nieodpowiedzialny i lekkomyślny jest człowiek traktowany przez niego jak brat. Traktował więc jej wypowiedzi jako zwyczajną paplaninę bez sensu. Wchodząc do ciemnego holu przejrzał pobieżnie pocztę. Ze smutkiem stwierdził, że żaden z listów nie pochodził z Cockeworth. Chwycił między palce cieniutką kopertkę od Dorcas i uśmiechnął się na samą myśl o tym, jak poetycko i romantycznie w zwyczaju miała posługiwać się blondynka. Nie mógł przyznać, że jej nie lubił. Dorry była jedną z tych osób, która wywoływała w jego sercu to przyjemne, ciepłe uczucie. Jedna z zaadresowanych do niego kopert była podpisana nazwiskiem jedynie kojarzonym z bali, które na celu miały swatanie ze sobą bogatych potomków wysoko postawionych ludzi. Wnioskował zatem, iż jest to kolejna z prób umówienia go na nieudaną randkę ze sztywną dziewczyną. Nienawidził tych wychuchanych dziewcząt uczących się we Francji. Trzepotały rzęsami, udając dobre rozmówczynie. Ale każdy znał prawdę o nich. Były wyszkolone do jednego celu, a było nim odnalezienie dobrze usytuowanego mężczyzny, który byłby w stanie znieść ich zachcianki. 

- Jamie, zjesz z nami kolację? - zapytała Euphemia wychylając się do niego z salonu. Potter kiwnął niechętnie głową, wiedząc z czym to się wiąże. Fleamont znów będzie walił pięścią w stół, nie wyrażając zgody na sytuację polityczną. Tak, jakby miał jeszcze na nią jakikolwiek wpływ.

Btw, jestem w trakcie tworzenia listów do osoby, która zraniła mnie najbardziej na świecie. Ona tego raczej nigdy nie przeczyta, ale może wy będziecie chcieli? Dajcie znać, jeśli tak. Stworzę osobną częś na to, zatytuowaną zwyczajnie "Listy.".

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 30, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

odium | JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz