Rozdział 13

226 14 7
                                    

Któregoś dnia obserwowałam jak Tig ogrywa w pokera Bobby'ego i Half-Sacka. Happy'ego nie było od kilku dni, tak jak i pozostałych chłopaków. Znowu gdzieś pojechali. I jak zwykle nie wiedziałam ani kiedy wrócą, ani gdzie są. Obok mnie stała Sugar i Lottie, która paplała jak jak zawsze.

- Poker, od wieków nie grałam w pokera. - powiedziałam zamyślona.

- Ja grałam w Vegas dwa lata temu. Fajny wyjazd.

- Vegas? Muszę tam kiedyś pojechać.

To była prawda, nie byłam fanką wielkich miast, ale legenda Vegas mnie pociągała. Miasto na pustyni, stolica hazardu i wszystkich innych rozrywek. Raz w życiu trzeba to zobaczyć.

Sugar aż podskoczyła.

- Świetny pomysł, zróbmy sobie wakacje. Weekend w Vegas, co wy na to?

- Właściwie czemu nie. Tylko to chyba daleko.

- Daleko? Pojedziemy w piątek rano, wrócimy w nocy w niedzielę. Akurat.

- To może Wendy by z nami pojechała? To byłby kolejny kierowca.

Miałam dosyć ostatnio Wendy, jej próby zwrócenia na siebie uwagi Jaxa były męczące. I co gorsza widziałam, że on coraz częściej spędza z nią czas. Problem z Wendy był głównie taki, że ona za dużo piła i chyba ćpała. Rzadko kiedy była przytomna, a kiedy już była zwykle dało się z nią fajnie pogadać. Ale ostatnio takie momenty coraz rzadziej jej się zdarzały.

- Może same pojedziemy. Albo weźmy Donnę. Jej by się też przydały wakacje. - było mi zawsze trochę szkoda Donny. Opie jej średnio pomagał z dzieciakami, przydałoby jej się oderwać na jeden weekend.

- Donna nie zostawi dzieciaków, poza tym mamy pojechać się bawić, a nie słuchać jej żali do klubu.

Sugar miała trochę racji, Vegas wydawało mi się zbyt szalone dla Donny.

- No dobra, dobra, kiedy indziej. - zgodziłam się i zaczęłam zastanawiać się jak namówić Gemmę, żeby mi dała wolne.

Gemma bez problemów puściła mnie z piątkowego dyżuru w warsztacie niedopytując się za bardzo dlaczego. Chyba była zadowolona, że robię coś innego niż obsesyjnie wypatruję Happy'ego. Dlatego w piątek siedziałam z Lottie i Sugar pędząc szosą 99 przez Dolinę kalifornijską w dół stanu, aż za Bakersfield, żeby odbić międzystanową piętnastką na wschód na pustynię Mojave. Śpiewałyśmy w głos stare przeboje z radiem, zmieniałyśmy się co 200 km za kierownicą i prawie 9 godzinach dotarłyśmy na miejsce. W Polsce byłaby to wyprawa, tutaj był to raptem spacerek za róg. Z ciekawością przyglądałam się mijanym krajobrazom. W końcu poza nieszczęsną wycieczką w Yosemity, w Stanach widziałem tylko fragment północnej Kalifornii z Charming, Lodi i Stockton. Nie byłam nawet w San Francisco, mimo, że to nie było daleko.

Gdy przeciągając się wyszłam z samochodu owiał mnie suchy wiatr z pustyni. Las Vegas. Zapachu pieniędzy nie czułam, ale zapach samochodów owszem. Dookoła dudniła muzyka, błyszczały neony, a pustynne słońce świeciło mocno mimo późnego popołudnia. Miałyśmy zabukowany hotel na końcu Stripa, głównej ulicy z hotelami i kasynami, tuż obok wieży Statosphere. Było gorąco, bardzo gorąco. Tłum ludzi przechadzał się we wszystkie strony mijając kolorowych naganiaczy do kasyn, barów, restauracji i pseudo kaplic do ekspresowych ślubów. Prawie każdy z przechodniów trzymał w ręku alkohol i to często w przedziwnych naczyniach: plastikowych pucharach, rurach i innych przedziwnych pojemnikach.

- Nie wiedziałaś? tu wszystko wolno - wykrzyczała mi do ucha Lottie i pociągnęła do chłodnego lobby hotelowego. W głowie odnotowałam sobie, żeby wychodząc wziąć szal, czy coś do narzucenia na siebie, bo różnica temperatur była olbrzymia między rozgrzaną ulicą a klimatyzowanym wnętrzem.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 08, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Szach matOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz