2.

644 32 7
                                    

   Podczas mojego pierwszego przybycia do Trisketlonu dostałam przepustkę, aby móc spokojnie sie poruszać po siedzibie. Poinformowałam sekretarkę o moim przybyciu, po czym ta posłała wiadomość Fury'emu, że bedę u niego do 5min. Podziękowałam miłej pani za obsługę i poszłam do windy. Małe pomieszczenie wyniosło mnie na jeden z wyższych pięter. Szybko wyszlam z dusznej klatki latającej z dołu do góry. Ruszyłam w strone gabinetu dyrektora. Po drodze minęłam wyższego ode mnie o około 10 cm bruneta. Miał śliczne niebieskie oczy. Jak ja bym chciała miec takie naturalnie, a nie, jedno próbuje naśladować gówno a drugie prubuje sie upodobnic do kałuży w ogrodzie. Lepiej nie mogłam trafić. Już po paru krokach byłam pod gabinetem Nicka. Zapukałam trzy razy w drzwi, a w odpowiedzi otrzymałam stanowcze ''Wejść!''. Niepewnie wślizgnęlam sie do pokoju po czym zatrzasnęłam wrota:

-Dzień dobry, dyrektorze.- przywitalam się.

-Witam, ty jesteś tu na oprowadzanie, tak?- zapytał jednooki.

-Tak, dyrektorze.- uśmiechnelam się naciągając okulary na włosy.

-Tylko formalnie mi mów dyrektorze, jak strażników nie ma w pokoju to mów Fury.- poradził mi- Wszyscy mnie tak nazywają.

-Dobrze.- zgodzilam się.

-Już w drodze jest agentka, która cię oprowadzi. Bedzie za około 5 minut.- poinformował mnie mój zlecwniodawca.- Jesteś...

-Ruth Estrella.

-Dobrze.-Wpisał moje imię do programu wyjawniającego wszystko o wszystkich. Przeżucił informacje na duży ekran, poprzedzając to wyciemnieniem okien.- Ruth Stephanie Estrella. Urodzona 17 czerwca 1984 roku, obecnie ma 28 lat. Rude włosy, heterochromia, lewe oko niebieskie, a prawe brązowe. 164 cm. Mieszka w Oaktonie w stanie Virginia. Córka Erika Josha Estrelli i Magdalene Hayley Estrelli, z domu Meredith. Aktualny status społeczny to Panna. Czyż nie?-zapytał.

-Tak, to ja.- przytaknęłam.

-Więc witamy na pokładzie.- oficjalnie mnie przywitał szef.- Agentka Jostoe już jest. Miłego zwiedzania.-odparł z tym samaym wyrazem twarzy Nick. Po jego słowach pożegnałam go i wyszałam z jego gabinetu. Od razu po wyjściu naciągnęłam okulary na nos i ruszyłam w stronę owej agentki... chyba.

-O, ty na pewno jesteś Ruth!- przytaknęłam na słowa czarnowłosej- Ja jestem Llian Jostoe i dzisiaj cie oprowadze po siedzibie S.H.I.E.L.D.. zacznijmy od dołu- i weszłyśmy do windy...

♤♡◇♧♧◇♡♤

Po tych jakże ekscytujących dwóch godzinach zwiedzania Trisketlonu, ponownie siedziałam w aucie na drodze do Oaktonu. Zostało mi około 10 minut jazdy więc postanowiłam przyśpieszyć, bo jestem prawie na wolnym terenie. Na miejscu znalazlam sie takim sposobem o 6 minutek prędzej:

-Kochana! Jak tam było na przesłuchaniu!- zapytała mnie mama idąc w moją stronę z ogrodu.

-Mam pracę!-krzyknęłam po czym przytuliłam moją rodzicielkę.

-Naprawdę! To gratuluję kwiatuszku!- ucieszyła się.

-Nie moge się doczekać pierwszego dnia pracy!- zachwyciłam się. Kto o moich zainteresowaniach nie cieszył by sie na pierwszy dzień w takiej ciekawej pracy?

-Chodź. Zrobiłam ci kawę.- powiedziała mama i pokierowała sie do ogrodu.

Po mile spędzonym dniu z mamą, poszłam wziąść prysznic. Podczas tego zdałam sobie sprawę, że nie mogę codziennie dojeżdzać aż do Waszyngtonu i musze sobie załatwić:
1. Mieszkanie w miare blisko Trisketlonu.
Lub
2. Zkorzystać z kwater udostępnionych do mieszkania z S.H.I.E.L.D.
Jednak, nie to było dla mnie najtrudniejsze. Najtrudniej było mi kiedy sie zoriętiwałam, że bedę musiala zostawić ten dom w ktorym dorastałam, ten ogród ktorego widok rano dodawał mi energii i co najgorsze, wyprowadzić się od mamy. Z takim zamętem w głowie, położyłam sie do snu. Byłam tak zmęczona dzisiejszą drogą, że błogi sen szybko wziął mnie w swoje progi.

♧◇♡♤♤♡◇♧

Rano o 6.00 zadzwonił budzik. Po szybkim zastanowieniu się, doszłam do wniosku, że do czasu pierwszej wypłaty, zostaję w domu. Co jak co, ale wynagrodzenie płacone w mojej pracy małe nie było.
Postanowiłam również zostawić Mamę w niewiedzy o mojej planowanej przeprowadce, dopółki nie będę miała mieszkania na oku, bądź S.H.I.E.L.D. mi urzyczy kwatery. Tak bedzie lepiej. Szybko założyłam brązowe soczewki co zawsze i poczesałam włosy. Zanim miałam mieć szkolenie na pełnoprawną agentkę, co jeździ na misje i tym podobne, miałam przejść lekcje na temat technologi i nauki w S.H.I.E.L.D.. W planach miałam zostać i laborantorem i agentką. Ubrałam jasne jeansy i niebieską bluzkę z rekawem 3/4. Do tego niebieskie buty i moge ruszać. Szybko zjadłam śniadanko i zostawiłam na blacie wiadomoś do mamy:
''Ja zmykam do pracy, śniadanko było pyszne. Pozdrów tam wszystkich jak sie obudzą.

Ruth'''

Po tym wyszłam z domu zatrzaskując drzwi. Wsiadłam w auto i ruszylam ponownie do Waszyngtonu.

♤♡◇♧♧◇♡♤

Po tym jak mnie wprowadzono do odpowiedniego laboratorium, ubrałam wskazany fartuch i na plakietce wolno stojącej podpisałam sie jako ''Ruth :)'', po czym ją dopięłam do białego odzienia. Gdy reszta ''starzystów'' i nie tylko, przybyła, doktor Derek Kaney zaczął nam o wszystkim opowiadać. Po dwuch godzinach większość odczuła głód i pelny pęcherz:

-Czy jest ktoś kto tu zostaje?!- zapytał Derek. Na jego słowa podniosłam rękę. Jako jedyna.-O Ruth, mogłabyś zapisywać parametry tego obiektu co 3 minuty?- wskazał na dziwną, ciemno zieloną kulkę która co chwilę zmieniała jakiś kawałek swojej powieżchni na inny kształt. Nie wiedziałam dokładnie co to było, ale nie wyglądało na groźne, więc odpowiedziałam:

-Jasne, nie ma problemu!- usmiechnęł się po czym wzięłam do rąk dlugopis i notes- Jak to się nazywa?

-Urakros. Tutaj masz komunikator. Jakby cos sie działo to szybko nas poinformuj.

Po tym Kaney wyszedł. Jak gdyby nigdy nic, spisałam pierwsze parametry. Odczekałam 3 minuty i kolejne, kolejne. Jeszcze jedne. Ciągle wpisywałam parametry. Ciągle były te same. 319, 319, 319. Taki był ciągły zapis. Nagle, około 2 minut i 30 sekund od pomiaru, kulka zmieniła barwę na czarny i zaczęła drać. W sumie to nie drgać, a szarpać. Po 30 sekundach parametry wykazywały nagły wyskok. 4936. Przeraziłam się, jednak przypomniałam sobie o komunikatorze. Przyłżyłam go do ucha i zaczęłam rozmowe z Derekiem:

-Um, Derek, słuchaj. Ten Urakros to ciągle był z-z-zielony- coś przeszkadzało mi w normalnym mówieniu. Nie strach. Nie czułam go od 17 lat. Czułam jakby siły wyższe.- teraz je-est czar-r-rny-y. P-paramet-t-try też g-gwałtown-nie po-odskoczy-yły.- nagle straciłam głos. Nie umialam sie odezwać.

-Ruth! Czekaj, już idziemy!-wykrzyczał Derek. Wiedziałam, że jeszcze cos mówił, ale go nie słyszałam. Chciałam, ale nie umiałam. Nogi mi sie zacząły uginać. Padłam na ziemię i jedyne co w tedy widziałam to Urakros. Zaczął zmieniać swój kształt tak gwaltownie, że nie wiedziałam nawet jaką przybrał formę. Słyszałam już kroki na schodach. Ale było za późno. Urakros nagle się rozbryzgal po labolatorium z hukiem. Tylko tyle pamietam z tego dnia.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Narazie piszę sobie tego ff z nudów, więc niech nikt nie spodziewa sie przełomu w życiu. Po prostu gdy zasypiałam zachciało mi się ff  o Hawkeye'u więc jestem tu oto ja.

~Kocakbar

1079 słów

I'll Be Back Soon || Clint Barton♡ Marvel ff☆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz