Rozdział Osiemnasty - Kosmos

1.8K 108 71
                                    

-Wypierdalaj stąd-wysyczał wściekły Bill w stronę swojego brata.

-Bill posłuch...-zaczął niebiesko-włosy.

-Wypierdalaj!-wykrzyczał tym razą na co oboje podskoczyliśmy z Willem.

Ziemia na której staliśmy zaczęła się trząść, niebo pochmurniało, rzeźby zaczęły pękać, łamać się pod wpływem złości Demona Snów, a wszystkie rośliny w oczach zaczęły marnieć, aż nie uschły na wiór, który po chwili zdmuchnął mocny, porywisty wiatr. Gdzieś w oddali można było usłyszeć uderzenia piorunów oraz krzyki upodobnione do ludzkich i nie tylko.

-Nie ró-b mu nic tyl-lk-o. Rzu-ciłem zak-zaklęcie prze-ez które zanika str-ach. Za niedługo to mi-mi-nie-wyjąkał Demon Strachu, po czym pstryknął palcami i pochłonął go błękitny ogień, zniknął.

Zostałem sam na sam z rozwcieczonym blondynem.

-A ty... Jesteś pierdoloną kukiełką. Jeśli tylko zapragne to najpierw zmiażdże Ci wszystkie kość, poucinam ci każdą część ciała i porozrzucam po wymiarach, a osobiście zajmę się tym by twoja głowa wylądowała przed twoją siostrą. Jeszcze raz spróbuj opuścić ten pierdolony pokój bez mojej wiedzy, a przysięgam, że to co uważałeś za ból, będzie tylko namiastką-wywarczał.

-Nie jestem twoją lalką! A od Mabel to się lepiej odwal! Goń się Bill! Zobaczysz wydostanie się stąd!

-Ha Ha Ha! A to dobry żart! Chyba zapomniałeś mały, ale teraz należysz do mnie. Twoja dłoń już zawsze będzie skażona przez tatuaż, który będzie Ci przypominać o naszym pakcie, mały. Odnajde Cię nawet na końcu świata-uśmiechnął się z wyższością.

-Na pewno jest jakaś luka w tym całym bagnie!-wykrzyczałem poddenerwowany.

-Ha Ha... Dociekliwy jak dawniej. Podoba mi się to-zaśmiał się sucho, po czym odwrócił i zaczęł kierować się ku jednemu z wyjść z pustyni, która do niedawna była pięknym ogrodem-Musze Cię zmartwić Dipper, ale tym razą wszystkie karty są na stole-rzekł nie odwracając się.

-Gdzie ty idziesz?! Nie skończyłem!

-Ale ja tak-mruknął poirytowany.

-Czekaj! Stworzymy nowy pakt!-palnąłem- Jeśli wygram wrócę do domu...

-A jeśli przegrasz?-przerwał znudzony nie odwracając się nawet do mnie-Nie masz nic do zaoferowania w zamian. Wystawisz moją cierpliwość na próbę, a i tak oberwie Ci się później za ucieczkę, nie posłuszny bachorze.

Nie posłuszny... Za każdym razem sprzeciwiam się, stawiam niewielki, acz wciąż, opór. Tylko to mi pozostało i tylko o to mogę zagrać.

-Ulegne-powiedziałem cicho oraz nie pewnie.

Demon jakby oblany wiadrem zimnej wody stanął jak wryty. Spokojnie odwrócił się z wrednym uśmieszkiem.

-W takim razie co proponujesz?-zapytał zadowolony.

-Szachy-wyszeptałem.

-Twój wuj też uwielbiał tę grę...-powiedział po chwili-Jesteście tacy podobni, a jednak tak różni. Obaj stworzeni do wielkich rzeczy, ale ty nie dałeś mi się omamić kilka lat temu. Znasz granice, a dla niego one nie istniały-westchnął.

-Ford jest wielkim naukowcem i na pewno nie zrobił by nic pochopnie!-broniłem wujka.

-Nędzny człowieku... Nic o nim nie wiesz. Dla swoich zabaw w "wielkiego odkrywce" zniszczył nie jedną istotę. Do celu po trupach jak to mówił. Ha Ha Ha!-roześmiał się.

-Co ty wygadujesz?! On nigdy by czegoś takiego nie zrobił! Kłamiesz!

-A po co miałbym kłamać, drogi chłopcze?

Umowa (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz