III - Raz wymierzonej kary nie można cofnąć - część 3.

259 28 1
                                    

Gdy powróciłam do swojego apartamentu zaczęłam żałować swojej decyzji. Przy Addarze nie zostawałam sama ze swoimi myślami. Poprawiał mi nastrój samą swoją obecnością. Teraz miałam zostać sama z tym wszystkim co się wydarzyło. Wiedziałam, że nie będzie to spokojna noc. Moja twarz bez podkładu wyglądała tragicznie. Od zmęczenia siniaki na twarzy wydawały się jeszcze bardziej granatowe. Mogłabym z powodzeniem straszyć ludzi na ulicach. Gdy wysiadłam z windy poczłapałam z plaśnięciem do drzwi apartamentu Addara i zapukałam w nie, wiedząc, że prawdopodobnie go obudzę. Podciągnęłam prześcieradło pod samą szyję i czekałam. Po kilku długich chwilach oczekiwania nareszcie drzwi się otworzyły, a w nich stanął zaspany, skandalicznie poczochrany chłopak w samym spodenkach. Spojrzał na mnie nieprzytomnie, ale jego wyraz twarzy natychmiast się zmienił gdy zobaczył moją twarz bez prób zamaskowania. Przepuścił mnie bez słowa w drzwiach, a ja bez zaproszenia weszłam do sypialni i położyłam się w łóżku zwijając się w kłębek. Dołączył do mnie po paru chwilach ze szklanką wody w jednej dłoni i tabletkami w drugiej. Podał mi obie rzeczy mówiąc cicho.

- Ulżą ci w bólu. - uśmiechnęłam się z wdzięcznością i przyjęłam tabletki. Nie naciskał więcej na mnie. Położył się obok i z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy, delikatnie objął mnie ramieniem w talii. Bał się mi zrobić krzywdę. Sama się w niego wtuliłam mocno, dając mu znak, że nie musi się bać dotyku. Pomimo to pozostał bardzo uważny.

- Przepraszam. - wyszeptałam w jego klatkę piersiową, muskając ją ustami.

- Ja także. Nie powinienem był tak naciskać. Jeśli nie możesz mi tego opowiedzieć, to znaczy, że masz poważne powody by tego nie robić. - spojrzał na mnie z góry. - Prawda?

- Tak. - powiedziałam zmęczonym głosem.

- Nie mogę tylko patrzeć na to co ci zrobili i nie zareagować. - jego dłoń delikatnie dotknęła mojego policzka. Wtuliłam się w nią. Spojrzałam mu uważnie w oczy i zdecydowałam wyznać mu prawdę. Tylko jemu mogłam ufać. Prędzej by zginął niż mnie zdradził.

 - Wysłali mnie na misję w sektorze 1. To co tam zobaczyłam mnie przytłoczyło. Wykorzystali moje siły do cna. Rebelianci jeszcze nie zostali całkowicie wyeliminowani i gdy tylko się pojawiłam rzucili się na mnie. Nie potrafiłam tego zignorować Addar. - schowałam twarz w jego piersi. Gładził delikatnie moje włosy i plecy. Milczał. - Gdy mnie od nich zabierali pokazałam im znak wsparcia. Tłum oszalał, a mnie ukarano. - zamilkłam. Addar automatycznie nadal pieścił moje plecy.

- Jak cię ukarali?

- Bili i torturowali przez wiele dni.

- Tylko to? - spytał martwym głosem. - Za coś takiego karą jest śmierć.

- Następnym razem gdy to zrobię zabiją Zoe. - powiedziałam, czując wielką gulę w gardle. - Wrzucili mnie po wszystkim do windy bym wróciła do siebie ale znalazła mnie Raisa i sprowadziła pomoc. Dochodziłam do siebie tutaj. - poczułam się jakby wielki ciężar spadł mi z barków. Addar zamilkł na dłuższą chwilę.

- Są wspaniałymi manipulatorami. - jego głos był bardzo cichy. - Powinnaś jednak wiedzieć, że Zoe i tak umrze. - spojrzał na mnie z góry. - Słyszałem jak rozmawiali o jej zastąpieniu. Nie daje sobie rady. Jeśli umrze, chociażby dzisiaj to nie będzie to twoja wina.

- Kiedy usłyszałeś tą rozmowę?

- Kilka tygodni po tym jak się tutaj pojawiła. Jeszcze zanim pojechałaś na misję.

- Skurwiele. - syknęłam i podniosłam się po pozycji siedzącej i spojrzałam z wyrzutem na Addara. Splecione ramiona trzymał za głową. Do tali był zakryty prześcieradłem, a jego blada, umięśniona klatka piersiowa niemalże jaśniała w mroku. - Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś? - wzruszył ramionami.

- Uznałem, że nie ma to znaczenia. - jego obojętność mnie zmroziła. Nie tylko ja straciłam część swojego człowieczeństwa na rzecz ostatnich wydarzeń.

- Rozmawiamy o Zoe. Mojej Zoe. Słodkiej, dobrej Zoe.

- Tak. Rozmawiamy o 12. - podniósł się i zaczął całować moje nagie ramiona. Zirytował mnie ten gest. Zachowywał się jakbyśmy rozmawiali o pogodzie, a nie o życiu jednej z istot, na której mi zależało. Rozmawialiśmy o człowieku, którego pokochałam jak własną siostrę. Objął mnie ramionami w tali i zaczął namiętnie całować mnie po szyi.

- Addar przestań. - powiedziałam rozdrażniona. - Nie jestem w nastroju. - odsunęłam go od siebie i wstałam z łóżka i odeszłam na kilka kroków od łóżka.

- Nigdy w nim nie jesteś. - westchnął znudzony i z powrotem opadł na pościel. Zawrzałam ze złości.

- Może nie dotarło do ciebie, że jeszcze kilka dni temu nie byłam w stanie podnieść się z podłogi i nadal jestem obolała. Nie zapominajmy o tym że, jeszcze przed sekundą rozmawialiśmy o straceniu mojej przyjaciółki, tylko dlatego, że nie jest tak destrukcyjnie dobra jak my. Nie nazwałabym tego dobrą atmosferą na seks.

- A więc mała 12 stała się twoją przyjaciółką? Ciekawe. Myślałem, że nie stać cię na takie uczucia.

- Może pozostało we mnie jeszcze coś co potrafi pokochać.

- Ale nie mnie. - jego spojrzenie było lodowate. Zamilkłam. - Może lepiej, że dziewczyna zginie. Może zwróci ci to resztę człowieczeństwa. - niemalże się  roześmiałam. Ruszyłam w stronę łóżka chcąc zabrać z niego moje ubrania. Addar odebrał to chyba jako wygraną z jego strony. Jak bardzo się pomylił. Pochylił się by mnie pocałować ale ja tylko z uśmiechem wyrwałam swoją bluzkę z pod jego ręki z taką siłą, że upadł na łóżko.

- Daj mi znać jak odnajdziesz swoje szóstko. - powiedziałam jadowicie i wyszłam z jego mieszkania trzaskając drzwiami. Weszłam do windy i zaczęłam się ubierać gdy nagle na jednym z pięter drzwi się otworzyły i stanęłam niemal naga, twarzą w twarz z moim podopiecznym. Spojrzał na mnie zaskoczony. Najwidoczniej także nie spodziewał się towarzystwa o tej godzinie. Zanim wbił zawstydzony wzrok w podłogę, obrzucił moje ciało uważnym spojrzeniem. Zobaczył rany, siniaki i kiepski stan w jakim znajdowało się moje ciało. Gdy wszedł do środka pośpiesznie zapięłam kombinezon aż pod samą szyję i patrzyłam twardo na drzwi, które miały za chwilę się otworzyć.

- Co... - Magnus zaczął zakłopotany.

- Dobranoc jedenastko. - odpowiedziałam szorstko i szybkim krokiem wyszłam z windy i udałam się w stronę wyjścia z budynku. Rzadko mogliśmy wychodzić na zewnątrz i najczęściej było to zabronione ale tego wieczora drzwi ustąpiły po odczytaniu wstrzykniętego w moje ramię nadajnika. Wyszłam w chłodną noc ciesząc się zimnym powietrzem na mojej skórze. Rozejrzałam się uważnie po pustych ulicach oczekując na atak ze strony mediów, ale nic takiego się nie wydarzyło. 

Srebrzyste, mocno oświetlone ulice hipnotyzowały i wzywały mnie do siebie. Szłam nimi tak długo, aż straciłam rachubę w tym gdzie jestem i która jest godzina. Widząc budzące się miasto ruszyłam w stronę powrotną pobocznymi uliczkami skrytymi w cieniu, w których raz po raz natykałam się na niedożywionych bezdomnych. Spoglądali na mnie jakbym była duchem a nie żywą istotą. Mogłam uchodzić za zagubioną duszę. Stan w jakim się znajdowałam idealnie by do tego pasował. Widząc wchodzących do zaułku bogato ubranych ludzi szybko skryłam się za jednym z pojemników na śmieci mając nadzieję, że mnie nie dostrzegą. To mogli być moi sponsorzy. Nie obchodziły mnie ich pieniądze ale to jak mogliby mnie ukarać za to, że panoszę się po ulicach sama, bez eskorty i makijażu, który ukrywałby moją posiniaczoną twarz. 

Zatrzymali się przed murem opodal i czekali pukając w cegły raz za razem nie przerywając rozmowy o jakimś biznesowym spotkaniu. Kilka chwil później w murze pojawiła się szczelina, a za nią ukazały się krwisto czerwone drzwi ze srebrnym wężem jako kołatką. Widziałam ten symbol wcześniej już wiele razy. Jak w amoku wstałam i wbiegłam przez otwarte drzwi długo się nie zastanawiając.

--------------

All the love! S.

Pozwolenie na śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz