VII - Tylko zdrajcy rebelii uzyskają ułaskawienie - część 1.

183 19 3
                                    

Facilis descensus Averno - Wergiliusz "Eneida"

Przebudzenie się po tym całym koszmarze było niczym wyłanianie się ponad powierzchnię wzburzonego morza. Moje ciało zdawało się ważyć co najmniej tonę. Nie potrafiłam poruszyć żadnym, nawet najmniejszym milimetrem swojego ciała. Przytłaczała mnie siła wtaczająca w moje ciało truciznę, która chyba była moją własną krwią. Każdy oddech kosztował mnie nieludzkie pokłady energii. Opuszki moich palców musnęły gładki materiał pod moim ciałem, a ja zaczerpnęłam życiodajnego tlenu. Fale szarpały moim ciałem i powodowały, że na nowo wpadałam w głębię, ale tym razem chciałam walczyć. Poczuć wiatr ma swojej skórze. Wrzasnąć z radości. Poczuć jak lodowate powietrze rani moje gardło. Cichy jęk wyrwał się z moich ust, a ja uchyliłam opuchnięte powieki. Czułam się jakby ktoś cisnął mi rozgrzanym piachem prosto w oczy. Zamrugałam kilka razy by wyostrzyć znajdujący się przede mną obraz. Otaczające mnie światło sprawiało mi ból. Porażało moje nieprzyzwyczajone do jasności oczy. Wwiercało się w moją obolałą głowę. Miałam wrażenie, że jej tył zrobiony był z gumy. Ból pulsował i promieniował niemiłosiernie w stronę moich skroni, przyprawiając mnie o mdłości. Byłam w połowie tak ludzka i tak bardzo niecielesna. To nowe uczucie było trudne do zrozumienia. Zdawać sobie sprawę z własnego istnienia i nadal dryfować nad tym wszystkim z uczuciem zapomnienia.

Zamknęłam oczy i ponownie otworzyłam je po paru sekundach, teraz już przygotowana na nowe sensacje. Dostrzegłam jedynie pyłki kurzu tańczące w blasku słońca wdzierającym się do pomieszczenia przez szparę pomiędzy kotarami otaczającymi łóżko. Moje palce u dłoni drgnęły, a nikły ruch powietrza załaskotał moją skórę. Z każdą sekundą przywracającą mnie do krainy żywych, coś potwornego ściskało moje wnętrzności i wiązało je w supeł. Syk powietrza wydostający się spomiędzy moich warg zabrzmiał jak ostatnie tchnienie. Język musnął wysuszone na wiór usta. Poczułam znajomy rdzawy smak. I wtedy przypomniało mi się dlaczego tak bardzo nie chciałam się obudzić. Krew unosząca się w powietrzu. Jej kropelki opadające na zamarzniętą po walce ziemię. Muskająca moje palce. Zraszająca twarz znienawidzonego przeze mnie mężczyzny. Żółć wraz z nienawiścią podjechały mi pod samo gardło. Dławiąc się, zwinęłam się kłębek, mając nadzieję, że ta prosta czynność przyniesie mi ukojenie. Zamiast tego poczułam ciepło na swojej klatce piersiowej. Niczym stygnące ciało przyjaciółki, która została stracona na moich oczach. Przez moje niedopatrzenie. Przez moje tchórzowskie poddanie się. Zapatrzona w to, że chcę swojego końca, przyniosłam go także komuś innemu. Nie zasłużyła na to i wiem, że wiedział o tym nawet Prezydent Halo.

Wsłuchując się w swój oddech postanowiłam już nigdy więcej nie rozpamiętywać tamtych sekund. Chwil, w których przechodziłam przez piekło. Bo zejście do piekła było łatwe. Powrót był najprawdziwszym koszmarem. Ciekawe było w tym to, że nie wiedziałam już czy zeszłam do piekła z własnej nieprzymuszonej woli, czy zwyczajnie się w nim urodziłam. Piekło chyba już nie istniało dla nas po tym wszystkim. W tej chwili w nim byliśmy. Przynajmniej w moim mniemaniu. Była to dziwnie pocieszająca myśl. Cokolwiek miało być dla mnie potem. Wszystko było lepsze niż...to. Absolutnie wszystko.

A potem kotary wokół mojego łóżka się rozsunęły a w strumieniu oszałamiającego światła stanęła Mona. Nawet na mnie nie spojrzała. Postawiła obok mojego łóżka wózek z jedzeniem i po prostu opuściła pokój. Nie miałam jej tego za złe. Czy to nie ona przed tym całym szaleństwem powiedziała mi, że jej życie zależy od moich decyzji? Wolałam nawet nie myśleć o tym, że po raz kolejny przez swoją nierozwagę naraziłam obce życie na ryzyko. Podniosłam się do siadu i pochwyciłam w dłonie białą filiżankę wypełnioną aromatycznym napojem. Jego ciepło przyjemnie rozchodziło się po całym moim ciele. Nie pamiętałam kiedy ostatnio tak prosty gest sprawił mi równie wiele przyjemności. Powoli żując jedzenie nie mogłam uwierzyć w niesprawiedliwość losu. Dlaczego to na mnie spadł cały ciężar podejmowania decyzji i znoszenia ich konsekwencji? Dlaczego to ja musiałam decydować i mieć wpływ na tak wiele istnień? Dlaczego właśnie ja?

Pozwolenie na śmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz