Rozdział I

375 18 3
                                    

      Budzi mnie głośny hałas. Nagle zaczynam słyszeć rozmowę moich rodziców z piętra niżej 

-Idę obudzić Nathalie. 

Leżę na łóżku zaspana, a w tle leci muzyka. 

-Wstawaj, już późno musisz iść do szkoły. 

Wstaję i zaczynam szukać pary skarpetek. Z daleka słyszę, że znowu nasi sąsiedzi się kłócą. Robią to co dziennie. Czasami mam ochotę im krzyknąć tak do ucha jak ja słyszę ich głupie kłótnie.  Zakładam bluzkę, spodnie, i bordową czapkę. 

-Mamo jestem już gotowa. - Krzyczę schodząc po schodach. Szybko cofam się do pokoju i biorę słuchawki.

 W tym momencie usłyszałam podjeżdżający samochód, pod nasz dom. Z rąk wypadł mi plecak. Podniosłam go z ziemi, i zaczęłam wychodzić przez okno w moim pokoju. Złapałam się rynny zwisającej z dachu i byłam gotowa by po niej zejść gdy nagle usłyszałam głos.

- Nathalie, nie uciekaj.

Odwróciłam się, by zobaczyć, czy ktoś przypadkiem mnie nie przyłapał na ucieczce. Nikogo nie było. Olałam to, i zaczęłam znowu szykować się do zejścia po rynnie.

- Nathalie, nie idź, chcemy tylko porozmawiać. Otwórz nam proszę drzwi. - w tym momencie zadzwonił dzwonek.

Usłyszałam jak mama otwiera drzwi. Wróciłam do pokoju, i powoli zeszłam na dół. 

- Ale kim pan jest? - zapytała moja mama.

- Jestem profesor Charles, a to Dr Hank. Prowadzimy szkołę, dla wyjątkowych dzieci, takich jak pani córka.

- Ale co ma oznaczać wyjątkowych...?

- Mamo, idź do salonu. Ja z nimi porozmawiam - powiedziałam, obserwując dwóch dorosłych mężczyzn w drzwiach mojego domu.

- Witaj Nathalie. Porozmawiamy?

Usłyszałam głos mężczyzny o imieniu Charles, ale widziałam, że nie ruszał ustami. Zdziwiona zaprosiłam ich do salonu.  Charles był młodym mężczyzną z brązowymi włosami. Jego twarz wydawała się bardzo miła. Był średniego wzrostu. Natomiast Hank był wysoki i niezbyt umięśniony, chudy. Nosił okulary, co powodowało, że wyglądał na mądrego. 

Podeszłam do Czajnika i wstawiłam wodę na kawę dla siebie. W tle moja mama zaczęła z nimi rozmowę. Charles opowiedział im o szkole, do której chcieli mnie zabrać. Nawet mnie pewnie nie zapytają o zdanie.

- Nie przejmuj się, zaraz z tobą też porozmawiamy.

Odwróciła się i spojrzałam na Charlesa. 

- Mógł byś mi nie zaglądać do umysłu? - moja mama i tata skamienieli.

Usiadłam obok profesora na kanapie i zapytałam:

- Czego ode mnie chcecie? Do cyrku mnie bierzecie czy co? A może do laboratorium?

- Do szkoły, gdzie nauczymy cię panować nad darem który dostałaś. - Moi rodzice nie odzywali się ani słowem, widać było, że się zgubili i nie mogą się odnaleźć. 

- Co to za dar? Słyszę coś z kilku kilometrów i tyle.

-Co?! - krzyknęli moi rodzice 

Miałam ochotę im odpysknąć, sami wiecie jak, ale powstrzymałam się. Charles był telepatą, nie musiał mi o tym mówić, bo to zauważyłam ale musiał wytłumaczyć to rodzicom. Hank był pół człowiekiem, a pół niebieskim zwierzakiem.

Rodzice przerażeni mną pozwolili, na zabranie mnie do szkoły dla utalentowanych. Dostałam za zadanie szybko się spakować i pojechać z nimi. Wzięłam telefon do ręki, i zadzwoniłam do mojego jedynego przyjaciela. 

- Mam prośbę do ciebie. Przyjdziesz? - Peter nic nie odpowiedział, a po sekundzie już był obok mnie.

- Cześć - powiedział przytulając mnie - Co to za goście? 

- Zabierają mnie do szkoły, wiesz, żeby ogarnąć.. to - wskazałam na moje uszy.

Nic nie musiałam mówić. Peter rozumiał mnie bez słowa. W ciągu sekundy spakował mnie i przyniósł mi walizkę. 

- Teleportujesz się? - Zapytał Charles

- Nie, on jest szybki i tyle.

Przytuliłam Petera na pożegnanie i szepnęłam mu do ucha "Odwiedź mnie czasami". Pocałowałam go w policzek i wsiadłam do samochodu Hanka. Rodzice się ze mną nie pożegnali. Nigdy nie byłam dla nich kimś ważnym. Tym bardziej, teraz gdy myślą o mnie jak o potworze.



(Napiszcie na dole w komentarzu, której powieści chcecie następną część )



VoiceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz