Angielski zawsze brzmi bardziej epicko, bo takie ,,Początek" nie oddaje tej zajebistości co ,,The Beginning". Tak czy inaczej, konkrety.
Pewnej średnio wspaniałej nocy, wracałem z przystanku do domu. Zajęcia skończyłem o 18, na równi z zachodem słońca. Była to jesień, moja ulubiona pora roku, ponieważ pogoda pozwala na noszenie skórzanej kurtki bez żadnych konsekwencji, a jednocześnie coraz mniej ludzi pojawia się na ulicach.
Pamiętam, że pozwoliłem sobie na wizytę w opuszczonym domu, średnio śpieszyło mi się do domu, a Księżyc był w pełni, co jest pięknym zjawiskiem. Kiedy wchodziłem po schodach na strych, na którego balkonie zbudowałem prymitywną ławkę z cegieł i deski, na której przesiadywałem patrząc w gwiazdy. Usłyszałem uderzenie. Trzask łamanej cegły i stuknięcie czegoś metalowego o podłogę. Trzask dobiegł z okolic strychu, natomiast stukot z drugiego piętra. Odrobinę zdziwiony, bo w tym domku nie widać znaków bytności nikogo oprócz mnie. Po dotarciu na górę, nie znalazłem nic co mogłoby spowodować hałas. Dopiero po dłuższych oględzinach dostrzegłem dziurę w dachu. Może nawet bardziej dziurkę. Była świeża i wielkością nie przekraczała mniej więcej paliczka kciuka. Zaintrygowało mnie to, gdyż następnie zauważyłem taką samą dziurkę w podłodze. Coś musiało wpaść przez dach i przebić sie przez podłogę na drugie. Podniecony ciekawością, a jednocześnie trochę przestraszony nieznanego, zszedłem na drugie piętro. W jednym z pokoi, znajdującym się pod dziurką, znalazłem przyczynę powstania owej dziurki. Był to kamień. Meteoryt. Mały, wielkości pocisku do Glocka. Dymił się w małym wglębieniu w podłodze. Wow, los dał mi meteoryt. Szczęście głupiego. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ten kamyczek drastycznie zmieni moje życie.
Z powodu tego, że był ewidentnie gorący (przed chwilą spadł z nieba, wypalił dziurę z 2 warstwach dobrej cegły, kto by pomyślał, że może być gorący) wyciągnąłem z plecaka butelkę z resztą wody i polałem go nią. Syk parującej wody, kiedy wokół panuje martwa cisza jest dosyć irytującym dźwiękiem. Po chwili kamień widocznie się ostudził, spróbowałem go podnieść, okazał się przyjemnie ciepły w dotyku. W świetle księżyca przyjrzałem się mu: był to czarny otoczak mający wiele czerwonych plam i pręg. Całkiem ciekawe znalezisko. Schowałem do kieszeni spodni i wróciłem do domu z dawką emocji wystarczającymi na ten wieczór.
Zaczęło się w nocy. Poszedłem spać, zostawiając zdobycz w kieszeni spodni. Miałem dziwny sen. W ogóle rzadko zdarza mi się śnić coś co bym pamiętał, nawet jeśli zapamiętuję są to dziwne wizje z wplecionymi doświadczeniami z życia realnego. Tym razem było inaczej. Widziałem wielką przestrzeń, hol oświetlony ogromną lampą w kształcie kuli. Po bokach znajdowały się korytarze. Przede mną była pusta przestrzeń, stałem na balkonie, jednym z wielu, które miałem w zasięgu wzroku. Uniosłem prawą rękę i spostrzegłem, że wygląda tak jakby mięśnie zamieniły się ze skórą miejscem i zmieniły kolor na mętny brąz. Ułożyłem palce do pstryknięcia nimi i to zrobiłem. Dźwięk poniósł się echem po przestrzeni, następnie przez otoczenie zaczęły przebiegać wibracje. Początkowo łagodne, potem coraz silniejsze. W przeciągu kilku sekund ujawniła się ich przyczyna. Z sufitu, korytarzy i balkonów wystrzeliła bezkształtna masa mięśni, kolorem przypominająca moje i oplotła prawie każdą możliwą powierzchnię. Macki z sufitu oplotły częściowo ogromną kulę lampy i zastygły. Usłyszałem za sobą niewyraźny głos i obróciłem się, aby przyjrzeć się kto do mnie mówi. Wtedy poczułem mocne uderzenie w plecy, potworny ból, przez który upadłem na podłogę. Postać podszedła do mnie i wyszeptała ponownie swoje słowa w moje ucho: ,,Jesteś tylko eksperymentem...".
CZYTASZ
Jak to jest być Zainfekowanym?
ParanormalHistoria, jak to zostałem Zainfekowanym, czyli nosicielem wirusa Helminth. Życie, ale przede wszystkim ciało się zmienia pod jego wpływem, choć na sposób bardzo nieoczywisty. Wszystko zaczęło się od pewnego głosu w głowie...