Rozdział 4

359 23 4
                                    

Colin

Wychodzę przed budynek i rozglądam się dookoła. Może kiedy dostanie

moją wizytówkę, wróci i będzie chciała porozmawiać.

To, że udało mi się do niej dotrzeć było prawdziwym zrządzeniem losu.

Jeszcze tego samego dnia, kiedy T.J mi o niej powiedział szukałem jej w sieci i

zleciłem Megge znalezienie jej numeru. Oczywiście w sieci jedyne informacje

były o jej osiągnięciach sportowych i działaniach politycznych, nic poza tym.

Nawet numeru do jej biura nie mogłem znaleźć. Na szczęście Megge przez

znajomą znajomej udało się dostać numer do jej asystentki.

Cały tydzień do niej wydzwaniałem, próbując umówić się na spotkanie. Nie

pomagało nic. Prośby, groźby, przekupstwo. Ciągle słyszałem, że pani

Sommers jest zajęta i nie ma wolnych terminów w najbliższym czasie. To

trochę dziwne jak na kogoś, kto działa w polityce.

Dzięki Bogu, że jeden z klientów nie mógł dotrzeć na spotkanie, a

zależało mi cholernie na zamknięciu z nim sprawy i podpisaniu umowy, więc

sam się wybrałem do Aspen, żeby to zakończyć.

Zatrzymałem się w małym hoteliku, który napotkałem jako pierwszy, żeby

zaoszczędzić nieco czasu, ale też dlatego, że nie zależało mi na luksusie. Kiedyś

mogłem pomarzyć choćby o spaniu w miękkim wygodnym łóżku. Nie, nie

dlatego, że rodziców nie było stać, ale dlatego, że mój ojciec uparł się, że nie

mogę być rozpieszczany wygodami, to miało mi pomóc wyjść na ludzi. To

zabawne, bo dopiero po jego śmierci zacząłem żyć jak człowiek, a nie jak

zaszczute zwierzę.

Mimo naszej sytuacji majątkowej, zawsze miałem mniej od moich

rówieśników, ale to nie na nowych, modnych i drogich zabawkach mi zależało,

a na możliwości przyjścia do domu bez strachu co mnie czeka za drzwiami.

Po spotkaniu z klientem wszedłem do pokoju, w którym stały tylko łóżko,

biurko oraz mała szafeczka, na której stał telewizor. Nie zastanawiając się zbyt

długo wszedłem do łazienki, wziąłem prysznic i postanowiłem zejść na dół, do

hotelowego baru, z nadzieją, że będą mieli coś, czym będę mógł uczcić

sfinalizowanie przejęcia jednej z największych w tym rejonie fabryk sprzętu

sportowego. Szkoda tylko, że będę musiał opijać to sam, bo wątpię, żeby była

tu jakaś kobieta warta choćby rozpięcia rozporka.

Ubrałem czarną polówkę, czarne jeansy i czarne martensy, żeby nie

rzucać się za bardzo w oczy. Nie mam ochoty nawiązywać głupich gadek w

stylu „jak mija mi pobyt”. Wychodząc, złapałem jeszcze granatową bluzę,

zakładając ją w drodze na dół.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 07, 2014 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ZakładOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz