Rozdział I

1.5K 35 2
                                    

Jawor wygramolił się z łóżka z potężnym bólem głowy. Czuł, jakby miała mu ona zaraz wybuchnąć.
-Więcej nie piję - mruknął, dobrze wiedząc, że alkohol to ostatnia rzecz, z której zrezygnuje.

Próbował przypomnieć sobie wydarzenia z wczorajszego wieczora. Hala, dwóch bandziorów, dostanie czymś w łeb, ratunek w postaci Wawerskiego, szpital, powrót na komendę, opieprz od Dagi i chlanie z Hubertem... Zdecydowanie za dużo się działo. Trzymając się za głowę, poszedł do kuchni, gdzie Wojtala przyrządał śniadanie.

-Dzień dobry, szefie - powiedział z szerokim uśmiechem - wrócił szef wczoraj późno do domu, był szef kompletnie pijany, więc spodziewałem się, że będzie miał szef dzisiaj kaca, a w końcu kac morderca nie ma serca, dlatego przygotowałem szefowi tabletkę.

-Wojtala - zaczął Tomek, wcześniej jednak łykając tabletkę - ty to jesteś jednak prawdziwy kolega.

-Proszę, szef ma tutaj usmażone jajeczka zerówki z bekonem, a woda na kawusie już się robi. Po prostu english breakfast!

-Nie gadaj tyle, a się zbieraj powoli do roboty. Daj mi góra piętnaście minut, czekaj na mnie przy samochodzie.

-Tak jest szefie! - krzyknął Janusz, wcześniej jednak salutując.
☆☆☆☆☆
Na komendzie było więcej mundurowych, niż zwykle. Chodzili, sprawdzali coś, wyglądali na zestresowanych.

-Co tutaj się dzieje? - Górska spytała Bolka, który szedł do swojego pokoju z ekspertyzami i wynikami z sekcji zwłok.

-Chłopaki z miejskiej nawalili, uciekł im z konwoju przestępca. Ponoć facet działał dla mafii i właśnie ona go odbiła.

-Czyli szykuje się robota dla CBŚ-u...

-Nie do końca - wtrącił Kubis, który jakby wyrósł spod ziemi - zabili jednego z naszych. Dzwoń do Jawora, a tutaj masz karteczkę z nazwą miejsca, gdzie macie się udać. Ty Bolo też zbieraj rupiecie.

-Ale szefie, przecież technicy z miejskiej mogliby chociaż raz popracować przy grubszej sprawie - rzekł technik kryminalistyki.

-Tam potrzeba najlepszych, czyli ciebie Bolek - wymamrotał Edward i udał się do swojego pokoju.

-Dzień dobry szefowo! - krzyknął Wojtala. Za nim podążał Jawor.

-Chodźcie chłopaki, robotę mamy. Wszystko opowiem w drodze - rzuciła Dagmara zakładając kurtkę i ruszając w stronę wyjścia z komendy.
☆☆☆☆☆
Na miejscu znaleźli się po około dwudziestu pięciu minutach. Wrocław jest miastem, w którym często, są spore korki, ale dzisiaj była tragedia. Kryminalni odnaleźli szybko Bolka, który chodził z aparatem wokół miejsca zbrodni i robił zdjęcia dowodów.
-I jak to wszystko wygląda? - zapytał Jawor, poprawiając kapelusz. Praktycznie nigdy się z nim nie rozstawał.

-A może by tak: co tam Boleczku, jak ci życie mija najukochańszy kolego i niezastąpiony, techniku kryminalistyki?

-Bolo, my tutaj nie na pogadanki przyszliśmy. Jak zginął? - Tomek wskazał palcem na ciało denata

-Strzał w głowę. Kula przeszła na wylot, zmarł od razu. Ten drugi też oberwał, obecnie leży w szpitalu i walczy o życie. Jego stan jest krytyczny.

- Kto ich znalazł?

-Ten, co przeżył jeszcze zgłosił przez radio, że coś się dzieje, zaraz zostało wezwane wsparcie, ale na nic. Faceta, którego wieźli nie było nigdzie w pobliżu. Żadnej żywej duszy. Dobra, ja wracam do roboty.

Górska w tym czasie, gdy Tomek rozmawiał z Kowalskim chodziła niedaleko licząc, że coś znajdzie. Towarzyszył jej Wojtala.

-Szefowo! Tutaj coś jest! - krzyczał Janusz

-Nie ruszaj nic! Już do ciebie idę, a ty leć po Bola - odpowiedziała.

Zaraz znalazła się w miejscu, w którym przed chwilą stał Wojtala. Mężczyzna rzeczywiście coś znalazł. Był to brelok, do którego przyczepione były klucze. Na dodatek widniała na nich krew. Kowalski je zabezpieczył.

-To co, szefie i szefowo? Idziemy kogoś przesłuchać? - zapytał z entuzjazmem Janusz

-Zaraz ja ciebie mogę przesłuchać, jeśli chcesz - syknął Jawor. To nie był jego najlepszy dzień.

-Januszek, ma rację - wtrąciła Daga - chodźmy, niedaleko są domy. Może ktoś coś widział, ktoś coś słyszał.

Całą grupą ruszyli w stronę mieszkań. Tam się rozdzielili i zaczęli wypytywać o sytuację, która miała miejsce, dzisiejszego ranka. Niestety, nikt nic szczególnego nie widział. Każdy słyszał huk, który był związany ze strzelaniną, ale kryminalni nie dowiedzieli się czegoś nowego. Wrócili na komendę, gdzie czekał już na nich Bolo.

-Te klucze, które znalazł Wojtala - zaczął, wchodząc do gabinetu Dagi i Tomka - ściągnąłem z nich odciski palców, wrzuciłem na bęben i bingo. Należą one do Roberta Kota, pseudonim Kocur. Siedział za rozbój, był powiązywany z mafią, ale nic mu nie udowodniono.

-A ta krew? - spytała Górska

-Krew najprawdopobniej też jest jego. Znalazłem nabój obstawiam, że oberwał kulką.

-Trzeba obdzwonić szpitale. Może szukać pomocy medycznej.

-Wątpię. Szybko mogą go zdemaskować, ale lepiej dmuchać na zimne - powiedział Jawor.

Kowalski wyszedł z pokoju, a Tomek z Dagmarą, zaczęli dzwonić po szpitalach.

-Pewnie, tego całego Kocura nie ma jeszcze w domu, ale dobrze będzie dać kogoś na obserwację - ciszę przerwał Jawor.

-Tak, racja. Dam znać Kubisowi i się chyba zwijamy do domu, co?

-No jasne. Ej, Daga?

-Mhm?

-Wyskoczyłabyś ze mną na piwo? Ja stawiam!

-Dzisiaj nie dam rady... Ale jutro, jak najbardziej.

-Hubert? - zapytał z kpiną Tomek

-Nie. Jadę z Lilką na rozmowę kwalifikacyjną - dziewczyna blado się uśmiechnęła i wyszła.

Tomasz opadł ciężko na krzesło. Chciał spędzić w końcu czas z Dagmarą. To, że z nią pracował kilka godzin, było dla niego za mało. On chciał czegoś więcej. Wiedział, że blondynka ma chłopaka, którego osobiście szczerze nie lubił (to, że Wawerski uratował mu życie, nie znaczyło, że zaraz zostaną przyjaciółmi na śmierć i życie), że ma dla niego mniej czasu i to go bolało. Po prostu ją tracił.

Miłość na komendzie ||| SWKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz