V

229 14 10
                                    

  Siedziałam przy stoliku pisząc kolejne rzeczy w notesie. To były przedmioty, których jeszcze brakowało na jutrzejszą imprezę. Przeczytałam listę kolejny raz i odłożyłam notes na bok. Wstałam z krzesła i podeszłam bliżej miejsca centrum imprezowni, (czyli do dyskoteki w Forcie Pinta).

— Chyba wszystko już gotowe — Alex podeszła do mnie z pudełkiem konfetti.

— Mhm... Tylko trzeba jeszcze kupić przekąski, napoje, a co z tym idzie, musimy znaleźć czas na zrobienie ponczu.

Dziewczyna zrobiła dziwną minę na słowo poncz.

— Przecież z innymi ustaliliśmy, że robimy poncz, co nie? — popatrzyłam na przyjaciółkę.

— Nie wiem czy to dobry pomysł...

  Wzruszyłam ramionami na znak obojętności i wzięłam listę, po czym stwierdziłam:

— Zapytaj Lorettę.

Odeszłam z miejsca rozmowy. Zobaczyłam Tan i resztę. Trochę mnie to denerwowało, bo wyglądało jakby dziewczyny zupełnie nic nie robiły, a jedynie się śmiały i gadały.

— Ej, do pracy! Przecież impreza jest już jutro! — krzyknęłam do nich.

— Już wszystko zrobiłyśmy — powiedziała Tan z dumą w głosie.

— A zrobiliście poncz?

Zobaczyłam wystraszone oczy grupki.

— Ja tam idę tylko na zakupy i już skończone, moje panie.

Z oddali usłyszałam ciche:

— Ja idę z Joshem.

— No dobra, chodźmy robić ten poncz.

  Westchnęłam i poszłam dalej. Po zakupieniu potrzebnych rzeczy skierowałam się do Fortu Pinta przygotować dekoracje i rozstawić stoliki na imprezę. Następnie zrobiłam te wszystkie nudne czynności oraz wróciłam do Moorland. Miałam już zrobioną całą listę. Mogłam jedynie odpoczywać. Nie musiałam iść do fryzjera, czy coś, ponieważ w piątek będzie na to dużo czasu. Całe wydarzenie zaczyna się o 18, a kończy, aż do momentu, w którym wszyscy poschodzą się do domu. Postanowiłam pójść spać, (tak o 16) aby mieć wiele siły na następny dzień.

  Tej ,,nocy" nic mi się nie śniło. Było to dosyć dziwnym zjawiskiem. Wstałam i zobaczyłam, że jest 6:00, a ja czułam się zupełnie wypoczęta. Po ubraniu się w sukienkę pobiegłam do fryzjera. Nie zapłaciłam wiele za usługę, gdyż niewiele zostało mi zrobione. Szłam w kierunku Fortu Pinta, gdy usłyszałam za sobą kroki. Mojego ramienia dotknęła Lisa.

— O cześć! Cieszę się, że już tu jesteś. Serio możesz zagrać swoje kawałki?

— Tak, z wielką chęcią — dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.

  Dalej poszłyśmy już razem na miejsce zbiórki. Po raz kolejny musiałyśmy sprawdzać, czy wszystko idzie zgodnie z planem.

  Cały skład był jakiś roztargniony. Wszędzie były kłótnie, że coś stoi krzywo albo nie tu, gdzie trzeba.

Na szczęście po jakimś czasie zaczęli się schodzić ludzie. Zaczęto grać popularne kawałki, inni częstowali się przekąskami, a ja jak na królową parkietu przystało... podpierałam ścianę. Popatrzyłam na bok, a tam zobaczyłam, jak Josh klei się do Lisy, a jak wcześniej słyszałam miał towarzyszyć Tan. Za to do mnie cały czas podchodził Justin. W pewnym momencie zaczęło mnie to wkurzać, więc tylko patrzyłam w podłogę nawet go nie słuchając. Nagle zobaczyłam coś, na czego widok wzdrygnęłam się; Odette i Ydris szli obok siebie trzymając się za rękę.

— Mówiłem Ci, że nie chcę tu iść, a tym bardziej z tobą — powiedział ze spokojem cyrkowiec.

— Nie chcesz zemścić się na Stephanie? — nie wierzyłam własnym uszom. Nigdy bym nie pomyślała, że z ust Odette wypłynęłyby takie słowa.

— Nie.

  Dziewczyna zrobiła się cała czerwona ze złości. Atmosfera rozluźniła się, kiedy w końcu Lisa weszła na scenę.

— Tę piosenkę chciałabym dedykować moim przyjaciółkom — rzekła przez mikrofon i zaczęła śpiewać I'll be there.

  Zawsze lubiłam słuchać utworów Lisy. Wszystkie swoje emocje wylewała na papier. Dziewczyna ma wielki talent.

  Gdy skończyła śpiewać, od razu zaczął lecieć kolejny kawałek. Nigdy go nie słyszałam, ale brzmiał dziwnie znajomo.

— Dla Elizabeth — szepnęła Lisa.

  Piosenka była dosyć smutna. Dlaczego to było akurat do Elizabeth, jeżeli miała się bardzo dobrze, a teraz nawet stała przy stoliku z przekąskami.

  Kobieta również słuchała utworu. Kiwała głową na znak, jakby się na coś zgadzała. Wystraszona dalej siedziałam cicho wsłuchując się w słowa.

Co tu się dzieje?

Potwornie rozbolała mnie głowa. Wszytko wirowało przed moimi oczami. Czułam się okropnie. Jedyne, co widziałam to Odette uśmiechniętą od ucha do ucha, która patrzy na widok z Fortu Pinta. To było straszne. Na własnych oczach zobaczyłam, jak tworzą się szczeliny pandoryczne. Zamknęłam oczy. Chciałam się najszybciej obudzić z tego snu.

Z tego snu.

***

Obudziłam się w białym pomieszczeniu. To na pewno był szpital. Znałam te miejsce, jak własną kieszeń. Znowu poczułam ten straszny ból. Kilkanaście minut próbowałam sobie wszystko poukładać w głowie. Przewracałam się z boku na bok. Wzdychałam, a nie raz słuchałam ciszy. Myślałam, że mijają godziny. Dalej nikogo nie było. Tylko ja.

Ja.

Wpatrywałam się w drzwi od mojego pokoju. W końcu otworzyły się, a w nich stanęła Linda z kwiatami. Na mój widok wypuściła bukiet z rąk i patrzyła z otwartymi ustami.

— Linda... — zaczęłam ochrypłym głosem.

Dziewczyna wybiegła, co bardzo mnie zasmuciło. Usłyszałam szybkie kroki, jakby ktoś biegł. Do pokoju weszła Lisa z resztą.

— Czyli to prawda — zaczęła. — Obudziła się.

Przyjaciółki stały prawie płacząc ze szczęścia. Może nie Alex. Ona stała z zupełnym brakiem wyrazu twarzy.

— O co chodzi? — spytałam.

Easy come, easy goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz