Rozdział VI

676 28 9
                                    

Śledztwo, którego podjął się Tomek, szybko się zakończyło. Razem z Jankiem i Anką, sprawnie doprowadzili do zamknięcia sprawy, a Bolo znalazł narzędzie zbrodni. Sam oskarżony przyznał się do popełnionego czynu.

Ten dzień był wyjątkowo pochmurny i bardzo padało. Nastrój mu towarzyszący, wręcz zmuszał do pozostania w domu. We Wrocławiu zapanował smutek, a tak przynajmniej twierdził Kaszuba. Jawora to jednak nie ruszyło. Jego serce i dusza były od dawna przepełnione smutkiem, a jego głowa obsesją na punkcie Rębacza. Mimo przeszkód pogodowych i tak zdecydował się do niego udać. Jednak jaki był tego sens, skoro i tak nikt go nie słuchał. Każdy miał go w dupie. Daga, Kinga, Wojtala, szef i inni współpracownicy - nikt go nie słuchał, a Tomasz cholernie tego potrzebował. Czystej świadomości, że ktoś przy nim będzie, gdyby nie wiadomo co się stało, że ktoś go rozumie, a przynajmniej probuje zrozumieć. Musiał grać teraz jego przyjaciela i dowieść, że to Piotr stoi za zniknięciem Basi. Resocjalizcja pedofila nawet się nie rozpoczęła, a ten znowu mógł trafić za kratki.

Do jednych z drzwi na ulicy Akacjowej rozległo się pukanie. Rębacz leniwie podniósł się z kanapy i poszedł otworzyć. W progu ujrzał Roberta, a przynajmniej za kogoś o takim imieniu, podawał się owy mężczyzna.

- Cześć, przyniosłem ciastka - powiedział Jawor, palcem wskazując na trzymany w lewej ręce woreczek.

- Witaj - Piotr sympatycznie się uśmiechnął - wejdź - Tomek wszedł do mieszkania.

- Słyszałeś o tym zaginięciu, tej dziewczynki?

- No... Coś mówili w telewizji.

- Ładna jest.

- Może - rzucił niepewnie pedofil, pocierając palcem okolice nosa. Zwróciło to uwagę kryminalnego. Przypomniały mu się słowa Górskiej o tym, że gdy ktoś kłamie, może pocierać okolice nosa tym bardziej, jeśli występuje to u mężczyzn. Dało to policjantowi do myślenia. Właśnie. Daga. Przecież miał do niej jechać po pracy.

- Coś się stało? - zapytał Piotr

- Kurde, przypomniałem sobie, że obiecałem małej kino.

- A no dobra. To leć do niej, kiedy indziej się spikniemy.

- Tak, przepraszam i do zobaczenia - uśmiechnął się szeroko na odchodne i wyszedł, kierując się do auta, aby następnie pojechać do Dagmary.

☆☆☆☆☆

Górska w tym czasie siedziała na kanapie i przeglądała się w lusterku. Miała ogromnego siniaka na policzku, którego dotknięcie sprawiało jej okropny ból. Wiedziała, że to co zrobił wczoraj Wawerski nie było normalne, ale dzisiaj w końcu ją przeprosił i wytłumaczył zachowanie stresem w pracy. Dał słowo, że to się więcej nie powtórzy i zadba o związek tak, jak powinien, a tym bardziej zadba o samą starszą aspirant. Doświadczenie, które zebrała w pracy, mówiło aby nie ufać Hubertowi, jednak jakaś część jej, nie pozwoliła Dagmarze od niego odejść.

Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewała, więc zdziwiona poszła otworzyć. W progu zobaczyła swojego partnera z pracy.

- O kurwa, Górska. Kto cię tak urządził? - spytał przejęty i wszedł bez pozwolenia do mieszkania - Hubert, tak? Zabiję gnoja, wcześniej jednak przeprowadzę kastrację na żywca, ciało poparzę wrzątkiem, a ryj usmaże, jak Wojtala te swoje wiejskie kiełbaski.

- Nie... Po prostu wróciłam późno do domu, chwilę się dobijałam, bo myślałam, że drzwi są zamknięte. Nie wzięłam kluczy, ale postanowiłam mimo wszystko drzwi otworzyć i to się udało. Lilka jednak myślała, że to złodziej, więc wzięła deskę do krojenia, zaczaiła się za szafą i mi przywaliła - blondynka starała się brzmieć wiarygodnie i w duchu dodawała sobie odwagi.

- Kłamiesz. Daga, psia mać. Jestem od tego, żeby ci pomóc, żeby ciebie wesprzeć, żeby cierpieć z tobą i z tobą się cieszyć. Nie zrobię ci krzywdy, bo nie jestem intruzem. Jestem twoim partnerem w pracy, w której mi ufasz, a ryzykujesz tym swoje życie. Dlaczego więc tutaj, prywatnie, nie jesteś w stanie mi zaufać, choć tak dużo nie tracisz?

- Ufam ci Tomek, ale to naprawdę nie był Hubert.

- Dlaczego nie było ciebie w pracy? Czemu wzięłaś jednodniowy urlop, choć i tak chciałaś więcej?

- Czułam się fatalnie po tym dostaniu w twarz.

- Zostaję z tobą. Nie wiem, mogę spać na kanapie, ale wrócę do domu po potrzebne rzeczy i wrócę.

- Nie. Jawor, ani mi się waż. Śpisz u siebie, ja nie potrzebuję ochroniarza.

- Okej, nie będę naciskać, ale wiesz, gdzie mnie szukać - kryminalny poprawił kapelusz i wyszedł, a Dagmara udała się do łazienki, aby się umyć, a następnie położyć spać. 

☆☆☆☆☆

Komenda, jak zwykle tętniła życiem. Kręcili się po niej, najróżniejsi policjanci i zwykli cywile, którzy mieli chcieli coś zgłosić. Wpłynęło dzisiejszego ranka zawiadomienie o samobójstwie. Jednak, aby dowiedzieć się reszty szczegółów Jawor, Górska i Wojtala, mieli znaleźć się na wskazanym w SMSie od Kubisa miejscu.

Śledczy, szybko się stawili, tam gdzie mieli. Teren był zabezpieczony, a w pobliżu chodził z aparatem Bolo. Zdecydowali się do niego podejść.

- Dzień dobry, panie Bolesławie - powiedział to z szerokim uśmiechem Janusz.

- Cześć, Janusz. Pozwólcie, że wyprzedzę wasze pytania. Ofiara to Zofia Krąbień, wiek 19 lat. Zrzuciła się z tego mostu, według świadków koło godziny 7 nad ranem. A ciebie Górska, kto tak urządził?

- Lilka - odpowiedziała i dodała - ale chyba nie będziemy o tym rozmawiać. Gdzie, są świadkowie?

- Tam, koło tej lipy. Stoją z mundurowymi.

Kryminalni spytali się mundurowych o to, co udało się ustalić. Nie dowiedzieli się jednak, czegoś ciekawego. O to, mieli już spytać jednego chłopaka, który znał się z samobójczynią.

- Dzień dobry, wydział kryminalny. Komisarz Jawor, starsza aspirant Górska i asystent zespołu dochodzeniowo-śledczego Wojtala. Pan jest znajomym samobójczyni, tak? - spytał Tomek

- Tak, zgadza się. Nazywam się Oskar Bieluń.

- Czy Zofia miała jakąś rodzinę?

- Nie, wychowywała się w domu dziecka.

- Mieliście bliskie relację? Zosia miała powody, żeby popełnić samobójstwo?

- Po prostu zwykli koledzy. Wydaję mi się, że nie. Coś się musiało stać, bo bez powodu, by tego nie zrobiła.

- Proszę pana, to będzie tak, że pan pojedzie z nami zaraz na komendę. Porządek w papierach musi być, a sami popytamy o coś więcej. Proszę się udać w stronę tamtego samochodu - Jawor wskazał na srebrne audi, stojące nieopodal, a Oskar udał się w jego stronę.

- Szkoda dziewczyny - rzekł smutno Janusz.

- Powinna mieć kogoś bliskiego. Kogoś kto by ją wspierał, rozumiał i motywował. Kogoś kto byłby z nią zawsze i roztoczył nad nią opiekę. Wiesz, taki ziemski anioł stróż, bo to nie jest prawda, że żyje się tylko dla siebie. Żyje się również dla ważnych w życiu osób, a problem zaczyna się gdy ich nie ma... - powiedział komisarz.

- A jeśli nie miała takiej osoby? Albo nie miałaby siły, żeby mieć kogoś takiego? Kogoś, dzięki komu z uśmiechem na twarzy wstawała z łóżka. I nie chodzi tylko o miłość. A po prostu przyjaciela. Takiego od serca. Jeśli chorowała na depresję to bardzo prawdopodobne, że może kogoś takiego miała, ale tego nie dostrzegała, bo ta osoba niewystarczająco o nią dbała.

- Jeśli człowiek nie ma do czegoś siły, to ta druga osoba, powinna być jej siłą - wypowiedziała te słowa, nieco zamyślona Górska i wtedy zrozumiała, jak bardzo potrzebuje jej Jawor. Jej słów, wsparcia i motywacji. Jej zrozumienia i świadomości, że będzie przy nim zawsze. Po prostu przyjaciela, którym powinna dla niego być. Bo Tomek był w stanie zrobić dla niej wszystko, a ona? A ona powinna się nauczyć, tego samego. Ponieważ w końcu, są... przyjaciółmi?

Miłość na komendzie ||| SWKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz