Colin
- T.J znam cię już ponad 10 lat, a nadal nie wiem jak to się stało, że stałeś
się „ciepły” - mówię do mojego najlepszego kumpla, a zarazem wspólnika,
pokazując znak cudzysłowu palcami.
- Stary, daj spokój. Przeszkadza ci to? Nie zapominaj jak się poznaliśmy.
- Pamiętam. - Odpowiadam, próbując się nie uśmiechnąć na to
wspomnienie. - Chciałeś mnie przelecieć na środku salonu mojej laski. Gdyby
nie to, że byłem upalony jak dzik chętnie bym cię wtedy poskładał jak precla.
- Col, byłeś najseksowniejszym facetem jakiego kiedykolwiek widziałem,
w dodatku wziąłeś się znikąd w połowie semestru drugiej klasy.
Zanim skończył zdanie, zacisnąłem dłoń na trzymanej szklance tak mocno, że
aż mogłem podświadomie usłyszeć jak szkło lekko pęka. Biorę głęboki oddech,
zamykam oczy i odganiam myśli z głowy pędzące w stronę powodu dla którego
musiałem się przenieść z rodzicami z Carson City w Nevadzie aż do Denver w
Kolorado. Pomaga mi w tym T.J
- Aż dziwne, że nie zmieniałeś lasek jak skarpetek. Ciągle z Santi... Nie
męczyło cię bycie z jedną? - T.J pyta z lekkim zdziwieniem.
- O nie Brachu. Była mądra i seksowna. Szkoda, że to ją zmęczyło ciągłe
bycie z jednym i w ostatniej klasie chciała rozłożyć nogi nawet przed gościem,
który głośno wszędzie deklarował, że jest gejem. Ale nie o tym była mowa. Jak
to się w końcu stało, że zechciałeś zejść na złą stronę mocy? - Patrzę na
przyjaciela, nie pozwalając mu uniknąć odpowiedzi.
- Zwyczajnie. Rodzisz się z tym. Masz to zapisane w DNA, jak kolor
oczu, włosów czy długość fiuta. - Odpowiada z teatralnym westchnięciem.
- T. a założymy się, że cię naprostuję? Wiesz, nie przeszkadza mi twoja
orientacja, ale może teraz zabrzmię jak cipa, ale chcę być ojcem chrzestnym
twojego dziecka i chcę być drużbą na twoim ślubie.
T.J zanosi się śmiechem ledwo łapiąc powietrze.
- Człowieku, jesteś pewien, że jesteś stuprocentowym heterykiem? Bo nie
brzmisz. Ale spoko, dla mnie to łatwa kasa, może w końcu odegram się za te
wszystkie głupie, przegrane zakłady z tobą. Jaki wyznaczasz sobie czas
operacyjny? Rok? Pięć lat? Do emerytury?
- Dwa miesiące. I to nie kasa będzie nagrodą. - Mówię dopijając do końca
whisky i dolewając sobie do szklanki z butelki stojącej na stoliku między nami.
- Dam ci się przelecieć jeśli przegram, w co nie wierzę, bo każdy zakład
od roku z tobą wygrywam.
Mój przyjaciel poprawił się na fotelu i zagwizdał.
- Ooo stary, nie wiesz co czynisz, ale chętnie zerżnę twoją seksowną, jędrną dupcię. Nie pytam co, jeśli ja przegram, bo za pewne nie ma na to szans.
O kurwa! Nie przemyślałem nagrody dla mnie.
- Twoja przyszła żona mi obciągnie na twoim wieczorze kawalerskim i to
w dodatku na twoich oczach. - Wyciągam rękę ze szklaneczką do niego, żeby
przypieczętować nasz zakład.
Męskie wieczory z T.J zawsze kończą się na jakimś głupim zakładzie.
Raz założyliśmy się który dłużej wytrzyma bez spuszczania się w czasie
robienia laski. Na szczęście T.J zażyczył sobie faceta, żeby przed nim klęknął,
dzięki temu ja miałem nawet trudności z podniesieniem chuja na baczność.
Tak, robimy z nim takie rzeczy. T.J jest dla mnie jak brat. Jemu jedynemu
zaufałem na tyle, żeby wciągnąć go w spółkę i oddać mu praktycznie za bezcen
połowę udziałów w rodzinnej firmie po śmierci ojca.
Był czas, że ludzie się zastanawiali czy nie jesteśmy parą, bo wszystko razem
robiliśmy. Imprezy – wspólne. Podrywy – wspólne, tylko rzecz jasna płeć
podrywanych przez nas się różniła. Mecze – wspólne. Nawet razem poszliśmy
na studia i wynajmowaliśmy jedno mieszkanie w tym czasie. Zrobił dla mnie o
wiele więcej niż ktokolwiek inny w moim życiu.