Prolog.

1.5K 79 3
                                    

Ostre krawędzie kamieni wbijały się boleśnie w moją twarz, gdy ostatkami sił łapałam cenne oddechy w obolałe od dymu i pyłu płuca. Bardzo starałam się podnieść, jednak moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Pot zalewał mi czoło i oczy a piach z każdym podmuchem nikłego wiatru dostawał się do moich nozdrzy i wysuszonych na wiór ust. Nie dane mi było zasmakować wody od wielu godzin. Nadludzkimi siłami zmusiłam się do podniesienia twarzy i zobaczenia jaka odległość dzieliła mnie jeszcze od morza. W oddali widziałam błyszczącą i zabójczo słoną taflę. Nie miałam wyjścia. Musiałam się do niej dostać, choćby miała to być ostatnia rzecz jaką robię przed śmiercią. Podniosłam się do pozycji siedzącej i obserwowałam czujnie otaczające mnie skąpane w słońcu pustkowie. Ziemia pode mną była popękana, a szczeliny pomiędzy poszczególnymi jej kawałkami były tak duże, że mogłabym spokojnie zmieścić w nich swoje okaleczone i poranione dłonie. Ruszyłam przed siebie niebezpiecznie się chwiejąc i potykając o wysuszone korzenie roślin. 

Przez cały czas powtarzałam sobie, że nie wolno mi wypić choćby kropli słonej wody, nieważne jak zniewalająco chłodna by była. Z każdym krokiem ziemia pode mną stawała się coraz wilgotniejsza, a osady soli na kamieniach przypominały mi o czekającym na mnie niebezpieczeństwie. Gdy wilgoć z mokrego piachu dostała się do moich zniszczonych i przepalonych butów, zmusiłam się do ostatniego wysiłku i rzuciłam się biegiem w stronę wody i padłam na kolana ciesząc się chłodem uderzającym miarowo w moje nogi, brzuch i piersi. Obmyłam wodą powoli twarz, która boleśnie zaczęła szczypać moje oczy już po paru sekundach. Położyłam się na plecach i zamknęłam oczy. Jeśli to miał być mój koniec, nie był taki zły. Co parę sekund moje pulsujące bólem ciało obmywała rozkosznie zimna woda. Wsłuchałam się w szum fal wiedząc, że z każdą minutą jestem coraz bliżej śmierci. Jak przez mgłę usłyszałam odgłosy biegu i wody zderzającej się z ciałem. Wydawało się to dla mnie takie nierealne.

- Numerze 13. - głos był mocny i ponaglający. - Trzynastko podnieś się. Czas ruszać. - Mocne ramiona potrząsnęły mną i zmusiły bym otworzyła oczy.

- Wody. - moje gardło krwawiło.

Znajduje się na pokładzie. Proszę się podnieść. - mimo, iż każda cząsteczka mojego ciała krzyczała z bólu, zmusiłam się do uniesienia dłoni i powstania, choć z dużą pomocą mężczyzny, którego widziałam po raz pierwszy w swoim życiu.

Czy reszta... - wyszeptałam dając się prowadzić w stronę błyszczącego w słońcu, srebrnego poduszkowca z czarną trzynastką wymalowaną na pokładzie.

Tego nie wiemy. Zdobędziemy wszystkie informacje jak dotrzemy do stolicy.

Stolicy? - mężczyzna spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.

Rebelia upadła. - przełknęłam z trudem ślinę czując rosnącą z każdą chwilą gulę w moim gardle. Wszyscy umrzemy, pomyślałam.

- Co mnie czeka? - spytałam.

 - Miejmy nadzieję, że spokojna i szybka śmierć. - kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Wsiadając na statek żałowałam, że nie dane mi było umrzeć w spokoju na plaży, gdzie jedynym cierpieniem jakie odczuwałam było pragnienie. Gdy tylko dostałam się na pokład otoczyły mnie dziesiątki dłoni zajmujących się moimi ranami, poparzeniami i stłuczeniami. Natychmiast podano mi wodę w raz z wszelkimi potrzebnymi mi do życia składnikami za pomocą kroplówki. Zastanawiało mnie dlaczego tak bardzo zależało im na stanie mojego ciała i zdrowia skoro za kilka godzin miałam zostać stracona. Chciałam o to spytać ale w tym momencie otoczyła mnie ciemność a wraz z nią tak bardzo upragniony sen. 

-------

All the love! S.


Pozwolenie na śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz