Budzi mnie głośny hałas. Nagle zaczynam słyszeć rozmowę moich rodziców z piętra niżej
-Idę obudzić Nathalie.
Leżę na łóżku zaspana, a w tle leci muzyka.
-Wstawaj, już późno musisz iść do szkoły.
Wstaję i zaczynam szukać pary skarpetek. Z daleka słyszę, że znowu nasi sąsiedzi się kłócą. Robią to co dziennie. Czasami mam ochotę im krzyknąć tak do ucha jak ja słyszę ich głupie kłótnie. Zakładam bluzkę, spodnie, i bordową czapkę.
-Mamo jestem już gotowa. - Krzyczę schodząc po schodach. Szybko cofam się do pokoju i biorę słuchawki.
W tym momencie usłyszałam podjeżdżający samochód, pod nasz dom. Z rąk wypadł mi plecak. Podniosłam go z ziemi, i zaczęłam wychodzić przez okno w moim pokoju. Złapałam się rynny zwisającej z dachu i byłam gotowa by po niej zejść gdy nagle usłyszałam głos.
- Nathalie, nie uciekaj.
Odwróciłam się, by zobaczyć, czy ktoś przypadkiem mnie nie przyłapał na ucieczce. Nikogo nie było. Olałam to, i zaczęłam znowu szykować się do zejścia po rynnie.
- Nathalie, nie idź, chcemy tylko porozmawiać. Otwórz nam proszę drzwi. - w tym momencie zadzwonił dzwonek.
Usłyszałam jak mama otwiera drzwi. Wróciłam do pokoju, i powoli zeszłam na dół.
- Ale kim pan jest? - zapytała moja mama.
- Jestem profesor Charles, a to Dr Hank. Prowadzimy szkołę, dla wyjątkowych dzieci, takich jak pani córka.
- Ale co ma oznaczać wyjątkowych...?
- Mamo, idź do salonu. Ja z nimi porozmawiam - powiedziałam, obserwując dwóch dorosłych mężczyzn w drzwiach mojego domu.
- Witaj Nathalie. Porozmawiamy?
Usłyszałam głos mężczyzny o imieniu Charles, ale widziałam, że nie ruszał ustami. Zdziwiona zaprosiłam ich do salonu. Charles był młodym mężczyzną z brązowymi włosami. Jego twarz wydawała się bardzo miła. Był średniego wzrostu. Natomiast Hank był wysoki i niezbyt umięśniony, chudy. Nosił okulary, co powodowało, że wyglądał na mądrego.
Podeszłam do Czajnika i wstawiłam wodę na kawę dla siebie. W tle moja mama zaczęła z nimi rozmowę. Charles opowiedział im o szkole, do której chcieli mnie zabrać. Nawet mnie pewnie nie zapytają o zdanie.
- Nie przejmuj się, zaraz z tobą też porozmawiamy.
Odwróciła się i spojrzałam na Charlesa.
- Mógł byś mi nie zaglądać do umysłu? - moja mama i tata skamienieli.
Usiadłam obok profesora na kanapie i zapytałam:
- Czego ode mnie chcecie? Do cyrku mnie bierzecie czy co? A może do laboratorium?
- Do szkoły, gdzie nauczymy cię panować nad darem który dostałaś. - Moi rodzice nie odzywali się ani słowem, widać było, że się zgubili i nie mogą się odnaleźć.
- Co to za dar? Słyszę coś z kilku kilometrów i tyle.
-Co?! - krzyknęli moi rodzice
Miałam ochotę im odpysknąć, sami wiecie jak, ale powstrzymałam się. Charles był telepatą, nie musiał mi o tym mówić, bo to zauważyłam ale musiał wytłumaczyć to rodzicom. Hank był pół człowiekiem, a pół niebieskim zwierzakiem.
Rodzice przerażeni mną pozwolili, na zabranie mnie do szkoły dla utalentowanych. Dostałam za zadanie szybko się spakować i pojechać z nimi. Wzięłam telefon do ręki, i zadzwoniłam do mojego jedynego przyjaciela.
- Mam prośbę do ciebie. Przyjdziesz? - Peter nic nie odpowiedział, a po sekundzie już był obok mnie.
- Cześć - powiedział przytulając mnie - Co to za goście?
- Zabierają mnie do szkoły, wiesz, żeby ogarnąć.. to - wskazałam na moje uszy.
Nic nie musiałam mówić. Peter rozumiał mnie bez słowa. W ciągu sekundy spakował mnie i przyniósł mi walizkę.
- Teleportujesz się? - Zapytał Charles
- Nie, on jest szybki i tyle.
Przytuliłam Petera na pożegnanie i szepnęłam mu do ucha "Odwiedź mnie czasami". Pocałowałam go w policzek i wsiadłam do samochodu Hanka. Rodzice się ze mną nie pożegnali. Nigdy nie byłam dla nich kimś ważnym. Tym bardziej, teraz gdy myślą o mnie jak o potworze.
(Napiszcie na dole w komentarzu, której powieści chcecie następną część )
CZYTASZ
Voice
Fanfic15 letnia Nahalie posiada dar, który Profesor Charles, chce rozwinąć w jego szkole wraz z dr Hankiem.