Od momentu, w którym dowiedziałam się od Karoli, że Kuba#2 widzi we mnie tylko dobrą koleżankę minęły 2 tygodnie. Chodziłam na praktyki i jednocześnie pisałam z Kubą#1. Na koniec moich praktyk spotkaliśmy się na dosłownie godzinkę. Było miło i cieszyłam się, że się z nim zobaczyłam.
Dwa dni później nadeszła niedziela. Dzień święty. Dzień, w którym wszystko jest możliwe. Dzień, w którym nic nie ma prawa się zepsuć. Teoretycznie. Bo w praktyce już tak kolorowo nie jest.
Umówiłam się z nim na tę właśnie niedzielę. Dwa dni po tym jak się spotkaliśmy, ale tym razem na dłużej. Miał do mnie przyjechać, ale w ostatniej chwili mi napisał, że po meczu, który grali rano rozchorował się i nie da rady przyjść. Zrobiło mi się przykro, ale cóż, nie byłam z nim związana aż tak blisko, żeby rozpaczać jak po nie wiadomo kim.
Z tej okazji napisałam do Karoli.
,,Wychodzisz dziś?"
,,A to nie miałaś się widzieć z Kubą?"
,,Zdjęcie zostało wysłane."
,,Ah, więc o to chodzi :/. Dobra, bądź na przystanku u mnie, pojedziemy do miasta, bo ja się widzę z Kubą i Hubertem."
,,Lecę słońce :*"
W przeciągu 15 minut byłam na ulicy, gdzie mieszkała Karolina. Po chwili czekania wyszła i autobusem podjechałyśmy do miasta. Tam, zwarci i gotowi na rowerach, czekali na nas Kuba#2 i Hubercik.
Hubercik to wysoki, chudziutki blondynek o niebieskich oczach i świetnym poczuciu humoru. Już wcześniej wiedziałam, że ma dziewczynę, więc odpuściłam sobie zarywanie do niego. To nie byłoby na miejscu.
Po chwili wszyscy skierowaliśmy się do McDonalda. Podczas obżerania się zamówionymi przez nas posiłkami rozmawialiśmy w najlepsze, nie zwracając uwagi, że ktoś na nas patrzy. A potem pojechaliśmy. Na rowerach. A dokładniej na dwóch. W czwórkę. Moim kompanem był Hubercik, natomiast Karoliny - Kuba. 4,5 kilometra na rowerach poprzez dziury, nierówne chodniki, górki, doły, aż w końcu dojechaliśmy do domu Karoli. Jeszcze nie widziałam takiego odcienia czerwonego na żadnej twarzy. Chłopaki dobrze się sprawdzili jako kierowcy ,,rajdowi". Po ciężkiej tułaczce jedyne czego nam brakowało to kubeł chłodnej wody na łeb i to podwójnie. Zamiast tego dostaliśmy wielką porcję orzeźwiającej lemoniady, która swoją drogą była o niebo lepsza.
I tak zaczęło nam się nudzić powoli. Wszyscy marzyliśmy o chwili snu, żeby zregenerować siły, ale nie wypadało tak zasypiać przy wszystkich. Więc znaleźliśmy alternatywę. Karola wyciągnęła swoje kosmetyki (których miała wcale niemało), a ja rzuciłam poduszkę, na której położył się Hubert. Pół godziny wystarczyło, żeby wyglądał jak gwiazda hollywoodzkiego filmu i to w najlepszej formie. Jeszcze brakowało długiej sukni z wycięciem na boku i błysku fleszy wokół oraz wysłanników największych serwisów plotkarskich w kraju. Za to wystarczył nam jeden telefon i kilka zdjęć z dopiskiem ,,i'm crying with laughter emoji". Emotka odzwierciedlała nasz aktualny stan. Wszyscy dosłownie płakaliśmy ze śmiechu. Hubert zrobił dodatkowo przejście po pokoju niczym modelka na wybiegu Victoria's Secret, przez co wywołał kolejną lawinę śmiechu i łez. Gdy wszyscy już ochłonęliśmy, a Hubercik zmazał makijaż i tonę lakieru z włosów usiedliśmy i rozmawialiśmy. W pewnym momencie zeszłona temat tzw. ,,crushowania".
- Ja to już nie wiem kogo tak na prawdę crashuje. Podoba mi się kilki i ciężko tak na prawdę wybrać spośród...
- Co robisz? - spytał Kuba śmiejąc się.
- Crashuje.
- Ale że... kras...hujesz?...Ej, Hubert...Hujesz...
- Rzeczywiście - i razem z Kubą wpadli w karuzelę śmiechu.
Popatrzyłam się na Karolinę z miną ,,co za dzieci", ale po chwili śmiałyśmy się z ich chichotu.
- Co to znaczy to całe krushowanie? - wycedził Hubert.
- Jak już coś to się mówi ,,kraszowanie". Chodzi o to, że jak podoba Ci się ktoś, to zaczynasz go kraszować. No wiesz, śledzisz co robi i z kim się spotyka, ale jednocześnie próbujesz się do niego zbliżyć, żeby być z nim.
- Przecież to wygląda jak śledzenie kogoś przez FBI.
- Ale wcale takie nie jest, uh... - pokręciłam oczami - czemu zawsze musicie tak wszystko trudno ogarniać?
- Słucham? - zaśmiał się Kuba, pytając - my trudno ogarniamy, podczas gdy wy wymyślacie jakieś ,,krasze".
- Racja! - poparł go Hubert.
- I ty Brutusie przeciwko mi? - zapytałam go z teatralnym ocieraniem łzy.
Hubert wzruszył ramionami, a ja skryłam twarz w dłoniach tylko po to, żeby zaraz wybuchnąć śmiechem na wspomnienie całej sytuacji.
- A ty Natalka, kraszujesz kogoś? - zapytała Karolina.
Spojrzałam na nią spod oczu. Już mi tak do śmiechu nie było. Dobrze wiedziała, że podoba mi się Kuba i tylko czekała, aż on się o tym dowie. Próbowałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji, ale nie mogłam wymyślić żadnego dobrego sposobu.
- Moooooże... - przeciągłam i zaczęłam nerwowo rozglądać się po pokoju.
- UUUU - krzyknęli - a kto, a kto?
- Aaa, no jest taki jeden, fajny... chłopak...
- Czyżby nasz kochany Kubuś? - spytał Hubercik.
- Niee, z nim się tylko przyjaźnię.
- To w takim razie kto?
- Może jest nawet w tym pokoju. - odparła Karolina.
Wszyscy spojrzeliśmy na Karolę, potem wszyscy spojrzeli na mnie, a następnie z powrotem na nią.
- Nie, nie, nie - odrzekłyśmy w tym samym czasie - my się tylko przyjaźnimy, chłopaki...
Oboje z dziwnym uśmieszkiem pokiwali głowami, a następnie tępo się zaśmiali. Idioci. Karola wzięła tzw. przez nas ,,laćka" i zaczęła nim okładać Kubę. Jednak on był sprytniejszy i po chwili razem z Hubertem dokuczali jej, łaskocząc ją.
A ja się tylko przyglądałam całej ich zabawie. Bez słowa. Czułam, że odstaje od nich, że nigdy nie będę taka jak oni, że nigdy nie polubią mnie tak jak ją. Że nigdy nie będę taka sama, bo nie mam tego czegoś, co pozwoliłoby mi być jak inne dziewczyny. Jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że to dopiero początek najgorszego etapu w moim życiu.
CZYTASZ
MY REAL LIFE
Teen FictionWspomnienia z mojego życia uczuciowego zawarte w słowach. Miłego czytania:)