eleven

27 3 0
                                    

" Są tu jedynie wieloryby, które rozmawiają w innych językach. "

Trzymając głowę schyloną ku dołowi umyka nam tak wiele rzeczy, które  zobaczylibyśmy gdybyśmy tylko zdecydowali się na podniesienie jej odrobinę wyżej. Istnieją ludzie, którzy nadzwyczajnie nie chcą ujrzeć czegoś poza szarą ziemią. Są tacy, którzy się boją, ale również tacy, którzy podczas patrzenia wysoko upadli i nie mają siły, aby powtórnie podnieść wzrok. Właśnie do takich osób należy nie kto inny jak Min Yoongi. Trzymał kiedyś głowę uniesioną wysoko, aby w pewnym momencie zostać popchniętym w przepaść. 

Jako małe dziecko był bezwzględnie zakochany w niebie, porannym, popołudniowym, wieczornym, nocnym, słonecznym, deszczowym. Fascynowało go jego piękno i tajemniczość. Kochał patrzeć w górę  ponieważ czuł, jakby dzielił właśnie to spojrzenie z innymi ludźmi, którzy podzielali jego miłość. Były to dni dziecięcej beztroski, które w jego przypadku nie trwały długo. Jedno wydarzenie odebrało mu to co kochał najbardziej.

Życie wyrwało mu z rąk niebo i zabroniło powracania do niego. 

Można było wymieniać w nieskończoność przyczyny tego, dlaczego dwudziestodwuletni Yoongi szedł leśną ścieżką ze spojrzeniem uparcie wbitym w ziemię. Zbliżała się godzina dziewiętnasta, a słońce właśnie zachodziło za horyzont, rozsyłając blado różową poświatę, która rozpraszała się wokół konarów drzew. Niebo przybrało purpurową barwę, skupiającą w sobie wiele odcieni różu, filetu i błękitu, które w połączeniu dawały magiczny efekt. Kwietniowe dni miały to do siebie, że przynosiły rozkwit całej przyrody, która rozpoczynała pobudkę po długim śnie. Dlatego na pobliskich gałęziach można było dostrzec mniejsze lub większe pąki kwiatów, oraz małe listki, które były delikatnie poruszane przez wiosenny wietrzyk.

Świat sam w sobie wydaje się niesamowicie piękny, lecz wszystko zmienia fakt, że się na nim znajdujemy. 

Min Yoongi nie mógł dostrzec tej niezwykłości, którą skrywało wszystko co go otaczało. Gdyby tylko spojrzał trochę wyżej i otworzył szerzej oczy, wszystko wyglądałoby całkowicie inaczej. Sam nie potrafił, potrzebował kogoś do pomocy, kogoś kto będzie miał odwagę posklejać roztrzaskane serce chłopaka i unieść jego głowę do góry.

Lecz nikogo takiego nie spotkał, a przynajmniej tak mu się wydawało. 

Yoongi właśnie znajdował się w środku lasu przed budynkiem, który przy każdej okazji budził w nim odrazę. Jego wizyty w tym miejscu nie były z reguły częste. Zjawiał się tutaj tylko, aby załatwić formalności, był to czysty interes polegający na wykonywaniu zleconych mu poleceń i odbieraniu pieniędzy, bez żadnego przywiązywania się do ludzi. Chłopak zrobiłby wiele, aby z tym skończyć, nie chciał w tym nigdy tkwić, lecz czy miał inne wyjście? Nie mając żadnego wykształcenia, nie miał również szansy dostać się do dobrze płatnej pracy, każda której się podejmował przynosiła mizerne skutki. Leczenie jego siostry kosztowało bardzo dużo, a sumy jakie dostawał za uczciwą prace nie wystarczały. Jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji było pewnego dnia przyjście do zdecydowanie nieodpowiednich ludzi i podpisanie brudnej umowy. Dostawał zlecenie, miał je zrealizować bez żadnych komplikacji, a następnie dostawał zapłatę za swoją prace, która umożliwiała opłacenie leczenia małej Seo. Z początku Yoongi myślał, że cały ten biznes to nic innego jak nielegalna firma, która pożyczała ludziom pieniądze, a następnie żądała zapłaty, która była ustalona wcześniej. Jego praca polegała jedynie na sprowadzaniu ludzi, którzy nie wywiązywali się z umowy. Po dłuższym czasie chłopak zdał sobie sprawę, że sytuacja wygląda całkowicie poważniej. Nic co było tutaj spotykane, nie miało wspólnego z uczciwością. Przychodzili tu ludzie w skrajnych momentach, naiwni i skłonni uwierzyć w każde słowo jakie im powiedziano. Podpisywali umowę, która z pozoru nie zawierała żadnych nieprawidłowości, lecz w rzeczywistości była zgodą na manipulacje całym ich dalszym życiem. Suma, którą w ostateczności musieli oddać przerastała ich możliwości i tutaj pojawiała się właśnie rola Mina, jego zadaniem było porwanie tych ludzi i dostarczenie odpowiednim osobom. Najgorszą częścią tego wszystkiego był fakt, że ta firma to tylko mała część jakiegoś bezprawnego biznesu na skalę krajową. 

Yoongi każdego dnia żył z małą świadomością tego wszystkiego, dla jednej osoby. Lecz tak naprawdę to co wiedział było niczym w porównaniu do rzeczywistości. Nigdy nie dowiedział się co stało się z ludźmi, których za zadanie miał porwać. Jego praca kończyła się w momencie dostarczenia tych osób do pracowników. 

Za każdym razem wchodził do tego budynku z tą samą świadomością, robił to też i teraz. Szef poprosił go o spotkanie. Jak zawsze chodziło o to samo, ludzi którymi się bawił, ludzi którzy byli jego marionetkami. 

W tym miejscu była tylko jedna osoba z którą umiał rozmawiać, osoba która znała go choć trochę. Był nią nie kto inny jak Jung Hoseok. Człowiek, który kłamał i oszukiwał jak on. Dlatego potrafili znaleźć wspólną, ale jak za razem okrutną płaszczyznę. Dzielili razem odpowiedzialność za pewną osobę, która nie zdawała sobie sprawy, że jego najlepszy przyjaciel, bezpodstawne wsparcie i pomoc, grał do całkowicie innej bramki, kryjąc się jedynie pod strojem, który zapewniał mu bezpieczeństwo. 

Więc dlaczego Yoongi, który robił dosłownie to samo niewinnemu Park Jiminowi wpatrywał się właśnie z obrzydzeniem i wyrzutem w smutne oczy stojącego akuratnie naprzeciwko niego Junga?

Zajęty swoimi myślami nie zauważył, że znajdował się na schodach tego przesiąkniętego okrucieństwem budynku i patrzył nieustanie w jeden punkt, który po chwili został zasłonięty przez wyższego chłopaka.

- Cześć Yoongi - słowa Hoseoka wyrwały go z chwilowego otępienia - jak dobrze, że się spotykamy. Szef prosił mnie, abym porozmawiał z tobą na pewien temat, jest teraz zajęty i nie ma czasu na dyskusje - własnie tak, każda próba rozmowy Yoongiego z człowiekiem, który za tym wszystkim stał, kończyła się kłótnią.

- Co jest tak pilne, że poprosił najbardziej rozgarniętą osobę w tym cholernym miejscu o rozmowę ze mną o pracy? Jeśli nawet to gówno można nazwać pracą - odrzekł lekko zirytowany Min.

- Park Ji- nie było dane mu skończyć, gdyż automatycznie przerwał mu ironiczny śmiech drugiego chłopaka.

- Kurwa, nie wierzę. Chcesz mi powiedzieć, że będziemy rozmawiać razem o tym dzieciaku? Okej, to jak myślisz Jung, domyśla się już, że jego przyjaciel jest chujem, który wciągnął go w to całe gówno? Albo powiedz mi, czy zawsze był tak naiwny, że wierzy każdemu i pragnie zaprzyjaźnić się z losowymi ludźmi spotkanymi po pijaku w cholernej knajpie? - słowa nie kontrolowanie wypływały z ust chłopaka.

- O co ci chodzi, co? Nie pierdol, że zaczął cię obchodzić jego los, po tym jak od paru miesięcy wysyłasz do niego te gówniane wiadomości i czekasz tylko na okazje, aby go zgarnąć i dostać pieniądze, bo twoja siostra umiera. Coś za coś prawda? Jestem beznadziejny, wiem o tym. Do jasnej cholery udaje przyjaciela, a za plecami rozwalam mu życie, ale chcę to jak najszybciej skończyć, dlatego z tobą rozmawiam. Im szybciej go zgarniesz, tym łatwiej będzie dzieciakowi się z tego wyplątać. Z każdym dniem jego sytuacja się pogarsza, a szef daje ci czas i da ci go więcej, bo wie, że to działa na jego korzyść.

- Aleś ty wielkoduszny, porwij dzieciaka wyjdzie mu to na lepsze, czy ty się słyszysz kurwa?! Wiesz lepiej ode mnie, że na pieniądzach się nie skończy, oni go zniszczą! - Yoongi nie kontrolował już swoich emocji i zaczął krzyczeć.

- Chcę ci tylko przypomnieć, że siedzimy w tym razem. To do jasnej cholery twoja sprawa, nie wiem o co ci w ogóle chodzi Min, jeszcze niedawno miałeś go w dupie jak każdego poprzedniego - wiedział, że to co robił było totalnymi sprzecznościami. Jeszcze dwa dni temu wyrzucił Jimina ze szpitala, uważał go za zagrożenie, pragnął zakończyć to jak najszybciej i pozbyć się dzieciaka, a teraz wydzierał się na swojego jedynego znajomego, ślepo broniąc ofiarę.

- Każdy z nas jest potworem, który niszczy wszystko co napotka na drodze byleby dążyć do upragnionego celu. Zarówno ja, ty i wszyscy ci ludzie, których codziennie mijasz na tych schodach. Pierdole to - po tych słowach szybko odwrócił się na pięcie i wyszedł z budynku z pytaniem w głowie.

Kim był Park Jimin, zagrożeniem, czy wybawieniem?

woebegone II yoonminWhere stories live. Discover now