3. Kumi

28 2 3
                                    

Słońce powoli zbliżało się do choryzontu. Szybkim krokiem szłam ze sklepu w kierunku mieszkania. Musiałam jeszcze rozpakować zakupy i ułożyć do snu siostrę, a czasu było coraz mniej.
Nagle poczułam, że zaczynam upadać. Instynktownie podparłam się rękami, aby uniknąć zderzenia i chodnikiem. Na szczęście bandaże w małym stopniu zamortyzowały upadek, lecz pomimo tego odczuwałam w dłoniach nieprzyjemny szczypiący ból. Kątem oka zobaczyłam, jak ktoś kuca obok mnie, więc odwróciłam głowę w jego kierunku.
Moim oczom ukazały się z początku ciemne jeansy, następnie jasno szara bluza, aż w końcu twarz źródła mojego upadku. Był to mężczyzna, na oko starszy ode mnie parę lat. Miał ciemno brązowe włosy oraz jasnozielone oczy. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że był całkiem przystojny.
- Wpadłeś na mnie.- powiedziałam i zaczęłam się podnosić z ziemi.
- Co? To znaczy tak. Czekaj pomogę ci.- powiedział, dosyć zszokowany moją bezpośrednością.
- Nie trzeba.- odpowiedziałam sięgając po torbę z zakupami. Gdy ją podniosłam cicho syknęłam.
- Ej no daj to, przecież pomogę ci to zanieść. Należy ci się.
- Czego nie rozumiesz w słowie nie? Mam ci przeliterować? Proszę bardzo n-i-e.- poirytowana ruszyłam w dalszą drogę do domu.
- No weź- chłopak dalej nie dawał za wygraną i w dalszym ciągu szedł za mną.
- Człowieku, odwal się ode mnie wreszcie. - na swój sposób jego zachowanie było urocze, ale teraz nie miałam ochoty, ani czasu na jego towarzystwo.
- Jak nie chcesz pomocy, to nie. Ale i tak z tobą pójdę. Przyjmijmy, że to będą przeprosiny. - zaczynał mnie już mocno irytować.
- A co jeśli uznam to za nękanie?
- A co jeśli powiem, że i tak idę w tę stronę? - odbił piłeczkę i spokrzał na mnie z uśmiechem.
- Nie uwierzę ci w to. Szedłeś w przeciwną stronę. - odpowiedziałam. Chociaż jeśli mam być szczera rozmowa z kimś zaczynała być miłą odmianą w mojej codziennej rutynie.
- Przyjezdny chyba może pomylić kierunki? Poza tym droga w towarzystwie bédzie bezpieczna, jeśli weźmiesz pod uwagę ostatnie wydarzenia.- nie dałam po sobie poznać jak wstrząsnęły mną jego słowa. Skoro wiedział o zabójstwach, musiałam szybko go spławić.
- Mniej bezpieczenie czuje się w towarzystwie nieznajomego. - zripostowałam. Miałam nadzieję że po prostu da mi spokój.
- O to nie musisz się martwić - powiedział - pracuje w służbach bezpieczeństwa, wiesz policja, pogotowie, świecące autka i te sprawy. - roześmiał się. Mi jednak było bardzo nie do śmiechu. Na szczęście dotarliśmy już do mojej ulicy.
- Żegnam - powiedziałam chłodno i trzasnęłam drzwiami. Z tego co widziałam stał pod nimi jeszcze przez chwilę, po czym z uśmiechem, kręcąc głową odwrócił się i poszedł w swoim kierunku.
Mi jednak wcale nie było do śmiechu. Skoro oni ciągle przysyłają tu ludzi muszę mieć się na baczności.
Jedynym co mnie pocieszało była świadomość, że jestem blisko zakończenia tego koszmaru.

********************************************************************
Aaaa prosze doceńcie ten rozdział. Ja B A R D Z O nie lubie pisać opowidań z dialogiem xD

Wrócę do CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz