I

405 22 7
                                    

W końcu wysiadałam na lotnisku po niedługich wakacjach. Tęskniłam do wszystkich. Marzyłam, aby zobaczyć Alex, Lisę, Lindę, Anne i... Ydrisa. Był ze mną przez ten cały czas, gdy ja próbowałam odszukać siebie. W połowie to też jego wina, ale to szczegół... Chyba.

Szłam z walizką i torbami podręcznymi ku parkingowi. Od razu w oko rzuciła mi się biegnąca w moją stronę Alex. Uśmiechnęłam się i z boku zobaczyłam Odette. Dziewczyna w przeciwności do Jeźdźca Duszy wyglądała bardzo blado. Przytuliłam Alex i podbiegłam do Odette.

— Tak się cieszę, że Cię widzę! — Powiedziałam do niej entuzjastycznie.

— Ja też... — Jakby westchnęła ze smutkiem.

  Odwróciłam się do Alex z miną typu: Co jest? Ona tylko wzruszyła ramionami i ruchem głowy kazała wsiąść do auta.

  Tia... Cloudmill i prowadzenie samochodu...?

  Gdy o dziwo bezpiecznie byłyśmy już w Stajni Moorland, ujrzałam Maję (w białych bryczesach i marynarce) na padoku. Na koniu. SKACZĄC. Chwila. Coś tu jest nie tak.

— Emm... A... Gdzie jest Ydris? — na to pytanie Odette się wzdrygnęła.

— Tam gdzie zwykle — Alex mówiąc to jadła kawałek pizzy.

Słysząc te słowa, pobiegłam do stajni przywitać się ze swoim koniem. Pogłaskałam go i zaczęłam oporządzać, aby jak najszybciej pojechać do Ydrisa.

  Kiedy byłam już na Wzgórzu Nilmera, zaczęłam kierować się w stronę cyrku. Jak zwykle nikogo nie było. Tylko cisza. Postanowiłam wejść do namiotu. Od razu usłyszałam typowo cyrkową muzykę. Światło reflektorów oślepiło mnie, a gdy zapadła cisza, zorientowałam się, że właśnie weszłam w środku przedstawienia. Ydris stojący na środku uśmiechnął się i rozejrzał się po widowni.

— Mesdames et messieurs! — Kątem oka spojrzał na mnie. — W końcu mogę ogłosić powrót największej i najjaśniejszej gwiazdy Jorviku!

Wszyscy ludzie spojrzeli na mnie, a światła zwróciły się w moją stronę.

— Emmm... Bonjour? — Zmieszana spuściłam wzrok.

Dalej cisza.
Było słychać tylko kaszlnięcie co jakiś czas.

— Trés bien — poprawił swój cylinder. — Dajmy jej odpocząć po tak długiej podróży.

Wystraszona usiadłam z boku, lecz zanim położyłam plecak, poczułam szturchnięcie. To była Zee. Odeszła krok ode mnie, lecz ja nadal siedziałam. Wyglądała jakby przewracała oczami i była znudzona. Powoli się podniosłam, a ona wyszła z namiotu. Podbiegłam do klaczy. Podeszła do wozu oraz swoim ciemnym łbem pokazała na drzwiczki. Otworzyłam je i zrobiłam kroczek, żeby mieć pewność, czy na pewno mam wejść. Zee dosyć delikatnie mnie popchnęła, co chyba znaczyło, że mam się tak nie ociągać. Rzuciłam plecak na podłogę i rozejrzałam się po tym Mistycznym Wozie.

Easy come, easy goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz