4

24 1 0
                                    

(Ten rozdział pisałam przy wspaniałej piosence 'Bracia Pierdolec' polecam)


Mineły już dwa dni od kiedy Enddzi ogłosił że zrobi z Aartusia ofiare. Omygy co sie ze mną dzieje czemu pomyślałem 'Aartuś' przecież on jest tylko mojim ziomkiem i nic więcej. W każdym bądź razie od dwuch dni siedziałem w restauracji Abry pijąc piwerko. W sumie to miałem zbierać na okup a zamiast tego cały czas wydaje pieniądze na alkochol. Nie wiem jak to będzie ogulnie.

Zajrzałem do sfojego portfela i okazało się, że mam jeszcze tylko kilka pięciozłotuwek. Postanowiłem kupić wiencej piwerka, bo jak to muwił mój stary Janusz "piwska nigdy za wiele synek", a potem napierdalał mnie kijem po głowie żebym zapamiętał. To były ciekawe czasy. Zawołałem Abre, która jak zwykle obsługiwała kyoSa bo ten zamawiał kolejny talerz tostów. Nic nie robi tylko siedzi całe dnie u naszej biednej Abry i wpiepsza tosty. 

-No co chcesz- zapytała Abra

-Dej jeszcze piwsko plz.

-Dobra ale ostatnie bo nie będziesz już miał kasy na uratowanie Aartka.

-Jasne.

Słyszałem też od Burasa że Szadoł i Chlep obmyślają plan uratowania Aartka, ale to raczej nie wypali bo najlepsze co wymyślyły te dwa bachory to komora gazowa dla wieśniaków. Ich plany zawsze są zbyt dziwne żeby mogły działać. 

Abra przyniosła mi alkochol a ja siedziałem i liczyłem na to, że może wydarzy sie jakiś cud czy coś.


kc kcWhere stories live. Discover now