5. Podejrzenia

174 16 9
                                        

W obawie o moje zdrowie psychiczne tym razem nie zdecydowałam się na sukienkę, ale na dżinsy i wetkniętą w nie koszulkę w łososiowym kolorze z nadrukiem w kotki; na to narzuciłam skórzaną kurtkę, spodziewając się wieczornego chłodu. Jedynym ustępstwem na rzecz Charliego były rozpuszczone włosy, które przed wyjściem starannie rozczesałam. Poprawka: próbowałam rozczesać. Przygotowałam sobie również plecak z ciuchami oraz kosmetyczką, skoro miałam spędzić w gniazdku Weasleyów dobre dwie noce.

Jak się okazało, Harry również został zaproszony na imprezę, więc podjechał po mnie i Ginny swoim samochodem. Dziękowałam Bogu za to małe miłosierdzie, bo nie cierpiałam jechać z Ginny w charakterze kierowcy. Za bardzo ceniłam sobie swoje życie, żeby zginąć podczas głupiego wypadku na ulicy. Skoro zresztą o Ginny mowa — poprzedniego wieczoru jej nie udusiłam tylko dlatego, że wróciła, gdy już spałam. Rano już zniknęła żądza mordu (tylko dlatego, że Charlie zadzwonił do mnie krótko przed tym, jak zasnęłam, i w całkiem uroczy sposób życzył mi słodkich snów), więc zachowywałyśmy się w całkiem cywilizowany sposób, choć wiedziałam, że od czasu do czasu Ginny posyła mi triumfalne uśmieszki. Postanowiłam to zignorować.

Gdy po ponad godzinie spokojnej jazdy dotarliśmy na miejsce, impreza już się rozkręciła. Pojawiło się całkiem sporo osób, których zupełnie nie znałam, więc na razie witałam się z nimi grzecznym „cześć" i trzymałam się Ginny. Odetchnęłam z ulgą, gdy dotarliśmy w rejony salonu oraz wyjścia na ogród — tam przy rozłożonym na werandzie stole przebywała większość Weasleyów. Nieszczęsny mebel się zresztą wprost uginał od ilości jedzenia. Większość stanowiły ciasta — niektóre z nich nawet rozpoznawałam — do tego owoce, jakieś galaretki, budynie; krótko mówiąc, starczyłoby tego dla wojska. Pośrodku królował nawet olbrzymi orzechowy tort. Zauważyłam również spore ilości ponczu.

Wpakowaliśmy się prosto w maraton powitań, tulenia i ściskania rąk. Uwielbiałam to, że Weasleyowie traktowali mnie jak członka rodziny, chociaż nie znałam wszystkich przedstawicieli klanu i tylko przyjaźniłam się z Ginny. Nieodmiennie płynęły od nich ogromne ciepło oraz pokłady serdeczności, zaskakujące mnie za każdym razem, gdy pojawiałam się na imprezach w Norze. Zaraz potem zresztą bracia Ginny wciągnęli mnie w interesującą dyskusję na temat wyższości londyńskich uniwersytetów nad innymi. Starałam się jednocześnie skupić na konwersacji i rozglądać w poszukiwaniu Charliego. Jak dotąd go jeszcze nigdzie nie dostrzegłam i poczułam ukłucie rozczarowania; w efekcie wypatrzyłam jedynie leżące dumnie na talerzyku ciasto pokrojone na średniej wielkości kawałki. Od razu je rozpoznałam: kostka alpejska. Miałam okazję jej spróbować już wcześniej, pani Weasley ją często robiła, i od tego czasu je uwielbiałam. Co więcej, wydawała się do mnie wołać, żebym zjadła kawałeczek, teraz, zaraz, więc wymigałam się od dalszej dyskusji i ruszyłam w stronę stołu.

W połowie drogi dopadł mnie Charlie. Nawet nie wiedziałam, że się skrada w moją stronę, dopóki mnie nagle nie objął od tyłu. Już chciałam się wyrwać z uścisku, kiedy rozpoznałam trzymającą mnie osobę. Tego charakterystycznego zapachu drewna i świeżo skoszonej trawy nie dało się pomylić z niczym innym.

— Mówiłam ci, żebyś się do mnie tak nie zakradał — ofuknęłam go, wciąż czując swoje szybko bijące serce. — Przysięgam, że kiedyś przez ciebie zejdę na zawał i to będzie tylko i wyłącznie twoja wina...

Charlie miał czelność roześmiać się prosto w moją szyję. Chciałam się na niego rozzłościć, ale nie potrafiłam — nie wtedy, kiedy przechodził mnie dreszcz. Nienawidziłam siebie za to, jak reagowałam na jego dotyk czy nawet na sam śmiech. Nie miałam pojęcia, jak on to robił, że jego głos był taki niesamowicie głęboki... i seksowny. Cholera.

niemądrym tekstem | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz