VIII

100 9 0
                                    

POV RYE

Siedziałem na fotelu w swoim pokoju, patrząc w okno. W ręku miałem kubek z herbatą, która stawała się coraz bardziej zimna.

"Nie żałuje"

To siedziało mi w głowie. Ona siedziała mi w głowie. Lubię ją, nawet bardzo, aż za bardzo, ale przecież jej tego nie powiem. Wyszedłbym na totalnego debila gdybym teraz powiedział jej, że mi się podoba. Na kilometr widać, że za mną nie przepada.

Ale czy to było szczere? Naprawdę nie żałuje? Czy po prostu nie chciała, żebym się źle czuł?

-- Mogę? -- usłyszałem głos mojego brata. Nie odwracając wzroku od okna powiedziałem, żeby wszedł. Słyszałem, że usiadł na łóżku, ale nic nie mówił. Przynajmniej na poczatku. Siedzieliśmy w ciszy i chyba każdy z nas myślał nad tym co ma w tej chwili powiedzieć. -- Jak się czujesz?

-- Jest okej -- oczywiście skłamałem. Nie obdarowałem go spojrzeniem bo okno było wtedy naprawdę ciekawe.

-- Ryan, jestem Twoim bratem, znam Cię od lat i wiem kiedy coś jest nie tak -- rzuciłem mu krótkie spojrzenie, którym chciałem powiedzieć, żeby nie drążył tematu. Ale Robbie jest uparty i zawsze stawia na swoim. -- Nie tylko ja to widzę. Sammie i Shawn też to zauważyli. Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć Rye, pomogę Ci.

-- Kocham ją, okej!? -- wstałem gwałtownie, patrząc na niego rozzłoszczony. Nie chciałem drążyć tego pieprzonego tematu. -- Ale ona mnie nie.

-- Skąd wiesz? -- zmrużył na mnie oczy tak jakby chciał mnie upewnić w tym, że się myle. --  To, że Ci tego nie powiedziała nie znaczy, że nic do Ciebie nie czuję.

-- To widać na kilometr. Nawet ślepy Ci to powie.

-- Ślepy jesteś Ty, Rye. -- patrzałem na niego nie do końca rozumiejąc. Nic już nie powiedział tylko wyszedł.

Usiadłem spowrotem w fotelu analizując słowa Robbie'go. Nie widziałem w tym sensu. Ja jestem ślepy? Czyli, że niby ona też coś do mnie czuję? Albo ja naprawdę jestem ślepy albo to z Robb'em jest coś nie tak.

***
Leżałem w łóżku, ze słuchawkami w uszach, patrząc w sufit. Było gdzieś koło 21, a mój telefon wydał z siebie charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości. Podniósłem go, żeby zobaczyć kto i czego ode mnie chcę.

Nieźle się zdziwiłem gdy zobaczyłem, że SMS jest od Evelynn.

Od: Evelynn

Możemy się spotkać? Za 20 minut w parku niedaleko szkoły?

Do: Evelynn

Jasne, będę.

POV EVELYNN

Po wyjściu z domu Ryan'a od razu pobiegłam na cmentarz. W końcu dzisiaj mija rok od jego śmierci.

Znalazłam dobrze znany mi grób. Szepnełam ciche "Colton" i usiadłam na ławeczce, która była na przeciwko. Kiedyś przesiadywałam tu godzinami, każdego dnia. Teraz jestem tu pierwszy raz odkąd poznałam Rye'a.

Brakuje mi go, tak bardzo. Nadal nie wierzę w to, że jest zakopany w ziemi i nie siedzi teraz w swoim domu na sofie i nie ogląda głupich kreskówek.

-- Colton co mam zrobić? -- szepnełam tak cicho, że prawie wcale nie było to słyszalne. Naprawdę nie wiedziałam co robić. Byłam zła na siebie.

Siedziałam tam dobrą godzinę, aż w końcu postanowiłam pójść się przejść. Spacerowałam w moim ulubionym miejscu, którym był klif. Miał wgłębienie, w którym zawsze przesiadywałam gdy chciałam o czymś pomyśleć w spokoju.

W moim małym raju była jakąś pożółkła kartka z napisem "Usłysz co mówi Ci serce". Niby nic, ale miałam wrażenie jakby to była właśnie odpowiedź od Coltona.

Wróciłam do centrum i od razu napisałam do Rye'a. Na całe szczęście odpisał, że przyjdzie.

Do: Rye

Możemy się spotkać? Za 20 minut w parku niedaleko szkoły?

Od: Rye

Jasne, będę. 

***

Po umówionych 20 minutach siedziałam w parku, czekając na Rye'a. Byłam strasznie zestresowana. Bałam się, że teraz to on mnie odrzuci.

Zauważyłam postać mężczyzny, byłam pewna, że to właśnie Ryan. Jednak się przeliczyłam. Mężczyzna nie wyglądał zbyt przyjaźnie tak też wstałam i udałam się w przeciwnym kierunku. Ten facet szedł coraz szybciej, a ja coraz bardziej się bałam.

Nagle wpadłam na kogoś. Kogo? Na moje wybawienie - Ryan'a. Nie myśląc zbyt wiele pocałowałam go. Byłam pewna, że mnie odepchnie, ale nie zrobił tego. Odwzajemnił pocałunek.

Facet tylko nas ominął i poszedł dalej. Jedno szczęście.

-- Wybacz -- odsunełam się od bruneta z czerwonymi policzkami.

-- Oh, jasne. Nie ma sprawy -- albo posmutniał albo mam zwidy. -- O czym chciałaś rozmawiać?

-- O nas -- to takie coś istnieje?

-- O nas?

-- Tak. Przepraszam za ten mój wcześniejszy wybuch. Naprawdę cieszę się, że Cię poznałam i nie żałuje niczego co z Tobą związane. Uwierz mi Rye, naprawdę Cię lubię.

-- Ja też Cię lubię. -- uśmiechnął się kiedy na niego spojrzałam. Jest uroczy. -- Idziemy na festyn?

-- Festyn?

-- Tak, jest niedaleko.

-- Bardzo chętnie pójdę z Panem na festyn, Panie Beaumont -- zaśmiałam się, a on razem ze mną.

Tak więc pokierowaliśmy się na festyn. Nie mogłam się powstrzymać i chwyciłam go za rękę tak jakbyśmy byli parą. On natomiast splątał nasze palce razem.

One of the stars. | Beaumont | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz