Satyryczny dziennik historyczny #2

22 4 1
                                    


Drogi Dzienniczku,

Tu znowu twój Marianek. Co u Ciebie?

U mnie nienajgorzej. Nie mam czasu aby odetchnąć, usiąść na jednym z pięknych, francuskich mebli (bo wszystko tutaj jest ponoć z Francji, choć król nie cierpi Francji i swego francuskiego kuzyna), wszak Jego Miłość bezustannie sobie czegoś życzy.

Dziś rzeknę Ci o przyjaciołach Jego Wysokości. Ciekawi to i zaiste nieprzeciętni Jegomoście, o których zapewne nie raz napiszę. Warto byłoby zatem Ci ich przedstawić.

Nie wiem, czy zacząć od najbardziej przywiązanego do Miłościwego Pana, czy też od tego najwyższego tytułu. Aby nikt nie był urażony, zacznę od rzeczy drugiej i rzeknę Jego Eminencji, kardynale Wolseyu. Kanclerzu Jego Wysokości.
Gdy klęczy, ciężko mu się utrzymać; duch święty natchnął go nie jedynie powołaniem, a też tluszczem. Nowomodny to zatem człowiek, idący duchem naszej epoki - nie chudy i wybiedzony, jak żyjący niegdyś święty Franciszek. Naśladuje też we wszystkim Jego Miłość - widzi, jak ten, biedny próbuje wejść w posiadanie syna z królową Katarzyną, także sam korzysta ze swych zdolności ciała i posiada dziatki. Nie szczędzi też sobie jadła, bo przecie wie, jak łaskawy jest pan i nie każdego nim obdarowuje. Identycznie z monetami na pozłacane meble w komnatach...

Drugim będzie sir Thomas More. Pobożny jak nic, jednak zupełnie inny od kardynała. Szczupły, drobny, wiecznie w czarnej, skromnej szacie, ponoć na plecach ma ogromne rany. Wie doprawdy wiele o wszystkim, a Jego Miłość wciąż wypomina, jak w dzieciństwie bronił go przed krzyczącą babką, która z pasją opowiadała mu o duchach i upiorach, co nawiedzają w nocy.


Trzecim z nich będzie od niedawna książę Suffolk, Charles Brandon. Ponoć o wiele niższy urodzeniem, lecz niezwykle podobny do króla: wysoki, umięśniony, jak na dzisiejszego mężczyznę wypada, który niedawno głośno zastanawiał się, jak wiele może mieć nieznanych mu bękartów.

Wspomagał nas także w niesieniu do sypialni naszego Pana, gdy ten podczas jednej z zabaw padł nieprzytomny na jedno z krzeseł jakiegoś Lorda. Miły i zabawny, choć raz po wypowiedzeniu jednej rzeczy, Jego Wysokość kazał mu wyjść za drzwi. Zawsze ilekroć wybucha jakiś skandal, mam go przed oczami. Zaiste, miał jedną przygodę na dworze samego cesarza, na dworze we Francji, nie wspominając już o naszych wspaniałych pałacach króla Henryka.

Oczywista, Miłościwy Pan miłuje i nas, swych dworzan: choć nie raz unosi na nas swój wysoki, niepasujący mu głos i swą ciężką dłonią przyprawiając nas o sińce na policzkachCzyta nam swe wiersze i gra z nami swe pieśni (jedną nawet ułożył dla nowopoznanej damy), a tych, których lubi najbardziej zaprasza często do stołu.

Teraz właśnie zaprosił i mnie; muszę zatem kończyć.


Żegnaj, drogi Dzienniczku!

Marian.


Gołębnik - Czerwiec '19Where stories live. Discover now