Biegłam jak najdalej od miasta i karczmy. Drzewa migały mi przed oczami. Przeskakiwałam kamienie i unikałam gałęzi kompletnie odruchowo. Czułam jak pochłania mnie mrok. Spojrzałam na moją dłoń. Była cała czarna. Z oczu zaczęły mi płynąć łzy. Próbowałam się uspokoić, ale to nic nie dawało. Naszyjnik zaczął mnie niebezpiecznie piec. Dawno się nie widzieliśmy, prawda? usłyszałam znajomy głos w głowie. Stanęłam jak wryta.
-Nino? Nino gdzie jesteś?!-krzyczałam z oczami pełnymi łez
Wtedy go zobaczyłam. Opierał się o drzewo jakieś 10 metrów ode mnie i uśmiechał się szelmowsko. Łzy zaczęły płynąć mi po policzkach. Uśmiechnęłam się przez łzy. Chciałam do niego podejść, ale on zaczął uciekać. Zaśmiałam się pierwszy raz szczerze od wielu lat. Jak za dawnych czasów zaczęłam go gonić. Zabawa w berka była naszym ulubionym zajęciem. Biegłam za nim śmiejąc się ze szczęścia prawie nie myśląc. Omijałam gałęzie i skakałam po kamieniach śmiejąc się na całe gardło. W końcu dobiegłam na małą polanę z sadzawką. On stał nad wodą. W wodzie widziałam jego odbicie. Uśmiechał się do mnie smutno jakby wiedział o czymś o czym ja nie miałam pojęcia. Ile to już minęło? Z 15 lat, a Ty nic się nie zmieniłaś...
-Chwila... Ty przecież...-powiedziałam przerażona i zaczęłam się cofać
Stój! Jeśli zrobisz jeszcze jeden krok karczma wyleci w powietrze! Przerażenie malowało się na jego twarzy. Zatrzymałam się. Uspokoił się lekko i znów uśmiechnął smutno. Spojrzał na taflę wody. Podeszłam do sadzawki i spojrzałam na taflę wody. To co zobaczyłam przeraziło mnie. Poczułam jak kolana się pode mną uginają. Upadłam i resztkami sił podparłam się na rękach i patrzyłam w wodę. Widziałam najgorszą chwilę swojego życia. Krew... dużo krwi... jego krwi... jego porwane ubrania... oderwane skrzydła... zakrwawiony miecz w mojej dłoni... jego smutny uśmiech. Zaczęłam łkać. Moje słone łzy mieszały się ze słodką wodą z sadzawki. Podniosłam głowę i chciałam go jeszcze zobaczyć. Lecz zamiast jego z szelmowskim uśmiechem zobaczyłam jego zwłoki. Czułam jak pochłania mnie mrok. Naszyjnik zaczął mnie parzyć w klatkę. W płucach zaczynało mi brakować powietrza. Ciemność zaczęła wirować wokół mnie i formować w kształt kuli otaczającej mnie. Przed oczami nadal widziałam tą scenę. Jakby wypaliły mi się w mózgu.
-Nigdy więcej!-wrzasnęłam na całe gardło
Mrok wyrwał mi się spod kontroli. Razem z krzykiem i łzami uwolniłam cały żal, smutek i gniew. Uwolniłam moc, którą obiecałam mu zawsze pilnować. Zamroczyło mnie. Upadłam na ziemię i zemdlałam.
Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Resztką sił podniosłam się na rękach i usiadłam na kolanach. Zaczęłam się rozglądać. Ziemia była czarna i spalona. Większość drzew była zwęglona i połamana. Sadzawka wyparowała i został po niej tylko dół w ziemi. Te zniszczenia tworzyły wielki okrąg wokół mnie. "Czy ja mam taką moc?" Pytałam siebie ciągle. Dopiero teraz zaczęłam rozumieć co stało się wcześniej. Spotkanie Nino, wybuch mroku... Łzy samowolnie zaczęły mi lecieć z oczu. Wtedy usłyszałam głos Meliodasa "Ginny! Gdzie jesteś?" później dołączyły się do niego inni. Kompletnie się rozkleiłam. Łzy leciały mi po policzkach i spadały na ziemię.
-Ginny?-usłyszałam cichy głos za sobą
Stał tam Meliodas. Patrzył na mnie zmartwiony. Kawałek za nimi stała reszta drużyny. Oparłam się o kolana i wstałam z smutnym uśmiechem. Powoli do mnie podszedł. Stał tuż przede mną. Wtedy zakręciło mi się w głowie i osunęłam się na ziemię. Półprzytomna poczułam jak ktoś mnie podnosi i niesie. Wtedy kompletnie zemdlałam.
Obudziłam się leżąc w łóżku na trzecim piętrze karczmy. Rozejrzałam się. Wszystko było normalnie. W nogach mojego łóżka na krześle spał Meliodas i chrapał cicho. Usiadłam i zachichotałam cicho by go nie obudzić, ale nie udało mi się. Melek podniósł głowę i zaczął się rozglądać zdezorientowany. Kiedy mnie zobaczył od razu zerwał się z krzesła na równe nogi ze strachem w oczach.
- Ginny! Obudziłaś się! Nic ci nie jest?-pytał w tempie błyskawicy
Podbiegł do mnie i przytulił mnie mocno. Zaśmiałam się głośno i też go przytuliłam. Kiedy się odsunął spojrzał na mnie zmartwiony. Pierwszy raz w życiu widziałam takiego Meliodasa. Uśmiechnęłam się pocieszająco.
-Nic mi nie jest tylko się przemęczyłam...-powiedziałam że smutnym uśmiechem
-Uciekłaś z karczmy, rozwaliłaś sporą część lasu i znaleźliśmy Cię płaczącą, a po chwili zemdlałaś...
Usłyszałam znudzony głos Bana. Opierał się o framugę i patrzył na mnie rozczarowany.
-Jakbyś nie zrozumiał całą tą akcję Ty wywołałeś!- powiedziałam oburzona
-No weź! Chciałem tylko zobaczyć twój naszyjnik...-wtedy przerwał mu mocno wkurzony Meliodas
-Odpuść Ban!
Ban spojrzał na nas nic nie rozumiejąc. Podniósł ręce w obronnym geście i wyszedł z pokoju. To trochę uspokoiło Melka. Później odwiedzali mnie też inni, ponieważ Meliodas musiał zajmować się karczmą. Z zalecenia Elizabeth musiałam leżeć w łóżku. Tak strasznie mi się nudziło. Moja radość kiedy w końcu mogłam wyjść na świeże powietrze była ogromna.
CZYTASZ
Ginny i Siedem Grzechów Głównych
FanficKojarzy ktoś The Seven Deadly Sins? Osobiście kocham, ale na wattpadzie jest mało fanficów, więc oto jestem! Zapraszam!