IV - Miłość to zaraza, którą trzeba wyplenić - część 3.

226 30 3
                                    

- Czy te gorsety są konieczne? - wysapałam opierając się rękami o filar łóżka podczas gdy jedna z kobiet służących jako moja stylistka wiązała moją bardzo bogato zdobioną suknię. Od jej ciężaru zaczęły boleć mnie biodra. Całość wsparta była na stelażu opartym na moich udach i kościach biodrowych. Czułam się jakby obwiązano mnie workami pełnymi piachu. Syknęłam nieprzyjemnie przy kolejnym szarpnięciu sznurków. -Jeśli jeszcze mocniej mnie ściśniesz to przysięgam, że zwymiotuję i zemdleję w tej samej chwili. - Moje słowa chyba zadziałały gdyż już po paru chwilach usłyszałam tylko szelest wiązanej kokardy.

- Jeszcze tylko dodatki i będziesz gotowa Miszo. - kobieta przypominająca na mój gust płatek śniegu (pomalowała skórę na biało i obsypała ją srebrnym brokatem) zaczęła wyciągać z pudełka ciężki węzeł pereł o różnych rozmiarach.

- Ta suknia jest już tak ciężka, czy to... - przerwała mi szorstko zawieszając mi na szyi potężny łańcuch. Zauważyłam, że nawet jej paznokcie były srebrne. Szaleństwo.

- Tak. To bal wydawany na waszą cześć. Będziecie przez dłuższy czas obserwowani przez gości jak eksponaty na podwyższeniu. Musisz się prezentować wyśmienicie.

- Nie dam rady tak długo ustać w jednej pozie.

- Możesz ją zmieniać ale pod warunkiem, że będziesz robiła to płynnie i wolno.

-Nie pisałam się na bycie statuą obwieszoną kilogramami pereł i tonami koronek. - Kobieta obróciła mnie do siebie twarzą i spojrzała mi poważnie w oczy.

- Od tego czy się dobrze spiszesz zależy całe moje życie, rozumiesz? - urwała na moment. -To moja jedyna szansa. Proszę. - złożyła swoje dłonie w błagalnym geście.

- Dobrze. Postaram się. - powiedziałam trochę zawstydzona swoją postawą.

- A teraz rękawiczki i możesz się przejrzeć w lustrze. - koronkowe rękawiczki odsłaniające wnętrze moich dłoni znalazły się na moich rękach w błyskawicznym tempie. Chwilę później spoglądałam na siebie ledwie się poznając. Miałam na sobie kruczoczarną suknię całą uszytą z czarnej koronki. Moje krwisto czerwone włosy upięto do góry tak, że drobne loki muskały jedynie moją twarz i kark. Perły prezentowały się wspaniale na tle koronki.

- Suknia jest przepiękna Mono. - odwróciłam się do niej z uśmiechem.

-Tylko dzięki modelce. - odparła po czym pomogła mi założyć bardzo wysokie, aczkolwiek wygodne buty i ruszyłyśmy razem w stronę sali. - Staniesz na ostatnim podeście. Będziesz go dzieliła z Addarem.

- Mono...

- To nie ja podejmowałam decyzję. Pamiętaj by nic nie mówić, tylko pokazywać umiejętności i dobrze się prezentować. Od tego zależy ilość waszych przyszłych sponsorów. Lepiej się postarajcie. - Mówiąc to pomogła mi wejść na podsunięte schodki na podest i pośpiesznie zaczęła poprawiać moją suknię. Ostatnim dodatkiem była koronkowa, czarna maska przechodząca w coś rodzaju czepka podtrzymującego moje włosy. 

Addar już stał na swoim miejscu ubrany także w czerń. Prezentował się przepięknie, choć ciężko mi było to przed sobą przyznać. Gdy już nas ustawiono (plecami do siebie) i podano nam ostatnie wskazówki i otoczono nas jedwabnymi zasłonami. Miały opaść na ziemię gdy tylko wszyscy goście znajdą się w środku. Zapadła wokół nas nie tylko ciemność ale także niezręczna, pełna napięcia cisza. Minuty mijały i ani on, ani ja się nie odzywaliśmy. Słyszeliśmy coraz większy gwar na sali, i podniecone szepty ludzi mijających naszą kotarę. Zostaliśmy wszyscy ustawieni na okrągłych podestach w różnych częściach sali niczym eksponaty, albo dziwadła podziwiane w cyrku. Jeśli to nie było ostatecznym poniżeniem dla nas, to nie wiem co nim mogło być.

Pozwolenie na śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz