Była trupem. Posiniaczonym i bladym trupem, który makijażem próbuje bezskutecznie zamaskować wszystkie siniaki i rany. Tak jak reszta. Zmęczona, słaba, nieruchoma. Jej sukienka z którą często pokazywała się na galach, piękna, idealnie dopasowana, teraz zwisa z niej, co stara się ukryć pod beżowym garniturem, żeby wprowadzić innych w błąd.
Ale oni już wiedzą. Wszyscy. Manuel, który siedząc pomiędzy Urugwajem a Brazylią wpatruje się we własne buty, Amaro, stojący gdzieś z siostrą w rogu i tylko kątem oka zerkający na rząd czarnych jak smoła trumn oraz skulony w rzędzie pustych krzeseł Julio, rozpaczliwe walczący ze słonymi łzami.Nikt nie odważy się odezwać, podejść, pożegnać. Dla każdego to jakiś żart, który lada moment powinien się skończyć. I kiedy nagle po sali roznosi się wzbierający na sile płacz Boliwii, który jeszcze bardziej garbi się i dociska zaciśniętą pięść do ust, coś w nich pęka. Peru odwraca wzrok, a Miceala mocniej zaciska palce na jego ramieniu, próbując dodać mu tym otuchy. Luciano tłumi w sobie parsknięcie i przeczesuje ręką włosy, kręcąc z niedowierzaniem głową. Paragwaj przeciera rękawem koszuli własne łzy, a Chile po raz pierwszy od wejścia podnosi głowę i spogląda na czwórkę Argentynczyków. Wyglądają jakby spali i Manuel naprawdę przez chwilę myśli, że tak właśnie jest. Rozpaczliwie błaga w myślach o chociażby jeden znak, że żyją, że wszystko jest w porządku.
Na próżno.Nad rodzeństwem wisi czarno-biała fotografia, oprawiona w potężną szklaną antyramę i aż mimowolnie wywołująca na twarzy uśmiech. Czwórka młodych ludzi obejmująca się w silnym uścisku, wyraźnie szczęśliwa. Pomimo takich różnic wciąż byli kochającą się rodziną. A teraz? Leżą bez dechu pośród czarnych róż i miękkich, śnieżnobiałych poduszek. Martwi.
YOU ARE READING
「 los ángeles con caras sucias」━
De Todo"[...] zorganizował specjalną kolację, podczas której orkiestra grała tylko tanga, a cała knajpa była pełna Argentyńczyków"