Rozdział 2

214 12 6
                                    


Jax był miły. Od razu poczułam się dobrze w jego towarzystwie. Trochę flirtował ze mną, co na początku mnie speszyło, ale szybko zrozumiałam, że ten typ po prostu tak ma. Taki sposób rozmowy. Siedzieliśmy wszyscy przy olbrzymim stole, piliśmy whisky i paliliśmy. Czułam jak powoli się odprężam. Dużo mówili o Klubie. Wiedziałam już od Gemmy, że Clay i Jax działają w jakimś klubie, stowarzyszeniu, o ile dobrze rozumiałam, miłośników motocykli. Harley'ów. Tomek zawsze mówił, że Clay jest w gangu motocyklowym. Gang kojarzył mi się bardziej z nastolatkami biegającymi z kamieniami po zakazanej dzielnicy, ale rzeczywiście z tej rozmowy zaczynałam odnosić wrażenie, że słowo "klub" to za mało. Obaj nosili skórzane kamizelki z naszywkami z logo klubu. I ciągle mówili "klub to", "klub tamto". Muszę poznać chłopaków z klubu, impreza powitalna będzie w klubie, chłopaki z klubu cieszą się, że mnie w końcu poznają. Samcro to, Samcro tamto. Samcro. Gemma mi wyjaśniła. Skrót od Sons of Anarchy Motorcycle Club Redwood Original. Ok. Synowie anarchii. Brzmi nieźle. Tak nieźle jak koszulki z Cobainem noszone w liceum. Jak pacyfki wyszywane w podstawówce. Jak piwo pite na ławeczce w parku. Jak... Nagle postanowiłam wszystko przyjąć. Nie dziwić się. W sumie co ja wiedziałam. To było miłe, że oni tak się cieszyli, że tu byłam. Clay, który przecież w sumie był moim ojcem, Gemma, która ciągle powtarzała, jak się cieszy, że jestem, i Jax, którego uśmiech sprawiał, że też miałam ochotę się uśmiechnąć

- Maja - usłyszałam jak przez ścianę, chodź, pokażę Ci Twój pokój. - Poszłam za Gemmą, a potem tylko pamiętałam łóżko.


Budziłam się powoli. Tak powoli, że myślałam, że jestem w swoim łóżku. Ale to łóżko było inne. Większe. I było ciepło. Przez okno wpadało ostre, kalifornijskie słońce. Popatrzyłam na zegarek. Południe. Zrobiło mi się głupio, więc tylko coś na siebie zarzuciłam i zeszłam na dół do kuchni. Na stole zobaczyłam tylko karteczkę, od Gemmy, że pojechali do warsztatu i żebym zrobiła sobie kawy, a śniadanie jest w lodówce. Nie byłam głodna, raczej chciało mi się spać, więc po prostu wróciłam do łóżka. Przedrzemałam większość dnia i w końcu koło czwartej wlazłam pod prysznic, ubrałam się i poszłam szukać jedzenia. Zrobiłam sobie kanapkę i poszłam rozpakować moją walizkę. Pakowała mnie Kasia, bo ja odmówiłam współpracy i teraz żałowałam. Rzeczy były od czapy, ale ucieszyło mnie, że spakowała mi kilka książek. Mogłam teraz usiąść na kanapie i w spokoju sobie poczytać.

Po jakimś czasie przyszła Gemma i spędziłyśmy popołudnie rozmawiając i przygotowując kolację, do której usiedliśmy, gdy tylko Clay pojawił się w domu. Dyskretnie mu się przyglądałam. Zastanawiałam się czy jestem w ogóle do niego podobna.

Następnego dnia obudziła mnie Gemma na śniadanie. Claya już nie było. Razem z Gemmą prowadzili warsztat samochodowy i pojechał go otworzyć. Zatrudniali całkiem sporo osób, ale Gemma narzekała, że i tak ciągle brakuje mechaników. Po śniadaniu wsiadłyśmy do jej Cadillaca i Gemma zrobiła mi tour of Charming. Z zainteresowaniem oglądałam senne miasteczko. Domy z przystrzyżonymi trawnikami, główną ulice z kilkoma sklepami. Wyglądało, na sympatyczne miejsce, ale nie miałam za bardzo punktu odniesienia. Wydawało mi się, że skoro to Stany to na każdym rogu powinien być McDonalds i Starbucks, ale tu zauważyłam ani jednego.

- Na zakupy pojedziemy potem do Stockton, to sąsiednie większe miasto. - Gemma tylko potwierdziła moje przypuszczenia, że Charming musi być straszną dziurą. Przejechałyśmy główną ulicę i po kilku zakrętach dojechałyśmy do warsztatu. Wysiadłyśmy na pustym placyku. Z jednej strony widziałam otwarte drzwi kolejnych garaży, w których stały samochody i kręciło się kilku facetów, ewidentnie mechaników, z drugiej stał spory parterowy budynek z wielkim napisem Sons of Anarchy M/C, a przed nim... aż westchnęłam z wrażenia. Przed nim stało w rzędzie kilka motocykli. Pięknych motocykli. Nie, żebym się znała, ale lśniły w słońcu i porywały swoim kształtem. O jeden stał oparty Jax. Uśmiechnął się. Z warsztatu wyszedł Clay, a po chwili wyszło za nim kilku mężczyzn. Niektórzy mieli kombinezony do pracy w warsztacie, pozostali jak zauważyłam, mieli takie kamizelki jakie widziałam u Jaxa i Claya. Zaczynałam podejrzewać, że ów klub motocyklowy i warsztat to jedno i to samo.

Szach matOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz