Z samego rana Gary przygotował wóz, nakarmił konia, usadowił się wygodnie i ruszyliśmy w kilkugodzinną podróż. Okryty kocem próbowałem drzemać po niemal nieprzespanej nocy. Myśl o rodzinnym domu nie pozwalała mi zasnąć. To niemal cztery lata odkąd byłem tam ostatni raz. Gdyby tego było mało, wracałem tam tylko, by wykraść ważne dokumenty. To zaś miało doprowadzić mnie do szaleńca. Co może pójść nie tak?
— Jakiś taki markotny jesteś od wczoraj — westchnął Gary. — Nawet nie chciałeś ze mną posiedzieć przy piwie.
— Grałeś w karty za pieniądze z lokalnymi pijaczkami i to jeszcze nieźle nabzdryngolony — odpowiedziałem cicho przekręcając się na drugi bok. — Nie chciałem przeszkadzać.
— A powinieneś! Może zobaczyłbyś, jak te matoły oszukują — burknął. — Straciłem dziesięć suwerenów.
— Może po prostu słabo grasz?
— Gram dłużej, niż jesteś na tym świecie, znam te ich triki, a mimo to dałem się nabrać jak dziecko.
Przez chwilę coś mamrotał pod nosem, co zignorowałem. Wyjątkowo nie miałem ochoty na żadne rozmowy. Układałem w głowie plan niemalże doskonały, jak zdobyć dokumenty dla Frei. Wyobrażałem sobie, jak bezproblemowo trafiają w jej ręce, a ja wyruszam na kolejną bezproblemową podróż. Na koniec tej bezproblemowej historii odnajduję Reginalda i wygrywamy wojnę. Dożywam szczęśliwie późnej starości w drewnianej chatce nad jeziorem. Przy okazji Evan zakłada rodzinę, a ja zostaję najlepszym wujkiem na świecie jego gromadki dzieci.
— Już prawie jesteśmy — oznajmił donośnie kupiec wyrywając mnie ze snu. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem, ale chciałem jeszcze raz przeżyć to szczęśliwe zakończenie.
Przetarłem oczy i dostrzegłem miasto kwitnącego handlu w oddali. Z każdym metrem przybliżającym nas do niego, czułem narastające napięcie. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic do tego miasta, uważam je za naprawdę ładne z sympatycznymi mieszkańcami. Mimo to zawsze chciałem wynieść się z rodzinnego domu i udało mi się. Oczywiście moja ignorancja i samodzielność nie pozwoliły na żaden kontakt z rodziną. Evan czasem wspomniał, co się u nich dzieje, ale nie chciałem słuchać.
Po śmierci naszego ojca miałem dobry kontakt wyłącznie z Evanem i tak jest do dziś. Matka z kochającej, dobrej, ale też lubiącej sobie pokrzyczeć rodzicielki, stała się oschłą, również lubiącą krzyczeć kobietą. Nienawidziliśmy się, gdybym nie był dzieckiem najpewniej wyrzuciłaby mnie na bruk. Oczywiście, gdybym mieszkał pod pobliskim mostem, Evan przynosiłby mi kanapki i obmyślał plan wspólnej ucieczki. W każdym razie nie zostałem nigdzie wyrzucony, a nienawiść przerodziła się w obojętność. Matka nie rozmawiała ze mną, a gdy do niej mówiłem - nie odpowiadała.
Cała ta sytuacja była spowodowana śmiercią naszego ojca. Bardzo go kochała, a jego odejście zmieniło ją na zawsze. Jednak ta sytuacja nie przeszkadzała jej w poślubieniu Stevena Dulanda i urodzenia mu dziecka jeszcze tego samego roku.
Steve za to nie był taki zły. Oczywiście, gdy miałem osiem lat nienawidziłem go, ale z czasem zrozumiałem, że nie jest taki okropny. Nie spędzaliśmy razem prawie nigdy wolnego czasu, jednak zawsze traktował mnie i Evana równo. Czasem przynosił nam smakołyki (w tajemnicy przed matką), ale i opieprzał i kazał szorować podłogi szmatą na kolanach, gdy zrobiliśmy coś złego.
Ja naprawdę nie miałem ochoty tam wracać, tym bardziej bez zapowiedzi i żeby ukraść prawdopodobnie najważniejsze dokumenty na świecie. Bo przecież traktaty same w sobie są bardzo ważne? Myślałem nawet o włamaniu się, ale wszystkie dokumenty są w gabinecie Dulanda — w wieży, na trzecim piętrze. Walczę nie najgorzej, biegam szybko, ale wspinanie się? Jednocześnie mógłbym zapukać i zapytać strażnika, czy mogę zabrać traktaty. Skończyłoby się tak samo — ze złamanym karkiem.
YOU ARE READING
Until The Dawn
General FictionPo krwawej rzezi w obozie wojskowym Alistair musi odnaleźć siłę, by wypełnić przysięgę, którą złożył na łożu śmierci swojej żony. W tym celu udaje się w niebezpieczną podróż pełną morderstw, intryg i romansów. To samo na: https://untilthedawn.blogs...