7. Otwarte karty

159 18 8
                                    

Wyszłam z porannych zajęć, czując się jak kobieta z misją. Miałam dokładnie trzy godziny, żeby dotrzeć do kliniki i porozmawiać z Natalie. Podczas weekendu spędzonego w Norze ułożyłam w głowie plan działania, zamierzałam też wykorzystać wszystkie znane sobie techniki perswazji do wyciągnięcia pożytecznych informacji.

Znalazłam się na miejscu po zaledwie dwudziestu minutach. Od razu rozpoznałam budynek kliniki, jako że Gilbert opisał mi go bardzo dokładnie. Skierowałam swoje kroki prosto do wejścia. W drzwiach rozminęłam się z kobietą trzymającą w ramionach ujadającego ratlerka z przezroczystym kołnierzem na szyi i parsknęłam śmiechem. Małe psy zawsze mnie bawiły, głównie dlatego, że agresja większości z nich nie przystawała do ich mikroskopijnych rozmiarów.

Miałam szczęście, bo w holu nikt nie czekał, i była szansa, że uda mi się porozmawiać z Natalie bez godzinnego okupowania jednego z tych niewygodnych plastikowych krzeseł. Ruszyłam od razu w stronę recepcji, gdzie urzędowała znudzona blondynka zajmująca się telefonem.

— Hej, zastałam może Natalie?

Blondynka obrzuciła mnie zniechęconym spojrzeniem, ale odłożyła telefon.

— Byłaś umówiona na wizytę?

— Nie. — Przecież gdybym była umówiona, miałabym ze sobą jakieś zwierzę, prawda? Starałam się nie zirytować, lecz odpowiedzieć blondynce możliwie jak najsłodszym głosem. — Po prostu muszę z nią porozmawiać. To nie zajmie dużo czasu.

Dziewczyna przez chwilę wyglądała, jakby poważnie rozważała wyrzucenie mnie za drzwi, ale w końcu wzruszyła ramionami i bez słowa wskazała mi korytarz po swojej prawej stronie. Nie wiedziałam, co się właśnie wydarzyło, ale nie zamierzałam zmarnować okazji, skoro już uzyskałam niechętną aprobatę recepcjonistki. Zapukałam do drzwi, po czym weszłam, nie czekając na odpowiedź. Natalie siedziała przy biurku pod oknem, pogrążona w papierach, ale od razu podniosła głowę. Poczułam się dziwnie, widząc ją w białym kitlu zamiast w modnych ubraniach z najwyższej półki. Natalie również była zaskoczona moim widokiem, lecz jej zdziwienie błyskawicznie przeszło w ciepły uśmiech; nawet wstała, żeby uścisnąć mi rękę, podczas gdy ja możliwie jak najdyskretniej próbowałam rozejrzeć się dokoła, żeby wiedzieć, którędy mogę się w razie potrzeby ewakuować. Nie żebym podejrzewała Natalie o chęć zamordowania mnie, skądże, nadal jednak jej nie znałam i nie mogłam jej ufać w związku ze swoimi podejrzeniami. Pomieszczenie wyglądało jak typowy gabinet weterynaryjny z metalowym stołem pośrodku, biurkiem Natalie, szafkami oraz jakimiś urządzeniami, których przeznaczenia częściowo się domyślałam. Co ważniejsze, za swoimi plecami miałam drzwi, a naprzeciwko dwa okna.

— Jesteś Hermiona, prawda? Proszę, usiądź. Może kawy?

Usiadłyśmy obie przy biurku, a ja wyciągnęłam z torby notatnik oraz długopis. Czułam się jak prawdziwy detektyw rozwiązujący trudną zagadkę.

— Nie, dziękuję — odmówiłam uprzejmie. — Przepraszam za niezapowiedziane najście. Chciałam z tobą chwilkę porozmawiać, jeśli, oczywiście, znajdziesz dla mnie chwilkę.

— Jasne. Mam czas. O czym chcesz porozmawiać?

Ciepły uśmiech wciąż nie znikał z jej twarzy, co zachęciło mnie do zagrania w otwarte karty.

— Mam nadzieję, że nie zabrzmię obcesowo, ale... Spotkałam w weekend Gilberta i mnie poprosił, żebym z tobą porozmawiała. Chciałam zadać ci kilka pytań. Chodzi o ten przekręt z wyprowadzaniem pieniędzy i złapanie złodzieja.

niemądrym tekstem | ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz