IV - Miłość to zaraza, którą trzeba wyplenić.

247 29 3
                                    

Drzwi zamknęły się za mną z metalicznym zgrzytem. Zostałam zamknięta w środku, co oznaczało, że gdzieś indziej, w innej części pomieszczenia znajdowało się wyjście. Odetchnęłam uspokojona tą myślą po czym spojrzałam na magnetyczną bransoletkę na moim nadgarstku. Nie miałam wiele czasu. W każdej chwili mogli zacząć mnie poszukiwać, a lokalizator wszczepiony w moim przedramieniu mógł im to bardzo ułatwić. 

Założyłam na głowę wielki kaptur stanowiący część mojego kombinezonu i ruszyłam przed siebie wabiona stłumionymi głosami, śmiechem i pulsującą muzyką. Z każdym krokiem dźwięki stawały się wyraźniejsze, a ja coraz bardziej wystraszona. Widząc symbol sektora 0 zareagowałam instynktownie. Musiałam dostać się do środka i dowiedzieć się co jest grane. Po upadku rebelii to sektor 0 został całkowicie zmieciony z powierzchni ziemi wraz z ich przedstawicielem. Na samą myśl o tych wydarzeniach zrobiło mi się słabo. Odepchnęłam od siebie emocje, nad którymi jeszcze nie potrafiłam zapanować i weszłam do środka odgradzając ciężkie, aksamitne kotary. 

Na chwilę stanęłam jak wryta. Otaczały mnie tłumy ludzi rozmawiających swobodnie i palących cygara w bardzo dobrze skrojonych garniturach, które z pewnością musiały kosztować fortunę. Towarzystwa mężczyznom zapewniały bardzo skąpo ubrane, zamaskowane kobiety, wystylizowane na lata sześćdziesiąte XX wieku. Muzyka bluesowa i jazzowa sprawiała, że ludzie mimowolnie dawali ponieść się chwytliwemu rytmowi i kiwali się w podpowiadany rytm. Jednak nie to mnie szokowało. Chodziło mi bardziej o atmosferę panująca w klubie. Zrelaksowanie, alkohol i namiętność wypełniała moje nozdrza i sprawiała, że niemal się dusiłam. Tak właśnie wyglądał i smakował świat przed wojnami. 

Pochwyciłam brokatową, szmaragdową maskę z tacy mijającej mnie kelnerki i założyłam ją pośpiesznie, nie tylko chcąc chronić tożsamość, która nadal pozostawała rozpoznawalna, ale także moją zmasakrowaną twarz. Starając się nie zwracać na siebie uwagi prześlizgnęłam się do baru i zamówiłam mocnego drinka by nie zaalarmować barmana. I tak przyglądał mi się uważnie od pierwszej chwili w której się tutaj pojawiłam.

- Jesteś tutaj nowa?. - to nie było pytanie tylko stwierdzenie. Jego spojrzenie świdrowało moją twarz. Skryłam się bardziej w cieniu kaptura.

- Powiedzmy. - odparłam nie wdając się w szczegóły.

- Wiedziałem. - odparł i wycierał szklanki śnieżnobiałym ręcznikiem podając równocześnie popielniczkę jednemu z klientów. - Nie masz na sobie broszki. - wskazał na moją pierś z prawej strony. - Stali bywalcy zawsze mają ją na sobie.

- Gdybym ją założyła służby porządkowe pobiłyby mnie do nieprzytomności na ulicy.

- Masz rację. Ale musisz wiedzieć jak ją nosić. - uśmiechnął się do mnie ukazując szereg równych perłowo białych zębów i wskazał na swoją pierś na której widniał mały srebrny wężyk. Pogłaskał go po łebku i broszka zniknęła.

- Kamuflaż. Sprytne. - odparłam upijając łyk alkoholu. Fala gorąca popłynęła przez moje ciało i wylądowała w żołądku. Od razu poczułam się swobodniej. - Gdzie można dostać takie cacko? - spytałam z udawanym zainteresowaniem. Roześmiał się.

- Widzisz te tancerki? - wskazał na wijące się na scenie niemal nagie kobiety. - Jeśli zapłacisz wystarczającą cenę same ci ją wręczą. A za napiwek nawet sama będziesz mogła ją od nich odebrać. Mają zwyczaj trzymania ich w....

- Domyślam się gdzie. - odparłam i osuszyłam swój kieliszek. Barman bez słowa podał mi jeszcze raz to samo.

- Tak więc ja się tutaj znalazłaś Panno... - spojrzał na mnie pytająco.

Pozwolenie na śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz