Rozdział Pierwszy, czyli wycieczka po kwiaty.

71 5 0
                                    


Kiedy srebrny, wysadzany drogimi kamieniami pierścionek, wreszcie znalazł się w jego dłoniach, uśmiechnął się do jubilera z wdzięcznością widoczną w jego kocich oczach. Podziękował mu także żwawo, żywo przy tym gestykulując i niemal nie strącając mu przy tym okularów, pyszniących się dumnie na nosie staruszka, który dość niezgrabnie zaczął prowadzić go w stronę drzwi wyjściowych. Bane nie przejął się zbytnio tym faktem i gdy jego stopy wreszcie znalazły się na marmurowych schodach, będących przed sklepem, ruszył raźno przed siebie, ostatni raz odwracając się jednak do mężczyzny stojącego w drzwiach i posyłając mu całusa.

Nałożony na włosy brokat, doskonale widoczny w świetle południowego słońca, mieszał się z jego czarnymi, rozczochranymi włosami. Ciemnoczerwona marynarka nie miała nigdzie nawet małego zagniecenia, a spodnie, nieco zbyt obcisłe na gust co po niektórych przechodniów, doskonale opinały jego zgrabne i wysportowane nogi.

Szybkim, eleganckim krokiem ruszył w stronę Brooklynu, gdzie znajdował się jego rodzinny dom i aż się zapowietrzył, kiedy zdał sobie sprawę, że oprócz czekolady i drogiego pierścionka, nie ma jeszcze pięknych, krwistoczerwonych kwiatów. Jego matka je uwielbiała - w ich przydomowym ogrodzie pełno było tych kujących krzewów, niemal we wszystkich możliwych kolorach. Począwszy od niewinnej, skromnej bieli, po arogancką, zdecydowanie zbyt kuszącą czerwień kończąc, którą jego rodzicielka uwielbiała ponad wszystkie inne barwy.

On i Asmodeus, jego ojciec, obsypywali ją jej płatkami na najbardziej błahe okazje - rocznica przeprowadzki, rocznica oświadczyn - czy też na te lekko poważniejsze sytuacje, w których najważniejszą były jej urodziny. Ale nie zadowalała się byle pierwszą różą, właściwie Magnusowi nigdy nie udało się jeszcze trafić na taką, która w pełni spełniłaby jej oczekiwania. Sprawa z jej mężem wyglądała jednak z goła inaczej, nie miał pojęcia, od czego zależała ta różnica, a kobieta, która naczytała się zdecydowanie za dużo horoskopów ciągle tylko marudziła i ględziła do siebie, ile to ona może jeszcze czekać.

Dlatego nie wszedł do najbliższej mu miejscem kwiaciarni, pamiętając, że ostatnimi razy świeżutkie pąki róż z tego miejsca wyjątkowo ją rozsierdziły. Pojęcia nie miał, skąd ona wiedziała, gdzie kupował te kwiatki i chyba nie chciał wiedzieć. Jeszcze by wpadł w ten czarodziejski szał, który ją ogarnął - to całe wróżenie z kart, z fusów, mówienie znienacka dziwnych rzeczy, które po złączeniu ich w całość nie miały kompletnie żadnego sensu.

Chociaż, gdyby się nad tym nieco dłużej zastanowić, to nie brzmiało to znowu tak źle, ta magia, znaczy..

Pokręcił gwałtownie głową i skierował swoje kroki w stronę samochodu, który zaparkował niedaleko restauracji, w której pracował James. W gruncie rzeczy nie wiedział nawet, dlaczego się z nim zadaje i co go przy nim trzyma. Chłopak zdawał się go nie lubić, ciągle rzucał mu długie, nienawistne spojrzenia, na które Bane odpowiadał arystokratycznym przyłożeniem mu w twarz, mając dość tej jego irytującej twarzyczki. Dopiero ich wspólny przyjaciel, Rafael, łagodził sytuację, klepiąc oby po głowach, by chwilę później cisnąć nimi w ścianę.

Magnus mimowolnie skierował swój wzrok na przeszkloną ścianę kawiarni, omijając przy tym brokatową figurkę kota wiszącą w samochodzie, szukając tam jasnej, baraniej główki. Kiedy ją dojrzał, z całej siły nacisnął kilkukrotnie klakson, z dzikim uczuciem satysfakcji zauważając, że nieco zbyt narwany kelner podskakuje w miejscu wylewając na siedzącego obok niego klienta zawartość filiżanki. Szybko włożył kluczyki do stacyjki, ostatni raz patrząc na wywołane przez niego zamieszanie, którego wynikiem była chorobliwie wręcz czerwona twarz jego znajomego, próbującego wytrzeć poszkodowanego.

Florist Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz