Pov. Steve
Był piękny słoneczny poranek, kiedy postanowiłem pójść na nasz basen w Avengers Tower. Już po 5 minutach znalazłem się na odpowiednim piętrze kierując się do wcześniej wspomnianego miejsca. Mniej więcej po 20 przepłyniętych długościach ktoś nagle rzucił we mnie ręcznikiem. Nie spodziewałem się takiego ataku z powietrza, więc przez chwilę myślałem, że zejdę na zawał. Odwróciłam się szukając winowajcy, którym okazał się uśmiechnięty Tony.
- Nie mogłeś mnie po prostu zawołać, zamiast od razu rzucać we mnie ręcznikiem? - zapytałem podpływając do krawędzi.
- Teoretycznie to mógłbym, ale potem nie byłoby tyle zabawy. - zaśmiał się. - A teraz wyłaź i chodź do salonu. Mamy nową misję.- powiedział na odchodne.
- Fantastycznie. - mruknąłem pod nosem orientując się, że mój ręcznik leży na dnie basenu.
Zanurkowałem po niego, następnie odkładając go na brzeg. Sam wyszedłem z basenu zabierając że sobą mokry materiał. Pojechałem windą do salonu wypytać o szczegóły naszej misji przy okazji robiąc za sobą mokre ślady. W pomieszczeniu siedzieli Natasha i Bruce.
- Rogers! Mógłbyś się ubrać wiesz? Bo jeżeli Fury przyszedłby tu niespodziewanie z jedną ze swoich agentek to omdlenie gwarantowane. - powiedziała Czarna Wdowa ze śmiechem.
Nie zdążyłem odpowiedzieć dziewczynie, kiedy za sobą usłyszałem głośny huk. Odwróciłem się i zobaczyłem Thora, który leżał na ziemi trzymając się za głowę. Wszyscy poza bogiem wpadli w śmiech, zauważywszy, że poślizgnął się na moich mokrych śladach.
- Przyjacielu, nie wiedziałem, że masz problemy z pęcherzem. - odezwał się długowłosy podnosząc się z podłogi.
Po jego słowach wszyscy obecni w salonie pękali ze śmiechu.
- Spokojnie Thor, z moim pęcherzem wszystko w porządku, to woda z basenu. Nie miałem się jak wytrzeć, bo Stark wrzucił mój ręcznik do wody. - powiedziałem do mojego obolałego przyjaciela z uśmiechem.
- Dzień dobry. - powiedział Clint wchodząc do salonu. - Steve, ubierz się.
- Nie mogę! Miałem przyjść najpierw do was, żeby dostać informację o nowej misji. - powiedziałem gestykulując.
- Jeny, dobrze, nie bulwersuj się tak mrożonki.- powiedział że śmiechem Tony wchodząc do pomieszczenia. - J.A.R.V.I.S. połącz z Furym.
- Witajcie Avengers. Hydra po raz kolejny porwała jednego z naszych głównych naukowców - Arona Jacksona. Wraz z nim porwali jego jedyną córkę. Odbicie ich jest bardzo ważne, nie tylko dla organizacji, ale również z powodu informacji, którymi mogą teraz dysponować. Musicie odszukać ich i odbić. Powodzenia.
- Czyli podsumowując.. - powiedziała Natasha. - Mamy odszukać jakiegoś doktorka i jego córeczkę, którzy zostali porwani przez Hydrę?
- Dokładnie. - powiedział Bruce.
- No to w takim razie na co czekamy? - zapytałem retorycznie. - Musimy wiedzieć kiedy zostali porwani, gdzie i czy ktoś to widział. Na obecną chwilę najważniejsze jest miejsce w którym ich przetrzymują.
- Ja i Clint znajdziemy naszego informatora z Hydry. Możliwe, że on coś wie. - powiedziała Wdowa zabierając rzeczy i wychodząc.
- Bruce, mógłbyś mi pomóc? Może weszli byśmy do ich programu komputerowego. - zapytał Iron Man.
- Pewnie, już idę. - powiedział wychodząc razem z Tonym do jego pracowni.
- A my co mamy robić? - zapytał Thor.
- Na początek może znajdziemy ich dokumentację czy coś. Warto by było wiedzieć kogo mamy odbić. - przyjaciel zgodził się ze mną.
Już po chwili mieliśmy przed sobą dokumentację naszych zaginionych osób. O samym Aronie to było naprawdę sporo informacji, gorzej było z jego córką. Nie było o niej praktycznie nic. Jedno wielkie zero. Nawet nie wiemy jak ma na imię! Jej ojciec musi ją nieźle ukrywać przed organizacją.
~3h potem~
- Mamy ich!! - krzyknął wbiegający do salonu Tony.
- A więc? Gdzie są? - zapytała Nat, która godzinę temu wróciła z Clintem, niestety bez żadnych informacji.
- Na Madagaskarze. - powiedział Bruce, którego Tony zgromił spojrzeniem.
- Ja to chciałem powiedzieć.. - mruknął niezadowolony Stark.
- Chyba nie mamy czasu na takie kłótnie Żelazko. - powiedział Clint.
- Razem z Brucem ogarneliśmy już plan akcji. Umm.. Bo jest jeszcze taki malutki, tyci, tyci, problem.. - odezwał się Iron Man, kiedy mieliśmy już się przygotowywać do wylotu.
- Co znowu Stark? - powiedział Clint.
- Mamy za mało ludzi.
- Nie no fajnie, szybciej nie można było powiedzieć? Co my mamy teraz zrobić?! - powiedziała Natasha.
- Ilu dokładnie ludzi potrzeba? - zapytałem.
- Jak najwięcej. Ich baza to prawdziwa forteca. Zabarykadowali się tak jakby nie wiadomo kogo trzymali! - milioner wymachiwał rękami.
- Dobra, uspokój się. Za chwilę coś na to poradzimy. Dajcie mi kilka minut. - powiedziałem po czym wyciągnąłem telefon wykonujac kilka połączeń. - Za chwilę będą. My w tym czasie przygotujemy rzeczy.
Wszyscy jak na zawołanie zaczęli kierować się do swoich pokoi, żeby zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. To samo zrobiłem i ja. Przebrałem się w strój i zabrałem tarczę, chowając jeszcze na w razie co kilka sztyletów.
Kiedy wszyscy byli już w salonie usłyszeliśmy dźwięk windy, a po chwili zobaczyliśmy Buckiego, Wandę, Pietro, Petera, Visiona i Sama.
Wszystkie pary oczu, które już siedziały w salonie spojrzał na mnie.
- No co? Ma się te kontakty. - powiedziałem z uśmiechem i przywitałem się z każdym przybyłym bohaterem.
- Chyba możemy już ruszać prawda? - zapytała Wanda.
- Chwileczkę, a gdzie jest Thor? - zapytał Bruce.
Wszyscy zaczęli rozglądać się po pomieszczeniu, jednak rzeczywiście, nigdzie nie było nordyckiego Boga. Nagle na tarasie pojawiło się światło, to portal, a po chwili zauważyliśmy Thora. Jednak nie był sam. Zabrał ze sobą Lokiego.
- To jakiś żart.. - mruknął Tony.
- Mówiliście, że potrzeba nam dużo ludzi, więc pomyślałem o moim bracie. - wszyscy spojrzeli to najpierw na Thora, a potem na Lokiego. - Spokojnie, Loki dostał już karę i jest teraz po naszej stronie.
Wszyscy spojrzeli po sobie nawzajem, po czym stwierdzili tylko, że trzeba mieć na niego oko. Takim oto sposobem zwołaliśmy naszą drużynę na misję.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
880 słów
~Bestqueen143
CZYTASZ
Believe me..
Fanfic"- Uwierz mi, nie chce ci zrobić krzywdy. Jestem Steve i przyszedłem cię uratować. - dziewczyna spojrzała tylko na mnie nieobecnym wzrokiem, mdlejąc po chwili."