Chapter XXXIV

1K 59 3
                                    

******

Aliosn P.O.V.

     Z okrzykiem radości rzuciłam się na łóżko wypuszczając ze świstem powietrze. W progu pokoju, z uśmiechem na ustach stał Louis, ciągle trzymając moją torbę ze szpitala. Szatyn nie zgodził się na to,  abym niosła swoje rzeczy,  tłumacząc się tym,  że nikt nie chce widzieć mnie ponownie podpiętą do różnych maszyn. Wdałamsię z nim w małą kłótnie,  jednak mimo to nie udało mi się nic wskórać, a Louis został moim chłopcem na posiłki.

     Chłopak odłożył ją koło drzwi i pomału podszedł do mnie, a chwilę później leżał już na pościeli z rękami pod głową, wpatrując się w sufit. 

- Jak się czujesz?- zapytał przenosząc swój wzrok na mnie. Zażenowana przewróciłam oczami, uświadamiając sobie, że podczas ostatnich kilka minut ciągle słyszę to samo pytanie. Na samym początku zapytał się mnie o to Niall, potem Liam, Zayn, nawet Harry wykazał zainteresowanie moim stanem zdrowia. W domu, oczywiście rodzice, rzucili ten sam tekst, więc miałam nadzieję, że Louis odpuści. Jak widać...  Nie ma mowy. 

- Bardzo zabawne, wiesz?- rzuciłam podnosząc się i kładąc głowę na jego torsie. Jego ręka automatycznie powędrowała do moich włosów, bawiąc się jednym kosmykiem. Odkąd pamiętam, zawsze gdy leżeliśmy razem obok siebie, to była właśnie nasza pozycja. Na samym początku chłopcy myśleli, że jesteśmy parą, jednak po kilku razach, zdążyli się już przyzwyczaić do naszych zachowań. Gdyby jakiś postronny obserwator widział nasze zachowanie, na sto procent wziąłby nas za parę, wnioskując to z samego leżenia i obejmowania.

- No weź...- zaśmiał się przez co jego klatka piersiowa lekko zadrżała. - uwielbiam cię wkurzać...- dodał po chwili.

- Spadaj...- wymamrotałam, wpatrując się w sufit.- Louis... wyciąłeś torbę z mojego bagażnika?- zapytałam poprzypominając sobie o pieniądzach. Szatyn podniósł się, przez co natychmiast opadłam na łóżko. Obserwowałam jak podchodzi do szafy, otwiera ją, a po chwili na środku pokoju ląduje ogromna szara torba z pieniędzmi z wyścigu.

     Poderwałam się i upadłam na kolana obok torby, jednym szybkim ruchem otwierając zamek. Chwyciłam materiał, odwracając go do góry nogami, a po chwili do moich uszu dobiegł szelest spadających pieniędzy. Zmrużyłam oczy, widząc, że jest tego trochę za dużo.

- Nie... to niemożliwe- wyjąkałam szybko przeliczając gotówkę. Po kilku minutach zamknęłam oczy, chowając głowę w ramionach- Chan, ty idioto...

- Alison? Co jest?- usłyszałam głos Lou, a następnie poczułam jak przyciąga mnie do siebie.

- Chan nie zabrał swojej części...- wyjąkałam.- Zostawił mi całą wygraną... całe sto tysięcy.

     Chłopak delikatnie gładził mnie po ramieniu, wpatrując się w wysypane pieniądze. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego Chan zostawił mi wszystko, nie zabierając swojej i chłopaków działki. Nie taka była umowa....

     Westchnęłam odsuwając się kolejny raz od ramion Tommo, niepewnie podchodząc do okna i wyglądając przez nie. Na podjeździe stał niebieski samochód z światłami na dachu. Policja. Cholera.

- Kurwa...- jęknęłam podbiegając do dywanu i z zawrotną prędkością, pakując pieniądze do torby.- Psy tutaj są... Schowaj ja gdzieś, nie mogą tego zobaczyć.

     Rzuciłam chłopakowi materiał, biegnąc w stronę łóżka i siadając na nim. Louis rozglądał się przez chwilę po pokoju, poczym szybko przeszedł do okna, otworzył go i wyrzucił torbę na zewnątrz. Przez chwilę nie było nic słychać, jednak po sekundzie do moich uszu dobiegł głośny plusk i krzyk zaskoczonego Harry'ego.

The future starts today, not to tomorrow...~L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz